To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

To była chyba jego żona, kobieta z kraju Rusów. Krzyknął głośno Dago i uderzywszy Vindosa ostrogami, jednym skokiem znalazł się na dnie wąwozu i pierś białego ogiera uderzyła w bok konia Arpada tak mocno, że aż przysiadł na zadzie. Wtedy Dago uderzył pochwą miecza w pozłacany hełm i nieprzytomny Arpad spadł z siodła. Podobnie uczynił Awdaniec z żoną Arpada. Innym poszło nieco gorzej i dwóch z napadniętych zginęło od włóczni wojowników Dagona, a jednego z jego ludzi strzałą z łuku przeszył śmiertelnie jakiś Mard. Walka zresztą trwała bardzo krótko. Dwunastu Mardów leżało na śniegu powiązanych sznurami, wojownicy Dagona wyłapywali po lesie ich konie. - Kim jesteś, panie? - zapytała kobieta z kraju Rusów w swej śpiewnej mowie, zrozumiałej jednak dla Lendiców, ponieważ obydwa języki pochodziły od starodawnej mowy Spalów. - Jestem Dago, którego zwą Piastunem. Cały lud za rzeką Visulą wziąłem w swoje piastowanie - odpowiedział dumnie, trzymając za uzdę białego ogiera. Kobieta powiedziała coś niezrozumiale do Arpada, który jej natychmiast odpowiedział, a ona to powtórzyła: - Nie jesteśmy wrogami ludu za rzeką Visulą. Nigdy tam nie dotarliśmy. Dago zdjął z głowy Arpada pozłacany hełm i natarł mu głowę zmarzniętym śniegiem, aby nie czuł bólu po jego uderzeniu pochwą. - Powiedz mu - zwrócił się Dago do kobiety - że o pomoc przeciw wam zwróciły się do nas wojowniczki z Kraju Kwen. Dostaliście od nich skrzynię złota, a wy zażądaliście dwóch skrzyń. Wasza chciwość nie zna granic, dlatego zostaniecie wymordowani, a wasze konie staną się naszymi. Wasze dzieci będą naszymi niewolnikami, a wasze kobiety zaczną nam usługiwać w łożu i przy stole. Gdy kobieta tłumaczyła Arpadowi te słowa, Dago przyglądał mu się uważnie. Był to młody mężczyzna w jego wieku, najwyżej dwudziestodwuletni, o skośnych oczach, śniadej gładkiej twarzy i długich czarnych wąsach. - To jest Arpad II, syn wielkiego wodza Mardów. Za jego życie i wolność otrzymasz tabuny koni i złoto, które dały nam wojowniczki z Kraju Kwen. Arpad II dorzucił coś chełpliwie i kobieta dodała: - Jeśli ocalisz życie i wolność innym Mardom, Arpad II jest zdecydowany zawrócić nad Pont, do swojego ojca. Dago popatrzył na kobietę z kraju Rusów, na jej długie jasne włosy, białą twarz i piękne niebieskie oczy. Ten śniady wódz Mardów chyba bardzo ją kochał. Była tak inna od kobiet z plemienia Mardów. Wyjął nóż zza pasa, rozciął więzy na rękach kobiety, a potem Arpada. - Nie chcę waszego złota. Oddam wam konie - powiedział. - Odjedziecie stąd wczesną wiosną, jak tylko zaczną spływać śniegi. Te ziemie nie są dobre dla nomadów. Niewiele tu pastwisk, a tylko rozległe połacie bagien i lasów. Nie chcę walki ani trupów na swojej drodze. Pragnę braterstwa z Mardami. To mówiąc wyjął z torby przy swoim siodle blaszany kubek, nożem naciął sobie serdeczny palec lewej dłoni i utoczył do kubka trochę krwi. Następnie podał nóż Arpadowi. - Ty wypijesz moją krew, a ja wypiję twoją krew - podchwycił radośnie Arpad II i naciął sobie palec serdeczny, patrząc jak krople krwi spływają do kubka. Potem napił się tej krwi i podał kubek Dagonowi. Ten opróżnił kubek do dna. Następnie rzekł uroczyście: - Ty wrócisz nad Pont i gdy znajdziesz się w potrzebie moi wojownicy przyjdą ci z pomocą. Jeśli ja, Dago, władca ludów za rzeką Visulą znajdę się w potrzebie, twoi wojownicy podadzą mi swoją pomocną dłoń. Ten kruk niech będzie naszym świadkiem. Przysięgnij! Awdaniec podniósł dłoń ze swoim krukiem i czarny ptak zakołował nad nimi, a potem znowu usiadł na dłoni Awdańca. - Przysięgam - powiedział Arpad. Dago Pan i Piastun osobiście przeciął więzy na rękach każdego pojmanego Marda, następnie kazał im zwrócić konie i pozwolił zabrać dwóch zabitych w walce. - Jutro oddam wam wszystkie konie -obiecał. -Ale strzeżcie się Dzikich Kobiet, które pałają ku wam nienawiścią i kryją się na prawym brzegu rzeki. Mardowie odjechali w kierunku swego obozu, a Dago uśmiechnął się do Herima i Awdańca. - Ich obóz jest nie do zdobycia. Kryje się w nim ponad czterystu wojowników. Są waleczni i gdybyśmy nawet ich pokonali, niewielu z nas powróciłoby do kraju za Visulą. - Szkoda tej skrzyni złota - westchnął Awdaniec. - Otrzymamy wóz pełen złota - Dago wciąż był wesoły. Zyfika zaczęła mówić, krztusząc się od rozsadzającego jej piersi gniewu: - Zdradziłeś, panie, że obóz naszych kobiet znajduje się po drugiej stronie zamarzniętej rzeki. Dlaczego? - Bo nie chcę dalszej walki. Niech Mardowie odejdą stąd wczesną wiosną. Nie pragnę, aby powrócili tu jeszcze silniejsi. Pojedziesz natychmiast na drugi brzeg i powiesz księżnej Lugii, że Mardowie odejdą stąd w pokoju. W ten sposób spełniłem to, o co mnie prosiła królowa Ajtwar. Pokonałem Mardów. Należy mi się od was wóz złota i będę na niego czekał w Wysokim Grodzie. Zyfika zacisnęła usta i uderzywszy konia ostrogami odjechała galopem w las. Wtedy Dago dał rozkaz opuszczenia wioski, gdzie nocowali