To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Lojalność wobec Barbie pozwalała jej okłamywać Charliego, ale czuła się głupio, że wyszło tak, jak wyszło. Barbie powiedziała jej od razu o ciąży i Judi radziła jej, by po cichu ją usunęła, nie mówiąc nic nikomu. Barbie początkowo też miała taki zamiar, ale wiedziała, jak bardzo Charlie pragnął dziecka. Umyśliła więc sobie, że przekona go o jego ojcostwie i w ten sposób nie będzie musiała robić kolejnej skrobanki. - Cześć, Charlie - przywitała go Judi. - Zaraz zawołam Barbie. Nie musiała jednak tego robić, bo Barbie stała za nią. Była blada, wyglądała na zmęczoną i nieszczęśliwą. - Cześć! - odezwał się do niej Charlie, czując się jak chłopak na pierwszej randce. Tymczasem Judi i jej współlokatorzy dyskretnie wycofali się do kuchni. - Przepraszam, że nie zadzwoniłem. Potrzebowałem czasu, żeby wszystko sobie przemyśleć. - To tak samo jak ja - odpowiedziała ze łzami w oczach, tłumiąc w gardle szloch. Nie mogła spojrzeć mu w oczy, bo wiedziała, jak podle z nim postąpiła. - Może usiądziemy? - zaproponował Charlie, który w tych dniach jakby nagle wydoroślał, a nawet się postarzał. Barbie nie chciała, aby w kuchni słyszano ich rozmowę, więc zaciągnęła Charliego do sypialni Judi. Usiadła tam na rozbabranym łóżku, a Charlie niepewnie przysiadł na brzeżku jedynego krzesła. Przyglądał się stamtąd kobiecie, którą dwa lata temu po ślubił. Przebyli razem długą drogę, która na większości etapów była całkiem znośna. Tyle tylko, że nigdy nie czuł się naprawdę żonaty, ale miał pewność, że wkrótce to się zmieni. Przecież mając dziecko, będą musieli trzymać się razem. - Chcę uznać to dziecko, Barb - oświadczył. - Długo o tym myślałem, ale sądzę, że to ma sens. W końcu ten, kto by mnie adoptował, też nie byłby moim krewnym, więc i to maleństwo nie musi wiedzieć, że nie jestem jego ojcem. Wystarczy, jeśli w metryce urodzenia będzie napisane, że jestem. Uśmiechnął się do niej, gotów przebaczyć jej wszystko. Wziął ją za rękę, ale nie dała się trzymać dłużej niż przez chwilę. Płakała i potrząsała głową. Próbował ją przekonać, że jeszcze wszystko między nimi może wrócić do normy, ale nie chciała go słuchać. - Wczoraj usunęłam ciążę - wyrzuciła w końcu. Charlie poczuł się, jakby dostał pałką w łeb. Nie przypuszczał, że można coś takiego zrobić tak szybko. - Chyba żartujesz? - wykrztusił, ale to raczej nie był temat do żartów. Po prostu nie przyszło mu do głowy nic innego, co mogłoby przerwać tę męczącą ciszę. - Ale dlaczego? - dodał jeszcze. Sytuacja kompletnie go przerastała i wiedział o tym. - Charlie, ja nie mogłam urodzić tego dziecka. To nie byłoby w porządku ani wobec ciebie, ani wobec mnie, ani nawet wobec tamtego. Ono przez całe swoje życie przypominałoby ci, że cię oszukałam. A ja... - Podniosła na niego oczy pełne łez. - Widzisz, prawda jest taka, że choćbym miała nie wiem jakie wyrzuty sumienia, po prostu nie chcę mieć dziecka. Ani twojego, ani niczyjego. - Dlaczego? Przecież dziecko byłoby największym szczęściem, jakie mogłoby nas spotkać. A teraz będziemy musieli je adoptować. Mówił o tym ze smutkiem, gdyż liczył, że dziecko rozwiąże ich problemy. Teraz widział już tylko jedno wyjście z sytuacji. Z jednej strony czuł ulgę, z drugiej - najgłębszą rozpacz. - Charlie... - wyszeptała tak cicho, że ledwo dosłyszalnie. - Ja już nie wrócę do ciebie! Spuściła głowę, bo po tym, co powiedziała, nie śmiała spojrzeć mu w oczy. - Co takiego? - Pod piegami zbladł jak płótno. - Coś ty po wiedziała? Zmusiła się, aby znów podnieść wzrok na niego. - Charlie, kocham cię... Byłbyś wymarzonym mężem dla każdej innej kobiety, ale ja... Ja po prostu nie nadaję się do małżeństwa. Przedtem nie zdawałam sobie z tego sprawy, a potem myślałam, że się jakoś przemogę, ale dostawałam kota, ilekroć musiałam zostać z tobą wieczorem w domu. Zaraz po naszym ślubie cieszyłam się, że nareszcie jakiś porządny człowiek się mną za opiekuje... - Teraz łzy toczyły się jak groch po jej policzkach. - Wydawało mi się to snem, ale niedługo ten sen zamienił się w koszmar! Nie chcę się ciągle przed kimś tłumaczyć ani przeżyć całego życia uwiązana do jednego faceta, a już na pewno nie chcę ubrać się w bachora! Ani twojego, ani czyjegokolwiek, ani tym bardziej adoptowanego! Umówiłam się już z moim lekarzem na sterylizację, żeby nie robić ciągle skrobanek. - Dlaczego przynajmniej nie porozmawiałaś o tym ze mną? Oczywiście miał na myśli dziecko, jakby ono mogło zapobiec wszystkiemu, co zapowiedziała. Przecież nie mogła mówić serio, że do niego nie wróci