To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

W tych warunkach umysł człowieka mógł w pełni pojąć całą wielkość i nieograniczoność przestrzeni. Wyczuwało się na przykład zupełnie wyraźnie, że gwiazdy wiszą w próżni, trudno wyobrażalne zaś wielkości kosmiczne wydawały się pomniejszone i uchwytne. Nie istniała tu sfera, która w warunkach ziemskich ogranicza widziany zakres kosmosu. Oko po prostu bezpośrednio widziało nieskończoność. Słońce świeciło z prawej strony. Wśród czarnej pustki, gdzieś nieprawdopodobnie daleko wisiała ognista, oślepiająca kula otoczona koroną protuberancji. Najdziwniejsze jednak było to, że Słońce, aczkolwiek było ciałem bardzo odległym, miało kształt nie płaskiego talerza, lecz wyraźnej kuli. Podróżnicy w milczeniu, długo przypatrywali się tej zadziwiającej feerii. W czasie lotu odpada prawie zupełnie potrzeba sterowania rakietą. Skręty lub inne ewolucje konieczne są tylko w przypadku zetknięcia się z jakąś nieprzewidzianą przeszkodą albo też w razie zmiany kursu. Pilotowanie statku kosmicznego odbywa się w różny sposób. Obrót koła sterowego powoduje okręcenie się rakiety naokoło swej osi, przy czym nie ulega zmianie kierunek lotu. W krótkich okresach pracy głównego silnika stosuje się stery umieszczone w strumieniu uchodzących gazów. Gdy ustaje ich spalanie, pilot chcąc spowodować nagły skręt rakiety, na przykład w przypadku niebezpieczeństwa, włącza jeden z niewielkich silników odrzutowych umieszczonych na skrzydłach statku. Do hamowania przeznaczone są silniki znajdujące się w przedniej części skrzydeł. W momencie lądowania rolę hamulca spełniać może również główny silnik, jednakże tylko w tym przypadku, gdy rakieta leci do przodu tyłem. W razie konieczności zmiany toru lotu należy bezwzględnie włączyć główny silnik, ponieważ przy podobnym manewrze trzeba pokonać olbrzymią siłę bezwładności. Na pulpicie sterowym znajduje się bardzo dużo przyrządów. — Popatrz — tłumaczył Nataszy Włodzimierz. — Pilot ma przed sobą koło sterowe, peryskop, by mógł widzieć, co się dzieje z tyłu, akcelerometr do mierzenia wielkości przyśpieszenia oraz przyrząd specjalny wskazujący moment wejścia statku w atmosferę. Tu zaś, na tarczy nawigacyjnej, znajdują się zapory rejestrujące ilość paliwa i utleniaczy w zbiornikach rakiety. Ponadto są jeszcze termometry zewnętrzne i wewnętrzne, krenometr, busole i radiokompasy, miernik ilości tlenu i dwutlenku węgla… — Starczy, Wołodia! — Ależ nie, to jeszcze nie wszystko. Popatrz, oto przyrząd do mierzenia wilgotności powietrza w wewnętrznych pomieszczeniach statku. A tu odległościomierz rejestrujący automatycznie odległość rakiety od Słońca. Odległość tę określa się według stopnia nagrzania czarnego ciała, znajdującego się na zewnątrz rakiety. Ponadto jest tu jeszcze kątomierz żyroskopowy oraz wszelkiego rodzaju przyciski i dźwignie, którymi posługuje się pilot, gdy chce włączyć lub wyłączyć silnik. Patrz! Oto na przykład dźwignia do uruchomienia wentylatorów, a tu — przyciski regulujące zawartość tlenu, a nawet pole magnetyczne rakiety… Jesteś żoną pilota, powinnaś więc o tym wiedzieć… A teraz powiedz mi, jak się czujesz? — Doskonale… A to, cóż to takiego? — Przyrząd radiolokacyjny. A to — odbiornik radiowy, nadajnik i telewizor. Ucz się, może ci się przydać! Tu zaś znajdują się najprzeróżniejsze liczniki, wskazujące stopień radioaktywności promieniowania kosmicznego. — To prawie całe laboratorium — odezwała się Natasza. — Mikołaju Aleksandrowiczu, dlaczego dotychczas nie działają jeszcze magnesy? — zapytał Jachontow. — W tej chwili, Wiktorze Pietrowiczu. Sandomirski przesunął odpowiednią dźwignię, włączając w obwód elektromagnesy rozmieszczone pod podłogą statku. W ten sposób powstawało pole magnetyczne działające na metalowe części obuwia i odzieży podróżników. Dzięki przyciąganiu wytwarzanemu przez działanie pola odnosiło się wrażenie, że na statku panuje siła ciężkości. W warunkach nieważkości, którą odczuwa się w przestrzeni bezgrawitacyjnej, zastosowanie elektromagnesów ułatwiało w znacznym stopniu życie. — Czy wystarczy, Wiktorze Pietrowiczu? — Owszem. — Dałem natężenie, które równoważy jedną czwartą przyciągania ziemskiego — dodał Sandomirski. — Doskonale! — zawołał Jachontow, przy czym w głosie jego brzmiało zadowolenie. — Doskonale, Mikołaju Aleksandrowiczu. Mimo niezwykłej lekkości ciała czuję się jednak w tej chwili istotą z krwi i kości, a nie jakimś niematerialnym tworem. — Wołodia, a gdzie znajduje się teraz Ziemia? — zapytała cicho Natasza. — Chciałabym na nią popatrzeć, choćby z daleka… — Nic nie stoi na przeszkodzie — zabrzmiał bas Sandomirskiego. — W tej chwili… Mikołaj Aleksandrowicz obrócił peryskop i — w zwierciadle przyrządu ukazał się obraz kuli ziemskiej. Była z tyłu. Z lewej strony. Miała kształt niewielkiego dysku, o średnicy najwyżej piętnastu centymetrów. Częściowo była ona zwrócona oświetloną stroną do rakiety i przypominała Księżyc w trzeciej fazie. Otulona atmosferą zasłaniającą kontury mórz i lądów, wisiała w czarnej przestrzeni kosmicznej jak matowy półksiężyc. Większa część jej powierzchni ginęła w chmurach. Na widok odpływającej w nieskończoną dal rodzimej planety podróżników opanowało przykre uczucie. Ucichły rozmowy. Wszyscy patrzyli na Ziemię, pogrążeni w głębokim zamyśleniu. Każdy wspominał pozostawionych tam przyjaciół, minione życie, rodzinę, bliskich. Wszystko to było tak dziwne i do tego stopnia inne, że astronauci nie mogli we właściwy sposób zdać sobie sprawy z nowej sytuacji. Być może, przed trzydziestu laty nerwy człowieka w ogóle nie wytrzymałyby podobnego napięcia i tak silnych wrażeń. Ostatnie wszakże wynalazki, prześcigające wyobraźnię ludzką, oraz rozwój astronautyki wiele człowieka nauczyły. Jednakże wszystkim na pokładzie statku trwożnie biły serca. Przecież patrzyli na Ziemię z odległości wieluset tysięcy kilometrów