To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
– Ciężko mi się po raz kolejny rozstawać z tobą. Nikogo prócz ciebie tu nie mam. – A Felek? A Gienia? – Syneczku, ja się boję. – Czego? – Jestem stara. Boję się, że cię więcej nie zobaczę. Miewam dziwne sny. – Jakie? Pani Kłossowskiej lewe ramię drgnęło, z pieca wypadł kawałek torfu, kłąb dymu napełnił izbę. – Wydaje mi się, że Matka Boska nakazuje mi walczyć, nie mogę Jej mówić. – Może najpierw wykonaj pierwsze bezczynnie. Ale nie mogę być obojętny wobec innego Jej wezwania. – A jeżeli nie wrócisz? – pani Kłossowska wytarła koronkową chusteczką oczy, mokre od łez policzki. – Jeżeli taka wola Nieba... – Tomasz spojrzał do góry. – Twojego grobu nie znajdę, syneczku, mam złe przeczucia. Kto w listopadzie robi powstanie? – Nie wiem, mamo, ale wydaje mi się, że 1830 rok przejdzie do historii i dlatego powinienem wziąć udział w tej walce ciepło czy zimno, maj czy listopad. Nie mogę nie zwracać uwagi na to, że tam moi towarzysze broni walczą, giną, zostawili w domu matki, siostry, może i dzieci, a sami poszli walczyć z wrogiem a ja tu siedzę, jak każdy będzie mówił „niech inni”, to nie będzie komu wygonić z Polski Moskala, Prusaka, Austriaka... Wypędziliśmy kiedyś Szweda, który chciał obraz Matki Przenajświętszej porąbać, to i tych wygonimy. Nie umrzesz maman będę się za ciebie modlił, a być może wrócę z dobrą nowiną. – Dziecko – pani Kłossowska zakryła fartuszkiem twarz. – Skazujesz mnie na kolejną ciężką samotność, możesz mnie już więcej nie zobaczyć. – Ludzie nie pozwolą ci zginąć. – Zastanów się, nie jesteś już młody, mam złe przeczucia... zostaniesz gdzieś w polu ranny i nikt ci pomocy nie udzieli. Nie ruszaj się z domu w innym celu jak tylko w poszukiwaniu obrazu. Poradź się księdza. Tomasz siedzący na ławce obok przygotowanych do podróży rzeczy, oparł się łokciami o stół, czołem uderzył o blat nie wiedząc, co począć, maman – mówił do siebie – nie powinienem cię zostawić i nie chcę, ale nie mogę nie iść, tam mnie wzywają, słyszę głos trąbki moi towarzysze broni: Michał, Franek, Władek... Matko Przenajświętsza – poradź mi, tylu łask od Ciebie doznałem, nie opuszczaj mnie... 69 Kładziesz się na ławce a wydaje ci się, że lecisz w przepaść, szukasz medalika na szyi, różańca w kieszeni, nie masz karabinu, pójdziesz w ogień z pieśnią na ustach pod twą obronę ojcze na niebie, głos masz słaby, w rękach też nie masz siły, jak sobie poradzisz z przeciwnikiem, który wyskoczy z dziką wrzawą nie będziesz uciekał choćby cię mieli posiekać na kawałki książę na czele to nie książę inny dowódca pewnie Wysocki to nie Raszyn Rosjanie w Warszawie ruszasz z batalionem precz z polskiej ziemi głos grzęźnie ci w gardle nie wiesz co ci jest Wysocki strzela do tego co na ciebie z bagnetem walisz w innego co na księcia Władek z karabinem pada co ci jest potykasz się krew na szyi bij wroga na ziemi twojego ojca i dziada ja Polak coraz więcej tych z nożami sam jesteś gdzie towarzysze broni przyjaciele wojskowi dowódcy gdzie Wysocki zabity ranny do niewoli sam się bronisz nie uciekasz nie możesz przed wrogiem na swojej ziemi okrążają cię nie mają karabinów noże błyszczą w ich rękach krwawe oczy ty masz tylko nóż zginiesz za dużo ich jest jakie wyjście obudzić się to sen jak to zrobić zostawisz matkę obudzić się to nie może być prawda ruscy coraz bliżej machasz błyszczącymi stalą rękami masz dwa noże jesteś w lazarecie ranili cię matka zmieni ci okład zimna szmata na czole znajome ściany okno z zielonym wazonem znajomy głos znajoma ręka wyciąga ku tobie ciepły kubek herbata lipowa czy malinowa gorączka ci spadnie podnosisz głowę jesteś w domu... – Naprawdę? – pytasz sam siebie. – Co naprawdę? – głos mamy. – Jakie to szczęście – odpowiadasz. – Wypij to – prosi pani Kłossowska. – Gorączka zelżała, bańki nie będą potrzebne. Nieopisaną radość sprawiła ci podświadomość, a po chwili pewność, że jesteś w domu, że opiekuje się tobą twoja matka, skąd się to wszystko bierze? – Mamo, przecież wybuchło powstanie przeciwko Ruskim. – Ty już nigdzie nie pójdziesz. „Bez Boga ani do proga”.Tak mawiał mój dziadzio Walenty, austriacki żołnierz... – Załatwiaj swoją sprawę – szepcze maman – Gienia przyniosła ci piwo, doleję miodu, wypij. Załatwiaj swoją sprawę – szumiały mu w uszach słowa matki. – Jak mam załatwiać Jak mam żyć, żeby uzyskać od Niej kierunek poszukiwań? Jakiego czynu mam dokonać, żeby zasłużyć? Tomasz zamknął oczy, ale zaraz je otworzył, bo wydawało mu się, że łóżko przechyla się, strąci go na podłogę. Ścisnął mocno deskę krawężnika i myślał: piwo za mocne było czy ja jestem taki słaby? – Mamo, co mi jest? – Nie wiem. Dostałeś gorączki. Gienia przyniosła różne zioła, na pewno ci pomogą. – Nie chcesz szczęścia z Gienią? – pytasz sam siebie. – Pragniesz znaleźć oraz Tej, którą Bóg wybrał spośród kobiet świata, pragniesz popatrzeć na nią, kochać ją ze wszystkich sił. Zasypiając idziesz po raz setny ścieżkami przez pola ku kapliczce, w której ona czeka na ciebie, idziesz i nie możesz dojść, bo kapliczka wciąż się oddala. Smutno i ciężko było Tomaszowi, że nie dołączył na Powstanie, które jednak objęło już prawie całe tereny zaboru rosyjskiego, nie miał jednak żadnych rzetelnych informacji o tym, co się dzieje, gazety nawet „Krakowska” nie docierały do niego przypuszczał, że powstańcy podchodzą już pod Konin, do Izabelina kilka kroków. Co on, Tomasz, ma począć? Gorączka nie ustępuje, coś z płucami? Nie możesz nawet wyruszyć na poszukiwanie obrazu. Wyruszysz na wiosnę, taka jest wola Matki Boskiej. – Ty dokąd? – pyta pani Kłossowska patrząc na ubierającego się syna. 70 – Trzy konie czekają pod kuźnią, widzę przez okno – odpowiedział Tomasz przyczesując dłonią włosy. – Wypij gorące mleko. – Idzie zima, podkowy trzeba koniom zmieniać. – Ubierz się ciepło, żebyś się nie przeziębił. – Przy młocie się rozgrzeję – Tomasz usiadł na ławce przy stole, na którym parowało mleko z miodem, pani Kłossowska postawiła osełkę masła