To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Brandona szybko zaczęły piec oczy, odczuwał narastającą irytację. Dotarł w końcu do akt pod literą R, gdzie nieoczekiwa' nie znalazł teczkę zatytułowaną "Równania Grup Ilorazowych". 220 Cóż to mogło oznaczać? O jakie znowu równania tu chodziło? W teczce znajdowało się pięć foliałów z odręcznie zapisanymi kartkami, pokrytymi kolumnami liczb bądź zawierającymi jakieś dziwaczne symbole i wzory. Bray w żaden sposób nie mógł się w tym połapać, lecz instynkt wyostrzony przed wieloma laty kazał mu się mieć na baczności. Te równania musiały coś znaczyć dla samego MacDowella, choć prawdopodobnie dla nikogo więcej. W przeciwnym razie byłyby do tego materiału dołączone wyjaśnienia i komentarze. Tu jednak nie zadano sobie trudu umieszczenia choćby jednej wskazówki. Scofield wiedział tylko tyle, że iloraz to pojęcie matematyczne, ale nigdy nie słyszał o jakichkolwiek grupach ilorazowych. Rozejrzał się po gabinecie i jego wzrok padł na opasły słownik języka angielskiego, stojący na najniższej półce regału. Idąc z nim do biurka, zerknął na okna, żeby się upewnić, czy story są szczelnie zaciągnięte, po czym włączył silną lampkę biurową. Szybko odnalazł właściwą stronę w słowniku i odczytał hasło: Iloraz - wynik dzielenia; liczba wskazująca, ile razy jedna wartość mieści się w drugiej. Tuż poniżej znalazł: Ilorazowa grupa - zbiór elementów tworzących spójną wewnętrzną podgrupę w danej grupie. I tym razem instynkt agenta wywiadu go nie mylił. Brandon sfotografował wszystkie zapisane kartki umieszczone w obwolutach, zaczynając z wolna pojmować ukryty sens tych z pozoru niewinnych zapisków, który mógł doprowadzić do rozszyfrowania hierarchicznej struktury organizacji Matarese'a. Przejrzał do końca akta zebrane w czereśniowej szafce, ale nie znalazł więcej niczego interesującego, chociaż niektóre materiały go rozbawiły. Dyrektor McDo-well skrzętnie gromadził wszelkie rachunki żony, obejmujące zarówno wydatki najej stroje, jak i artykuły żywnościowe, przy czym wszystkie pokwitowania były opisane, a szczególnie kosztowne zakupy, jak choćby te potwierdzone jednym rachunkiem ze sklepu z wytwornymi alkoholami, znaczyły wielkie czerwone wykrzykniki. Owa buchalteria pozostawała w jawnej sprzeczności z wizerunkiem kochającej się, bogobojnej rodziny, jaki sugerowały zdjęcia w srebrnych ramkach. A więc nawet w dostatnim życiu McDowellów nie wszystko szło jak po różach. Brandon z ulgą zamknął ostatnią szufladę i wrócił do alkowy ze stanowiskiem komputerowym. I tu włączył lampkę, żeby w jej blasku dokładniej przyjrzeć się pikiem obcemu dla niego sprzętowi elektronicznemu. Ani trochę nie znał się na komputerach, toteż po namyśle wyjął aparat komórkowy i zadzwonił do ośrodka Peregrine View. - Miałeś nawiązać kontakt ponad godzinę temu! - ofuknęła go poirytowana Antonia. - Gdzie jesteś, do diabła? - Tam gdzie nie spodziewał się mnie żaden amator. 221 - Wracaj natychmiast! - Jeszcze nie skończyłem - zaoponował Scofield. - Został mi do zbadania komputer i sejf... - Właśnie że skończyłeś! - wykrzyknęła Toni. - Coś się wydarzyło. - Co? - Kilka godzin temu dzwonił Frank Shields. Jest w kropce, nie wie, co robić - "Szparooki"? Przecież on zawsze jest pewien swego. - Ale nie tym razem. Chce się z tobą naradzić. - Niech mnie diabli... Ostatecznie ukończyłem podstawówkę, więc może mi powiesz, co się stało? - Skomunikowało się z nim dowództwo wywiadu marynarki. Syn Leslie po dobno uciekł porywaczom i znajduje się teraz na pokładzie okrętu w amerykań skiej bazie wojskowej w Bahrajnie. - Na Boga, to wspaniała wiadomość! Roztropny chłopak. - I w tym właśnie sęk, Bray. Przecież to jeszcze dziecko. Dlatego Frank na brał podejrzeń, że zastawiono pułapkę. - Jezu! Ma ku temu jakieś przesłanki? - Jeśli wierzyć oficerowi, który zaopiekował się chłopcem, on nie chce z ni kim rozmawiać, tylko z matką. Nie chce widzieć nikogo z ambasady, wywiadu czy nawet Białego Domu. Pragnie jedynie rozmawiać z matką, a ponoć ostrzegał, że bez trudu rozpozna ją po głosie. - Cholera! - syknął Scofield, nieostrożnie uderzając palcami w klawiaturę komputera. W tej samej chwili w całym budynku zaterkotały ogłuszająco dzwonki alarmowe