To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Podnosząc prawą rękę nad głowę, mógł spojrzeć na ranę. Wyglądała okropnie - purpurowa opuchlizna około dziesięciu centymetrów poniżej pachy otaczała cięcie wielkości męskiego palca. - O mój Boże, zostałem trafiony - powiedział głośno, opierając się o ściankę. Gorąca blacha parzyła mu gołe plecy. Wypływ krwi zmniejszył się do małego strumyczka, ale pogmatwana, szkarłatna mapa utworzona z zaschniętej krwi biegnąca do paska szortów była świadectwem budzącej respekt rany. Rozcięcie bolało nie więcej niż porządne zadrapanie, ale wciąż nie mógł się zmusić by go dotknąć. Prawdziwy ból pulsował w opuchniętym ciele wokół rany. Nathan miał wrażenie, że w bok kopnął go koń. Przelotnie pomyślał, że powinien czuć się jeszcze gorzej, że postrzelenie powinno być znacznie bardziej przerażającym doświadczeniem. Ale nie dzisiaj i nie teraz. Dziś oznaczało tylko jeszcze jedno źródło bólu spowodowane jeszcze jednym atakiem jeszcze jednego dorosłego, który nic nie rozumiał. Uświadomił sobie, że pora ruszać; wstał i wałożył koszulkę Byków. Była brudna, umazana krwią, zasmarkana i podarta w wielu miejscach - nie licząc przestrzelin. Przykro mi, Grubciu - pomyślał, przypominając sobie wielkie szafy i puszyste dywany w domu Nicholsonów - pewnie nie będziesz jej już chciał nosić. Ta myśl sprawiła, że się uśmiechnął. - Hej, ty - krzyknął mężczyzna z tylnych drzwi restauracji. Nathan zareagował natychmiast, wypadając z uliczki i nawet nie oglądając się, kto krzyczał. - Hej! To ty jesteś ten dzieciak! Ty jesteś Nathan Bailey! Wracaj tu, chłopcze! - facet, miał około pięćdziesiątki i skonsumował w życiu zdecydowanie za dużo pizzy i piwa, aby na serio myśleć o złapaniu zbiega; mimo to gonił go aż do chodnika. - Zatrzymać go! - zawołał w przestrzeń. - Zatrzymajcie tego chłopca! To Nathan Bailey, dzieciak który zabił tych gliniarzy! Pół przecznicy dalej Pointer usłyszał wrzaski, które przyciągnęły go jak padlina muchę. Był już blisko, wiedział o tym, ale dopiero gdy ujrzał starego kucharza z wściekłością wskazującego coś na ulicy zrozumiał, jak blisko. W czasie, gdy szeryf Murphy otrzymał od dowódcy oddziału antyterrorystycznego informację, że chłopak opuścił Vista Plains Apartments, doniesienia o spostrzeżeniu Nathana napływały do centrum operacyjnego okręgu Pitcarin szybciej, niż przyjmujący telefony mogli je zanotować. Każda nową lokalizację rozsyłano przez policyjne radio dostarczając szczegółów trasy ucieczki chłopca. Zadaniem szeryfa było nanoszenie kolejnych pozycji na mapę w punkcie dowodzenia i przewidywanie następnych posunięć zbiega. Początkowo myślał, że otrzymuje meldunki w złej kolejności, bo przecież ostatnim miejscem dokąd mały by poszedł, było centrum miasta, gdzie popełnił swe zbrodnie. A jednak najwyraźniej tam zmierzał. - Co on chce zrobić? - głośno zastanawiał się Murphy i w końcu zrozumiał. - Michaels, ty sukinsynu! Wszystkie agencje informacyjne podsłuchiwały policyjne częstotliwości i dziennikarze w całym mieście też nanosili dane na swoje mapy. Furgonetki reporterów dołączyły do armii radiowozów, które próbowały zbliżyć się do uciekającego chłopca. Ponad nimi helikoptery stacji telewizyjnych z Buffalo i Syracuse śledziły akcję z góry; sprawozdawcy i kamerzyści koncentrowali się na wydarzeniach na ziemi, podczas gdy piloci pilnowali by się nie zderzyć w powietrzu. Sieci telewizyjne postawiono w stan gotowości, by rozpocząć specjalne transmisje w chwili, gdy akcja stanie się interesująca. CNN już prowadziła przekaz na żywo, chociaż do pokazania były tylko kłębiące się wszędzie radiowozy. Do studia „Kurwy”, w Waszyngtonie, został wstawiony mały telewizorek, aby Denise mogła śledzić przebieg akcji. Była gotowa, przekazać swoim słuchaczom wyczerpujące sprawozdanie z wypadków, rozgrywających się w okręgu Pitcarin. W czasie przerwy na reklamy kazała Enrique dopuszczać na antenę tylko tych rozmówców, którzy trzymali stronę chłopca. - Nie chcę dolewać oliwy do ognia - powiedziała. Enrique zapewnił ją, że rozmowy i tak napływają w stosunku 3:1 na korzyść Nathana. Gdy Pointer ponownie wpadł na trop swojej ofiary zaczął przemykać się przez tłum jak torpeda dążąca do celu