To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Przyznaję jednak, że owa sprawa nie wydałaby mi się taka zabawna, gdybym nie znał charakteru człowieka, którego będę miał za świadka. Wiedząc, że moja przyjaciółka bardzo się denerwuje, i chcąc ją uspokoić, odpisałem w ten sposób: „Ostatnią noc w roku spędzę z tobą i zapewniam cię, moja najdroższa, że twój przyjaciel, któremu damy przedstawienie godne miast Pafos i Amathus, nie zobaczy i nie usłyszy niczego, po czym mógłby się domyślić, iż poznałem jego tajemnicę. Nie rozumiem, jak może człowiek – oczywiście, jeśli ma być zawsze posłuszny rozumowi i jeśli o tyle, o ile to od niego zależy, rozum ma uważać za swojego przewodnika – czuć wstyd przed pokazaniem się przyjacielowi w chwili, kiedy zarówno natura, jak i miłość darzą go swoimi łaskami. Przyznam ci się jednak, że źle byś zrobiła zwierzając mi się z sekretu za pierwszym razem. Mógłbym myśleć, że twoim kochankiem kieruje przede wszystkim chęć uradowania wzroku widokiem pary niepohamowanie i namiętnie oddającej się rozkoszom miłości. Wówczas powziąłbym zapewne niepochlebne zdanie o tobie, a niechęć zmroziłaby uczucie, które dopiero się 76 we mnie rodziło. Dziś, droga przyjaciółko, rzecz ma się całkiem inaczej: wiem już, co posiadam, a z tego, coś mi opowiadała, dobrze poznałem charakter twojego kochanka, którego lubię i uważam za swojego przyjaciela...” Przez ostatnie sześć dni grałem w karty rano i wieczór i stale przegrywałem. Przy końcu 1774 roku Wielka Rada wydała prawo zabraniające wszystkich gier hazardowych. Było to zaiste prawdziwe zjawisko i gdy wydobyto głosy z urny, senatorzy wymienili zdziwione spojrzenia. Wydali prawo, którego wcale nie chcieli wydać, bo trzy czwarte senatorów było przeciwko niemu, a tymczasem trzy czwarte głosów padło za nim. Mówiono, że to święty Marek sprawił cud na prośbę pana Flangini, dzisiejszego kardynała, oraz trzech Inkwizytorów Stanu. W oznaczonym dniu stawiłem się na schadzkę o zwykłej godzinie, a moja ukochana nie kazała na siebie czekać. Była już w garderobie, gdzie zdążyła się przebrać, i gdy mnie usłyszała, przyszła zaraz, niezwykle elegancka. – Mojego przyjaciela – rzekła – jeszcze nie ma na posterunku, ale skoro się tam znajdzie, mrugnę porozumiewawczo. – A gdzież jest ów tajemniczy gabinecik?! – O, tu: przyjrzyj się oparciu kanapy przy ścianie. Te wszystkie rzeźbione kwiaty mają pośrodku otworki wychodzące na gabinecik. Jest tam łóżko, stół i wszystko, co może być potrzebne komuś, kto chce spędzić noc na oglądaniu, co się tu dzieje. – Czy to dzieło twojego kochanka? – Nie, skądże! Przecież nie mógł przewidzieć, że będzie z tego kiedyś korzystał. Powiedziałem już, że moja kochanka przystroiła się niezwykle. Dziwnym wydało mi się tylko, że użyła barwiczki, ale widziałem w tym nawet pewien urok, bo użyła jej na modłę dam z Wersalu. Cały wdzięk podobnego malowania policzków polega na niedbałym nałożeniu różu, albowiem wcale nie chodzi o to, aby kolory wyglądały naturalnie, lecz o zadowolenie mężczyzn, którzy widzą w tym obiecującą oznakę upojenia. M. M. wyjaśniła mi, iż chciała sprawić przyjemność ciekawemu kochankowi, który to bardzo lubi. – Wnosząc z tego gustu jest Francuzem. Ledwiem to wyrzekł, dała mi znak: kochanek był na miejscu. Od tej chwili zaczynała się komedia. – Im dłużej patrzę na ciebie, aniele, tym bardziej wydajesz mi się godną uwielbienia. – Sądzisz jednak, że nie uwielbiasz zbyt okrutnej boginki? – Dlatego też nie przynoszę żadnych ofiar, by cię ułagodzić, lecz po to, aby rozpalić. Przez całą noc będę cię rozgrzewał żarem moich uczuć... Podczas gdy zabawialiśmy się takim budującym dialogiem, podano do stołu. M. M. jadła za dwóch, ja za czterech, bo wyborne potrawy pobudzały nasz apetyt. Po przyrządzeniu ponczu zabawialiśmy się jedzeniem ostryg w sposób najbardziej ekscytujący dwoje miłujących się kochanków: kładliśmy je sobie na język i wsysali na przemian. Spróbuj, lubieżny czytelniku, a z pewnością dojdziesz do wniosku, że to rozkosz bogów. Wreszcie czas było skończyć z tymi igraszkami i pomyśleć o bardziej rzeczowej przyjemności. – Poczekaj – powiedziała M. M. – pójdę się przebrać i zaraz wrócę. Po chwili wróciła przebrana za nimfę. Padłem jej do nóg błagając, aby już nie odkładała chwili mojego szczęścia... 77 DAJĘ SWÓJ PORTRET M. M. – JEJ PREZENT DLA MNIE – IDĘ Z NIĄ DO OPERY – M.M. GRA – ODGRYWAM SIĘ – LIST OD C. C. – C. C. WIE WSZYSTKO – BAL W KLASZTORZE; MOJE WYSTĄPIENIE W KOSTIUMIE PIERROTA – C. C. PRZYBYWA DO CASINO ZAMIAST M. M. Moja ukochana M. M. wyraziła chęć posiadania mojego portretu, takiego, jakim dał C. C., lecz trochę większych rozmiarów, aby go mogła nosić w medalionie. Miał być ukryty pod ruchomą podobizną jakiegoś świętego lub świętej. Chcąc spełnić to życzenie, udałem się do malarza, który w trzech seansach wykonał pierwszą miniaturę. Ten sam artysta wymalował mi Zwiastowanie przedstawiając archanioła Gabriela w postaci bruneta, a Świętą Dziewicę jako piękną blondynkę, wyciągającą ku niemu ramiona. Złotnik zaś, który oprawił obie miniatury w medalion, uczynił to tak zręcznie, że nikt by się nie domyślił, iż pod świętym obrazkiem kryje się świecki. Nazajutrz po nowym 1754 roku, nim jeszcze udałem się do casino, zajrzałem do Laury, aby jej oddać list dla C. C., a przy okazji odebrałem list od niej, który mnie mocno ubawił. M. M. świetnie uświadomiła tę młodą osóbkę, która nabrała teraz nie lada rozumu. Pisała, że nie życząc sobie zdawać relacji ze swoich spraw spowiednikowi i nie chcąc kłamać, już nic mu nie mówi. „Rzekł mi – dodała – że nie spowiadam mu się z niczego, bo może nie dość uważnie badam własne sumienie