To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Mniejsza jednostka pozostanie na Ziemi jako symboliczne zadośćuczynienie za straty, które działania obu ras spowodowały na tej planecie. - Sobolewski odłożył dokument i dodał: - To wiadomość, którą natychmiast przekażecie swoim władzom. Towarzyszka Andrianowa przygotowała tłumaczenie, którego z dobrego serca radzę się trzymać. Nadia wręczyła je Blettr, który włączył swoją stację nadawczą, ale gdy sięgał po słuchawkę, rozległ się głos Roberta: - Nasi specjaliści ustalili, że to urządzenie jest wyposażone w głośnik. Użyjesz go zamiast słuchawek; chcemy słyszeć całą rozmowę, a nie tylko twój monolog. Srparr obdarzył go wściekłym spojrzeniem, ale przestawił jakiś przełącznik i nie ruszał słuchawek. Odczytał to, co mu dała Nadia, i z głośnika popłynęły protesty, które zresztą na nic się nie przydały. Tym razem ONZ było wyjątkowo jednomyślne i nieugięte: żadnych kompromisów. Obcy nie byli w zbyt dogodnej pozycji do targów, toteż w końcu musieli się zgodzić na postawione warunki. - Nie daliście nam wyboru - jęknął Oged'u, gdy zakończono rozmowy. - Ta wojna była waszym wyborem, zakończenie jej jest naszym - warknął generał Beltine bez cienia sympatii i spytał Roberta: - Grupa Tillemana odmeldowała się, pułkowniku? - Tak, sir. Prace zakończone i poza wartownikami na pokładzie krążownika nie ma nikogo. - Bardzo dobrze. Proszę odprowadzić Oged'u na pokład i dopilnować załadowania reszty jeńców. Potem proszę wycofać ludzi z okrętu i jego pobliża i zameldować się tutaj. - A ja? - zaprotestował Srparr. - Ty zostaniesz tutaj, dopóki forteca nie opuści Księżyca. Chcemy mieć stałą możliwość komunikacji z twoimi rodakami. Jak będą poza Układem Słonecznym, krążownik weźmie cię na pokład. Ani sekundy wcześniej! Blettr nie miał wyjścia; jedyne, co mógł zrobić, to obserwować przez okno załadunek pobratymców na pokład i wycofanie się wojsk otaczających okręt. - Rozkaz wykonany, sir - zameldował Rob, stając w drzwiach. - Przekaż, że mogą startować - polecił Beltine obcemu. Z okien doskonale było widać, jak naprawione drzwi luku opadają, rampa wznosi się i w ciągu kilkunastu sekund krążownik unosi się pionowo, by w chmurach zniknąć z ich pola widzenia. Srparr pozostał przy nadajniku, utrzymując stałą łączność z okrętem. - Wyszli z atmosfery - przetłumaczyła Nadia kolejny komunikat dobiegający z głośnika. - Są na orbicie około-ziemskiej. - Mają jak najszybciej wziąć kurs na Księżyc - przypomniał generał Sobolewski. - Tak zostało uzgodnione. Zanim Srparr zdołał przekazać polecenie, z głośnika dobiegł głos Oged'u. Mówił po angielsku i bez przymilnych tonów, jakie dotąd przeważały w jego wypowiedziach. Poziom znajomości angielskiego też się dziwnie poprawił. - Jesteśmy na orbicie okołoziemskiej, a wy przekażecie do ONZ następującą wiadomość: By przetrwać, nie mogliśmy być do końca szczerymi w rozmowach z wami. Mamy więcej pocisków tej klasy co te, które zniszczyły życie w waszych miastach, niż wam powiedziałem i te dodatkowe znajdują się na pokładzie tego krążownika. Rozumiecie więc, że negocjacje prowadzone były w nader niekorzystnej dla nas sytuacji. Obecnie poprawiła się ona: teraz my wydajemy rozkazy - przerwał dla lepszego efektu, a gdy ponownie zaczął mówić, w jego głosie dźwięczało sadystyczne zadowolenie: - Natychmiast wydacie polecenie rozbrojenia wszystkich głowic na Księżycu. Gdy to zostanie zrobione, dowiecie się, czego jeszcze od was chcemy. Zrobicie zaś tak, gdyż w przeciwnym razie zaczniemy systematyczne bombardowanie waszych miast. Na początek pójdzie dziesięć wybranych losowo. Jeśli dalej będziecie się stawiać, to w ciągu dwudziestu czterech godzin zniszczymy całe życie na Ziemi