To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Wybrała w końcu suknię, w której Daphne była na balu Strzelców i od tej pory nigdy już jej nie włożyła. Kiedy zdołała zapiąć ostatni guzik, przejrzała się w lustrze. Była pewna, że pomyślnie przejdzie „przegląd umundurowania". Gdy stojący na gzymsie kominka zegar wybił ósmą, rozległ się dźwięk dzwonka. Guy, w dwurzędowej marynarce z herbem pułku na kieszonce i w kawaleryjskich spodniach, wszedł do pokoju niosąc butelkę czerwonego wina oraz tuzin czerwonych róż. Położył oba prezenty na stole i wziął Becky w ramiona. - Cóż za piękna suknia - powiedział. - Chyba nigdy jej dotąd nie widziałem. - Nie, mam ją na sobie po raz pierwszy - odparła Becky, czując się winna, że nie spytała Daphne, czy może ją od niej pożyczyć. - Nie masz nikogo do pomocy? - spytał Guy, rozglądając się wkoło. - Prawdę mówiąc, Daphne zaproponowała, że wystąpi w roli 134 przyzwoitki, ale nie zgodziłam się, ponieważ nie chciałam podczas naszego ostatniego wspólnego wieczora dzielić się tobą z kimkol- wiek. Guy uśmiechnął się. - Czy mogę ci w czymś pomóc? - Owszem, możesz odkorkować wino, a ja tymczasem nastawię ziemniaki. - Ziemniaki od Trumpera? - Oczywiście - odparła Becky idąc do kuchni, gdzie wrzuciła kapustę do garnka z wrzącą wodą. Zawahała się przez chwilę, następnie zawołała: - Nie lubisz Charlie'ego, prawda? Guy nalał wino do dwóch kieliszków, ale albo nie słyszał, o co spytała, albo nie chciał odpowiedzieć. - Jak upłynął ci dzień? - spytała Becky, kiedy wróciła do salonu i wzięła podany jej kieliszek. - Na pakowaniu nieskończonej ilości kufrów przed jutrzejszą podróżą - odparł. - W tym cholernym kraju trzeba mieć po cztery sztuki wszystkiego. - Wszystkiego? - Becky wypiła łyk wina. - Hm, dobre. - Wszystkiego. A ty, co robiłaś? - Rozmawiałam z Charlie'm o jego planach podbicia Londynu bez wypowiedzenia wojny, uznałam, że Caravaggio jest drugorzęd- nym artystą, i wybrałam trochę świeżych grzybów, nie wspominając już o codziennych sprawach firmy Trumper. - Kiedy skończyła mówić, postawiła talerz z połówką melona przed nim, a drugi przed sobą. On tymczasem ponownie napełnił kieliszki. Podczas trwającej dość długo kolacji Becky coraz bardziej uświadamiała sobie, że jest to zapewne ich ostatni wspólny wieczór na przestrzeni najbliższych trzech lat. Rozmawiali o teatrze, pułku, zamieszkach w Irlandii, o Daphne, a nawet o cenie melonów, ale nawet słowem nie wspomnieli o Indiach. - W każdej chwili możesz przyjechać mnie odwiedzić - powie- dział w końcu Guy, poruszając zakazany dotąd temat i nalał jej następny kieliszek wina, niemal opróżniając butelkę. - Z jednodniową wycieczką, co? - spytała, sprzątając ze stołu talerze i odnosząc je do kuchni. - Wydaje mi się, że nawet to będzie kiedyś możliwe. Guy ponownie napełnił swój kieliszek, po czym otworzył przynie- sioną przez siebie butelkę. 