To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Myra Shackley usłyszała też następującą relację od mieszkańca Afryki Południowej: "Wiele lat temu w Indiach matka mojej zmarłej żony opowiedziała mi, że z kolei jej matka widziała w Mussorie na pogórzu himalajskim coś, co mogto być jedną z tych istot. Ten pólczłowiek chodził w wyprostowanej postawie, ale bardziej przypominał zwierzę niż człowieka. Całe jego ciało było pokryte włosami. Mówiono, że złapano go wysoko w górach [...] trzymano skutego w łańcuchach". W XIX wieku przynajmniej jeden Europejczyk donosił, iż osobiście widział schwytane zwierzę, które przypominało yeti. W naszym stuleciu Europejczycy nadal napotykali "dzikich ludzi" i ślady ich stóp, co zintensyfikowało się w czasie himalajskich wypraw wspinaczkowych. W listopadzie 1951 roku Eric Shipton, badając podejścia na Mt. Everest, znalazł ślady stóp na lodowcu Meniung, w pobliżu granicy tybetańsko-nepal-skiej na wysokości niemal 5 500 m. Szedł za nimi przez ponad 1,5 km. Wykonana przez niego z bliska fotografia jednego z odcisków przekonała wiele osób. Zarejestrowane ślady miały duże rozmiary. John R. Napier rozważył i odrzucił możliwość, by wielkość i kształt najlepiej widocznego odcisku przedstawionego przez Shiptona były wynikiem topnienia śniegu. Ostatecznie uznał, że odkryte ślady są rezultatem nakładających się na siebie stóp ludzi. Jeden Żyjący malpolud? 231 z nich szedł w butach, drugi boso. Mimo pełnej akceptacji istnienia północ-no-amerykańsidego sasquatcha Napier bardzo sceptycznie odnosił się do dowodów świadczących o realności yeti. Jednak, jak zobaczymy później, nowe świadectwa miały spowodować, że stał się bardziej skłonny do zaakceptowania istnienia "dzikich ludzi" w Himalajach. W trakcie swoich wypraw himalajskich w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych Sir Edmund Hillary również zwrócił uwagę na dowody potwierdzające istnienie yeti, w tym na ślady stóp w śniegu. Doszedł jednak do wniosku, że w każdym przypadku duże odciski stóp przypisywane yeti są wynikiem połączenia się mniejszych śladów znanych zwierząt. Napier, choć sam podchodził do problemu yeti sceptycznie, odpowiedział na ten argument: "Nawet człowiek bez żadnego doświadczenia odróżniłby roztopiony odcisk stopy od świeżego śladu. Nie wszystkie odciski zaobserwowane w ciągu wielu lat przez godnych zaufania ludzi można wyjaśnić w tych kategoriach. Muszą istnieć inne wyjaśnienia, oczywiście włącznie z rozważeniem możliwości, że pozostawiło je zwierzę nieznane nauce". Obok przybyszów z Zachodu lokalni mieszkańcy również przekazywali stale relacje o yeti. Jak donosi Myra Shackley w swej książce na temat "dzikich ludzi", w 1958 roku tybetańscy wieśniacy z Tharbaleh, wioski leżącej w pobliżu lodowca Rongbuk, natrafili na utonięte ciało yeti. Opisali znalezioną istotę jako małego człowieka ze spiczastą głową, pokrytego czerwonawo-brązowym futrem. Mnisi z niektórych klasztorów buddyjskich twierdzą, że posiadają fizyczne szczątki yeti. Jedną kategorię takich pozostałości stanowią skalpy. Jednak skalpy zbadane przez zachodnich naukowców, według ich powszechnej opinii, wykonano ze skór znanych zwierząt. W 1960 roku Sir Edmund Hillary zorganizował ekspedycję, która miała zebrać i ocenić dowody świadczące o istnieniu yeti. Z klasztoru w Khumjung Hillary wysłał zachodnim uczonym do ekspertyzy skalp yeti. Przeprowadzone badania wykazały, że skalp wykonano ze skóry serów - antylopy himalajskiej przypominającej kozła. Niektórzy badacze nie zgodzili się jednak z tą opinią. Shackley stwierdziła: "podkreślono, że włosy skalpu przypominają wyraźnie włosy małpy ogoniastej i zawierają pasożyty odmiennego gatunku niż u serów". W latach pięćdziesiątych badacze sponsorowani przez amerykańskiego przedsiębiorcę Toma Slicka uzyskali próbki ze zmumifikowanej ręki yeti, przechowywanej w Pangboche w Tybecie. Badania laboratoryjne nie rozstrzygnęły problemu, lecz Shackley oświadczyła, że ręka "posiada niezwykle antropo-idalne cechy". W maju 1957 roku Kathmandu Commoner przedstawił historię o głowie yeti, którą trzymano przez 25 lat w wiosce Chilunka w Nepalu, około 80 km na północny-wschód od Katmandu. W marcu 1986 roku Anthony B. Wooldridge przeprawiał się samotnie przez Himalaje z ramienia małej organizacji, zajmującej się rozwojem krajów trze- 232 Zakazana archeologia - ukryta historia człowieka ciego świata. Jego wyprawa miała miejsce na terenie najbardziej wysuniętej na północ części Indii. Idąc wzdłuż zalesionego, pokrytego śniegiem stoku w pobliżu Hemkund, Wooldridge zauważył świeże odciski stóp i sfotografował je. Z bliskiej odległości wykonał zdjęcie śladu, który przypominał odcisk sfotografowany przez Erica Shiptona w 1951 roku. Podążając za śladami, Wooldridge znalazł się na obszarze, przez który przeszła niedawno lawina. Zobaczył tam płytką koleinę, spowodowaną najwyraźniej przez duży obiekt, ześlizgujący się w poprzek pokrywy śnieżnej. Na końcu koleiny dostrzegł dalsze ślady, prowadzące do odległego krzewu, za którym stała "duża, wyprostowana postać, być może do 2 metrów wzrostu"