To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Nie, jednak ta szlachta jest zde- generowana. Rząd wiedział, co robi, oni zupełnie stracili już fantazję. Pomyśleć, że pod Grunwaldem tak sobie świetnie radzili, i z tą tragedią ze Szwedami, Oleśnicki, Lubomirscy, nie mówiąc już o Beresteczku i Wiedniu. I jeszcze mieli czas na rokosze, konfederacje, liberum veto i „nic o nas bez nas". A ten cymbał tak przez tę parcelację stracił polot, że zamiast usiłować mnie pocałować, co by na pewno każdy dawny magnat uczynił, zaczął mi rozpinać bluzkę. — Co pana obchodzą moje zatrzaski, hę?-—zapytałam. On spojrzał mi namiętnie w oczy i czule wyszeptał: ¦— Czemu bronisz dostępu do pucharu rozkoszy? Czy nie chcesz być szczęśliwa? Chciałabym być szczęśliwa, ale niekoniecznie ze szlachtą, może od nawet jest zaściankowy — w historii o jego rodzinie nic nie było — zresztą, mój Boże, po co te brednie o pucharze pod bluzką, kiedy człowiek nie miał w życiu na sobie biustonosza. Rzekłam chłodno, że nie mam tam nic ciekawego. Nie mogłam się kompromitować przed przygodnie poznanym mężczyzną, że chodzę właściwie nago. Wzięłam go za rękę i wstaliśmy. Wydał mi się trochę zdenerwowany. Mówił coś długo i zawile o komach, na których jeździł prawie w pieluchach, o walcu Straussa Kobieta, wino i śpiew oraz o tym, że „oni" się zniszczyć nie dadzą, wykształcą się i przeczekają. Tales wmówił mi logiczne myślenie. Nie mylił się bardzo, bo przerwałam hrabiemu: — Jednak ci komuniści nie zamknęli wam drogi do nauki, co? To małe słówko „wam" postawiło mnie ostatecznie w szeregach proletariatu. On się oburzył. Powiedział, że owszem, zamknęli, a jego medycyna kosztowała kolię brylantową tej babki, co siedzi w Dusznikach, że wśród profesorów są jeszcze ludzie. Po tej kolii brylantowej zaczęłam mieć znowu rozterki ideologiczne. Takie klejnoty! Stłumiłam jednak żądzę i stwierdziłam, że co do poglądów politycznych to się nigdy nie porozumiemy, ale na szczęście jesteśmy młodzi i mamy co innego do roboty. Chodziliśmy jeszcze długo po lesie, siadając od czasu do czasu. Podczas jednego takiego postoju on się nagle we mnie zakochał, bo mi to powiedział. Ale z bluzki w dalszym ciągu nic mu nie wyszło. Odzyskał jednak inicjatywę, bo po tym wyznaniu miłosnym zaczął mnie całować. Byłam tak przerażona i zaszokowana, że nie protestowałam. Był zresztą silny i miły w dotyku. No. Będę ja się miała z czego spowiadać! I już zupełnie nie mogę iść do księdza Kolca, bo mimo tajemnicy spowiedzi na pewno obniżyłby mi stopień z religii i zepsuł świadectwo. W ogóle nie mogłabym mu spojrzeć w oczy na lekcji. Jeśli trafię na księdza bez poczucia humoru,, to mi zada za pokutę ze trzydzieści litanii albo jeszcze dołoży nowennę do św. Stanisława Kostki. Oszołomiły mnie jego pocałunki. Natomiast moje;—jego zupełnie nie. Zapytał mnie nawet: ¦— Czy ty zupełnie nic nie czujesz? Powiedziałam, że tak, mrówka mnie wściekle ugryzła^ ale przez grzeczność nie dodałam — gdzie. Jak się żegnaliśmy, bo musiałam zdążyć na apel, był bardzo podniesiony na duchu. Powiedział zagadkowo, że powinnam mu być we wszystkim uległa, że to bzdury, co mówią o krzywdzie, że przeciwnie, to jest największe szczęście dla kobiety. Po siarczystym pocałunku uzupełnił ten filozoficzny wykład zapowiedzią, że zrobi ze mnie mónarchistkę. Powiedziałam na to wszystko, że w Anglii jest monarchia konstytucyjna. Nie wiem, co tu Anglia miała do rzeczy, ale chciałam wykazać swoją wiedzę. Umówiliśmy się na następny dzień. Wróciłam do namiotu prawie nieprzytomna. Agnieszka przelękła się okropnie. Bała się, czy mnie nie „wzięło". Uspokoiłam ją, że eksperymentuję z autentycznym hrabią. Nazajutrz znowu poleciałam na drogę. Sławek czekał. Przemierzyliśmy tę samą trasę. Mówił, abym się nic nie bała, bo najpierw muszę się trochę oswoić. Z ciekawszych jego wypowiedzi muszę zanotowaćj wzniosłe zdanie, że chciałby ze mną zginąć na zakręcie śmierci w Szklarskiej Porębie. Skoro jego uczucia tak się gwałtownie rozwijały, to zapytałam, czy nie wolałby ze mną żyć, bo mnie się na tamten świat nie spieszy, najpierw muszę się poprawić. Odrzekł, że owszem, wolałby, tylko niech nie będę taka ¦dzika. Moja bluzka nie budziła już w nim takiego zainteresowania. Przerzucił się na nogi, po których mnie głaskał, tak do kolan, bo wyżej dostawał po łapie. Wyjaśniłam mu pogodnie, że ja nie Telimena, a on nie Tadeusz. W przerwach uświadamiał mnie politycznie, ale we mnie rósł upór i wypadało to przeciwnie. Nie dawałam się, czasem udało mi się-wtrącić zręcznie coś z tego, co Brukiew mówiła na zagadnieniach. Nabierałam za to wprawy w całowaniu, ma taki śliczny wykrój ust. Zaczął przychodzić do naszego obozu, czym byłam zachwycona, bo jak mówił, to wszystkie słuchały go jak baranki, nic riie rozumiały, ale zazdrościły mi takiego wytwornego amanta. I tak płynęło niebo błękitne, życie bez chmur, dopóki nie przyleciał do chłopaków piegowaty Kosiński. Mówi: —<- Uwiodłaś naszego lekarza. Nie uwierzyłbym w to nigdy, gdybym nie słyszał na własne uszy. Ooo IKosiński ma na co słyszeć. Uszy majak dwa wachlarze. — Co słyszałeś? — zapytałam. — Mówił, że ty jesteś śliczna dziewczyna i kto wie, czy sobie z ciebie nie wyhoduje żony. Czy on jest pomylony ? Sama miałam wątpliwości co do stanu umysłu Prahorec-kiego, ale imponował mi nadzwyczajnie, to wszystko jednak nie nadawało się do dyskusji z takim Kosińskim, co on w ogóle wie o życiu, baran