135 - Co masz na myśli? - Podróż samolotem. W końcu Alcock i Brown przelecieli Atlan- tyk bez lądowania, więc Indie muszą być następnym celem jakiegoś ambitnego pioniera. - Być może usiądę na skrzydle - powiedziała Becky wróciwszy z kuchni. Guy wybuchnął śmiechem. - Nie martw się. Jestem pewny, że te trzy lata przelecą jak błyskawica, a po moim powrocie zaraz się pobierzemy. - Podniósł swój kieliszek i obserwował, jak Becky wypija następny łyk wina. Przez pewien czas żadne z nich się nie odzywało. Becky wstała od stołu i poczuła lekki zawrót głowy. - Nastawię wodę - powiedziała. Kiedy wróciła, nie zauważyła, że jej kieliszek został znów napeł- niony. - Dziękuję za cudowny wieczór - powiedział Guy, a ona zaniepokoiła się, że już zamierza wyjść. - Obawiam się, że nadszedł czas, by pozmywać, jako że najwy- raźniej nie masz dziś służby, a ja odesłałem swego ordynansa do koszar. - Nie, nie zawracajmy sobie tym głowy - powiedziała Becky nie mogąc powstrzymać czkawki. - W końcu mogę poświęcić rok na zmywanie naczyń, następny rok na ich wycieranie, a i tak zostanie mi jeszcze jeden na odstawianie ich na miejsce. Śmiech Guya przerwał donośny gwizd czajnika. - Zaraz wracam. Nalej sobie koniaku - dodała Becky znikając w kuchni. Wybrała dwie nie wyszczerbione filiżanki. Kiedy wróciła niosąc dwie mocne gorące kawy, miała przez chwilę wrażenie, że ktoś przykręcił gaz w lampie. Postawiła obie filiżanki na stole obok kanapy. - Kawa jest tak gorąca, że upłynie parę minut, zanim będziemy mogli ją wypić - ostrzegła. Guy podał jej do połowy wypełniony koniakiem kieliszek. Uniósł swój i czekał. Becky zawahała się, wypiła łyk i usiadła obok niego. Przez chwilę żadne z nich nie mówiło ani słowa, a potem Guy odstawił kieliszek, objął ją i zaczął namiętnie całować, najpierw w usta, później w szyję, a następnie w obnażone ramiona. Becky zaczęła stawiać opór dopiero wtedy, kiedy poczuła, że jego ręka przesunęła się z jej pleców na pierś. Guy odsunął się gwałtownie i powiedział: - Mam dla ciebie 136 nadzwyczajną niespodziankę, kochanie, którą zachowałem na dzi- siejszy wieczór. - Jaką? - Anons o naszych zaręczynach ukaże się w jutrzejszym „The Times". Przez chwilę Becky była tak oszołomiona, że patrzyła na niego bez słowa. - Och, kochany, to cudowne. - Objęła go ponownie i tym razem nie stawiała oporu, kiedy jego dłoń powróciła na jej pierś. Potem wyrwała mu się znowu. - Ale jak zareaguje na to twoja matka? - Nic mnie to nie obchodzi - powiedział Guy i ponownie zaczął całować ją w szyję. Przesunął rękę na jej drugą pierś, a Becky rozchyliła usta i ich języki zetknęły się. Poczuła, że Guy rozpina guziki z tyłu jej sukni, z początku powoli, później śmielej. Potem znowu wypuścił ją z objęć. Zarumieniła się, gdy zdejmował marynarkę i krawat, a potem rzucił je na oparcie kanapy. Nie była pewna, czy nie powinna dać mu do zrozumienia, że posunęli się już zbyt daleko. Kiedy Guy zaczął rozpinać koszulę, wpadła na chwilę w panikę: wydarzenia wymykały się spod jej kontroli. Guy pochylił się ku niej i zsunął z jej ramion górną część sukni. Potem znów ją pocałował i poczuła, że próbuje rozpiąć jej stanik. Pomyślała z nadzieją, że być może nie dojdzie do najgorszego, gdyż żadne z nich nie wie, gdzie są zatrzaski. Stało się jednak aż nadto jasne, że Guy już wcześniej przezwyciężał takie trudności, gdyż zręcznie rozpiął oporne haftki i po krótkim wahaniu skupił swą uwagę na jej nogach. Dotknąwszy górnego brzeżka pończoch, zastygł na chwilę w bezruchu i patrząc jej w oczy powiedział cicho: - Do tej pory jedynie sobie to wyobrażałem, ale nie miałem pojęcia, że jesteś aż tak piękna. - Dziękuję - powiedziała Becky i usiadła prosto