To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Malowało go dzień po dniu, noc po nocy, bez oglądania się na cenę i ofiary. Ale duma z tego dzieła nie rozpierała Capry. Człowiek wrażliwy, stojąc nad grobem pokonanego wroga, nie odczuwa radości, nie napawa go satysfakcją własna siła, której skutkiem jest wszechobecna śmierć. Miną lata. Czas zrobi swoje. Ale pamięć po masowych nalotach bombowców na to miasto, po zrównaniu go z ziemią, po jego mieszkańcach potopionych jak szczury w piwnicach zburzonych domów chyba pozostanie. Czy istotnie pozostanie? — zapytywał się w duchu Capra patrząc na mijające go cienie w łachmanach, wynędzniałe, odrażająco usłużne wobec dobrze odzianych, dobrze odżywionych okupantów. Powinni zapamiętać ten księżycowy krajobraz i przekazać go wiernie swoim dzieciom. Ostatnio widział Niemców na olimpiadzie w Berlinie w trzydziestym szóstym roku. Widział skamieniałe oblicza mężczyzn gotowych na skinienie wodza skoczyć w przepaść, zginąć, dać się unicestwić. Widział jasnowłose, błękitnookie westalki z czołami oplecionymi warkoczem, z policzkami płonącymi podnieceniem, pełne ekstatycznego oddania swojemu wodzowi. A teraz? Czy taka metamorfoza jest w ogóle możliwa? Czy to ci sami ludzie? Ci wynędzniali, okaleczeni, nie patrzący sobie w oczy mężczyźni w cywilnych łachmanach, w znoszonych szynelach żołnierskich, przemykający milcząco ulicami? Te kobiety przygarbione, poszukujące pożywienia dla swoich dzieci — czy to Niemcy? Żal ściska serce na widok takiego niesamowitego poniżenia godności ludzkiej, wywleczenia na wierzch prawdziwych pokładów drzemiących w duszy człowieka pod jakże cienką powłoką skóry, myślał Capra, ale zaraz przywoływał się do porządku: To oni! Ci sami! A Niemcy mają fatalnie krótką pamięć! Kordony uzbrojonej military police strzegą dostępu do siedziby sądu. Wszystkie dojazdy zablokowane samochodami pancernymi i czołgami. Uwaga opinii publicznej świata skupia się na jednym z nielicznych w mieście gmachów ocalałych od bomb. Odbędzie się tu proces przeciwko oficerom. Proces — ewenement w historii prawa międzynarodowego, pierwszy z serii procesów przeciwko war criminals, przestępcom wojennym, nowej kategorii przestępców, oskarżonych o czyny sprzeczne z uzgodnionymi przez narody prawidłami wojny. Tu, w Hamburgu, mieście położonym niedaleko kwatery głównej byłej hitlerowskiej kriegsmarine, dochodzić się będzie winy konkretnych oficerów w konkretnym wypadku przelania bezbronnej krwi w wojnie na morzu, a po udowodnieniu jej im w otwartym przewodzie sądowym wyda się na nich wyrok. Dla zadośćuczynienia prawu i przestrogi potomnym. Niech wszyscy o tym pamiętają! Sądzeni i sądzący! Bo prawo jest jedno, równe dla wszystkich, albo nie ma prawa. Sierżant brytyjskiej military police wyciąga rąkę. — Pańską kartę akredytacyjną, proszę! — A potem: — Mister Frank Capra, „The Times”, London! — Surowo przygląda się twarzy korespondenta londyńskiej gazety, fragment po fragmencie porównuje ją z fotografią, po czym wręcza mu kartę z powrotem. Wstępna identyfikacja skończona. Nim Capra zajmie swoje numerowane miejsce na galerii dla prasy, identyfikacji takich przejdzie jeszcze kilka, a przy ostatniej zostanie poddany osobistej rewizji, czy nie ma broni. Tu jest sąd. Military Court for the Trial of War Criminals. Mister James Snyder, „Herald Tribune”, New York! Mister Giscard de la Croix, „Paris Match”, Paris! Mister Jurij Abacjew, „Prawda”, Moscow! Mister Edmund Osmańczyk, PAP, Warsaw! Mister... — pada z kordonów zamykających wejście do gmachu sądu, ale Frank Capra ma te bariery już za sobą. Na pulpicie przed krzesłem znajduje się przypięta pinezką plakietka z jego nazwiskiem, imieniem, nazwą pisma, które reprezentuje. Capra kładzie tam swój mały aparat do stenografowania. Rozgląda się, kiwa głową temu, kiwa tamtemu i myśli. Na dworze upał, w sali przyjemny chłód. To zasługa grubych murzysk gmachu. Sala jest prawie pełna. Gmach sądu nie ucierpiał od bezpośredniego trafienia, ale rysy w murach, pozrywane płachty tynku ze ścian, częściowo oszklone, częściowo zabite nie heblo- wanymi deskami witrażowe okna — mówią swoje. Kaskadowy układ sali: najwyżej fotel przewodniczącego zespołu sędziowskiego, którym według „Informatora porządku posiedzeń sądu” jest doktor praw, generał brygady C. B. A. Watkins, niżej nakryte ciemnozielonym pluszem stoły sędziów, prokuratora, po przeciwnej stronie ława oskarżonych i stoły ich obrońców, nieco dalej stół i pulpit, przy których podczas swoich wystąpień będą stawać oskarżyciele i obrońcy