To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

No i ci cywile. Zrozpaczeni, bezlitośnie odpędzani przez żandarmerię od włazów do kanału. Jak przez mgłę słyszał krzyki, nawoływania i serie wystrzałów. A więc tak wygląda koniec - pomyślał - a ja nawet nie zostawiłem dla siebie ostatniej kuli. Z odrętwienia wyrwał go nagle czyjś głos: - Panie oficerze! Panie oficerze! Otworzył oczy i ujrzał pochyloną nad sobą starszą kobietę. - Tutaj obok leży jeden z waszych, jest ciężko ranny. Może już nie żyje - powiedziała. Radca wszedł do na wpół rozwalonego domu, było ciemno, zapalił więc latarkę. W kręgu światła ukazało się zrujnowane wnętrze, w rogu na kupie gruzów ktoś leżał; kiedy podszedł bliżej, rozpoznał Jasia. Pochylił się nad nim, chłopiec był nieprzytomny, na prowizorycznym opatrunku ze szmat zakrzepła czarna krew. 187 Radca stał w długim ogonku schodzących do kanału, podtrzymując nieprzytomnego Jasia. Stan chłopca był mu w pewnym sensie na rękę, kto wie, jak Lechicki zareagowałby na jego widok, rozstali się przecież w dramatycznych okolicznościach. - Więc nie był pan pracownikiem ambasady w Paryżu? - spytał Jasio, tak jakby nie dosłyszał tego, co radca powiedział o jego matce. Cóż mógł na to odpowiedzieć, że był to rodzaj zesłania? Po zwolnieniu z więzienia wysłano go do Francji, ale oczywiście z handlem miał mało wspólnego, w rzeczywistości zajmował się wywiadem. - Byłem pracownikiem ambasady - odrzekł po długiej chwili. Jasio przytaknął głową. A potem się rozstali. Ani słowa o tamtej tragedii, ani jednego pytania. Żadnej reakcji. Nie umiał sobie tego wytłumaczyć, ale wiedział, że pytanie, dlaczego zginęła Karolina, musi w końcu paść i on będzie musiał na nie odpowiedzieć. Czy czuł się winny przez te wszystkie lata? Nigdy o tym w ten sposób nie myślał. To, co się wydarzyło, musiało się wydarzyć. Pionki zostały rozstawione i ten, który uczynił fałszywy ruch, musiał zostać wyeliminowany. Nieważne, kto był ofiarą, a kto katem, toczyła się gra polityczna i ona dyktowała warunki. Zawsze obawiał się tej kobiety, w każdej chwili mogła ściągnąć na jego szefa kłopoty, ale pułkownik był taki zaślepiony, nie trafiały do niego żadne argumenty. Radca był przeciwny przywożeniu generała Ja-ksy-Górskiego do Lechic, za dużo kręciło się tam postronnych osób. No i ta nieobliczalna żona pułkownika. Ale Korwin stwierdził, że ma do swojej Karoliny pełne zaufanie. I proszę, co się okazało. Kiedy radca zobaczył ją wtedy na cmentarzu, wiedział, że wynikną komplikacje. Cały czas ją obserwował. Znalazła się obok pułkownika, o czymś rozmawiali, nie słyszał oczywiście słów, ale z wyrazu ich twarzy wszystkiego się domyślił. Niemal modlił się w duchu, żeby sprawa sama się jakoś rozwiązała, żeby w ostatniej chwili wrócił tej kobiecie rozsądek albo żeby szef wyprowadził ją z cmentarza. Ale ona jak taran parła do przodu, ślepa i głucha na wszystko. Szła ku swojej śmierci, niszcząc jednocześnie życie kilku osób, tego wspaniałego człowieka, swojego męża, swoich dzieci, a także życie radcy, który musiał wziąć jej śmierć na swoje sumienie. Liczył jeszcze na cud, na to, że ona się w ostatniej chwili opamięta i będzie milczała. Chciał jej to nawet nakazać, kiedy ich oczy 188 się spotkały. W jej wzroku wyczytał odpowiedź: nie licz na to. Można jej było darować wiele kaprysów, ale tutaj w grę wchodziła racja stanu, rzecz święta. Zeznania tej kobiety uderzyłyby w człowieka, który dla radcy był niemal Bogiem. Los Polski był nierozerwalnie związany z tym nazwiskiem, a ona chciała je oczernić. Wiedział, że nie wolno mu do tego dopuścić. Wiedział też, że trzeba jej zamknąć usta na zawsze. I że to właśnie na nim spoczywa ten obowiązek. Zaraz potem chciał sobie strzelić w łeb, bo to zakończyłoby całą sprawę, ale go obezwładniono. Ludzie go przytrzymali, pojawili się żandarmi i zakuli go w kajdanki. Właz do kanału otaczały worki z piaskiem i bele materiału oraz rzeczy które ludzie pozostawili tu w ostatnim momencie: toboły, tobołki, walizki, trafił się nawet dziecięcy wózek. Pierwszeństwo mieli powstańcy i ranni, ale jak to wytłumaczyć oszalałym z przerażenia cywilom. Wydawało im się, że skoro znajdą się pod ziemią, będą uratowani. Oficer pilnujący ewakuacji miał naprawdę trudne zadanie, kobiety z dziećmi na ręku klękały przed nim, błagały, aby pozwolił im przyłączyć się do kolejki