To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Miała na sobie przezroczystą sukienkę, która owiewała jej ciało niczym mgiełka. Na powitanie posłała Wilowi swój olśniewający uśmiech. - Wyspałeś się, Wilu Ohmsfordzie? - Podała mu tacę i mrugnęła znacząco. - Cephelo chce teraz z tobą porozmawiać. Potem wyszła, nie zaszczycając Amberle ani jednym słowem. Wil spojrzał na swą towarzyszkę i wzruszył bezradnie ramionami. W odpowiedzi dziewczyna zdobyła się na wymuszony uśmiech. Kilka minut później pojawił się Cephelo. Wszedł bez pukania lekkim krokiem, w czarnej szacie i zielonym płaszczu. Wyglądał zupełnie tak samo jak tego dnia, gdy po raz pierwszy ujrzeli go na brzegu Mermidonu. Na głowie miał kapelusz z szerokim rondem, przekrzywiony zabawnie na jedną stronę. Zamachał nim na powitanie, a na jego śniadej twarzy pojawił się uśmiech. - Ach, te elfy. Uzdrowiciel i jego siostra. I znowu się spotykamy. Ciągle szukacie swojego konia? - Nie tym razem. - Wil uśmiechnął się. - Nie? Więc zgubiliście drogę? Z tego, co pamiętam, Arborlon leży na północy. - Byliśmy już w Arborlonie i znowu musieliśmy go opuścić - odparł chłopak, odstawiając tacę. - I przybyliście do Grimpen Ward. - Tak jak i ty. - Rzeczywiście - przyznał mężczyzna i usiadł naprzeciw Wila i Amberle. - Ale w moim wypadku chodzi o interesy. Muszę podróżować przez takie miejsca, gdyby nie to nigdy bym się tu nie pojawił. A ty, uzdrowicielu? Co ciebie sprowadza do Grimpen Ward? Z pewnością nie perspektywa zastosowania twej umiejętności wobec mieszkańców tak nędznej wioski. Wil zastanawiał się przez chwilę, co odpowiedzieć. Musiał być bardzo ostrożny. Znał Cephela na tyle, by wiedzieć, że wędrowiec odkryje wszystko, co tylko może się dla niego okazać korzystne. I na pewno zrobi to bardzo szybko. - My też mamy tutaj swoje sprawy do załatwienia - odparł niedbale. - Nie wydaje mi się, abyś wyszedł cało z tej kabały, uzdrowicielu. Gdyby nie ja, już byś nie żył. Wil miał ochotę roześmiać się w głos. Stary lis! Nie miał zamiaru przyznać, że to Eretria uratowała im życie. - A zatem znowu jesteśmy twoimi dłużnikami - przyznał. - Zbyt pochopnie oceniłem cię w Tirfing. - Cephelo wzruszył ramionami. - Pozwoliłem, by troska o moich ludzi zwyciężyła nad zdrowym rozsądkiem. Winiłem cię za to, co się stało, zamiast podziękować za pomoc. To mnie dręczyło. A teraz, gdy uratowałem ci życie, moje poczucie winy się ulotniło. - Cieszę się, że tak to widzisz - powiedział Wil, nie wierząc w ani jedno słowo wędrowca. - To był bardzo trudny okres dla mojej siostry i dla mnie. - Trudny? - Na śniadej twarzy Cephela pojawiła się znakomicie udana troska. - Może mógłbym coś dla was zrobić? Jeśli powiesz mi dokładnie, co sprowadza was do tak niebezpiecznej krainy...? A więc o to chodzi, pomyślał Wil. Kątem oka zauważył ostrzegawcze spojrzenie Amberle. - Chciałbym, abyś mógł nam pomóc - westchnął, siląc się na szczerość - ale obawiam się, że to niemożliwe. Potrzebuję przewodnika, który zna historię tej doliny, jej legendy i charakterystyczne miejsca. - Cóż, zatem chyba będę mógł wam pomóc. - Cephelo klasnął w dłonie. - Wiele razy podróżowałem do Wilderun i znam sekrety tej doliny. Może, pomyślał Wil. A może nie. Cephelo chce po prostu wiedzieć, co tutaj robimy. - Nie mam zamiaru dłużej nadużywać twej gościnności i angażować cię w nasze sprawy. - Chłopak wzruszył ramionami. - Jakoś sobie poradzimy. Twarz wędrowca nie zmieniła wyrazu. - Dlaczego nie powiesz mi, co was tutaj sprowadza? Pozwól, że sam ocenię, czy rzeczywiście nadużywasz mej gościnności. Wil poczuł, jak dłoń Amberle zaciska się na jego ramieniu, ale zignorował to i nie spuszczał oczu z Cephela. Wiedział, że w końcu będzie musiał coś mu powiedzieć. - Na dworze Elessedilów ktoś zachorował. - Chłopak zniżył konspiracyjnie głos. - Wnuczka króla jest bardzo cierpiąca. Potrzebuje lekarstwa, które można uzyskać z korzenia rośliny rosnącej jedynie tutaj, w Wilderun. Wiemy o tym tylko my dwoje - moja siostra i ja. Przybyliśmy tu w poszukiwaniu tego korzenia. Gdy go odnajdziemy, wrócimy do Arborlon i otrzymamy wysoką nagrodę. Wil poczuł, że Amberle puściła jego ramię. Nie ośmielił się jednak na nią spojrzeć. - Czy wiesz, w którym miejscu w Wilderun można znaleźć tę roślinę? - zapytał Cephelo po chwili milczenia. - Istnieją starożytne księgi traktujące o sposobach leczenia w dawnych czasach. Tam właśnie znalazłem wzmiankę o tym korzeniu i nazwę miejsca, w którym rośnie. Ale ta nazwa została już dawno zapomniana i usunięta ze wszystkich map. Wątpię, czy ją znasz. - Tak czy inaczej powiedz mi, o jaką nazwę chodzi. - Safehold - oświadczył Wil, spoglądając na śniadą twarz wędrowca. - Ta nazwa to Safehold. Cephelo pomyślał przez chwilę, a potem potrząsnął głową. - Masz rację. Ta nazwa nic mi nie mówi. Chociaż... - Mężczyzna zawiesił głos i zamyślił się głęboko. - Jest jeden człowiek, który mógłby ją znać. Być może wiedziałby, o co chodzi. Zna wszystkie stare nazwy, które dotyczą tej doliny. Mogę cię do niego zaprowadzić. Ale Wilderun to bardzo niebezpieczna kraina, uzdrowicielu. Sam się o tym przekonałeś, chociaż dotarłeś jedynie do Grimpen Ward. Jeśli zdecydujemy się pomóc ci w tej wyprawie, będzie to dla nas wielkie ryzyko. Poza tym mamy również inne zobowiązania i inne sprawy do załatwienia. Czas jest dla nas bardzo cenny. Z pewnością potrafisz to docenić. - Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytał stanowczo Wil. - Że beze mnie niczego nie znajdziesz. Potrzebujesz mnie, a ja oferuję ci swoją pomoc. A taka pomoc wymaga... cóż, odpowiedniej zapłaty. - Jakiej zapłaty, Cephelo? Oczy wędrowca pojaśniały. - Twoich kamieni. Tych, które mają tę tajemniczą moc. - One są dla ciebie bezużyteczne. - Chłopak pokręcił głową