To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Jednak niezupełnie. Wśród ciszy uśpionego obozu, na oświetlonym księżycowym światłem płaskowzgórzu, górującym nad projektowaną trasą na kształt obszernej areny otoczonej bazaltowymi ścianami przepaści, dwie postacie w grubych płaszczach przystanęły nagle, a naczelny inżynier wymówił wyraźnie słowa: — Nie możemy ruszyć z posad gór! Sir John, uniósłszy głowę w kierunku wskazującej ręki, odczuł w pełni siłę tych słów. Biała kopuła Higueroty wynurzała się z cieniów skał i ziemi na kształt zamrożonej bani, lśniącej w świetle księżyca. Panowała bezwzględna cisza, którą znienacka przerwał odgłos dochodzący zza muru okalającego zagrodę dla bydła, a ułożonego z luźnych, nieociosanych kamieni. To jeden z mułów tupnął przednim kopytem o ziemię i ciężko sapnął dwukrotnie. Naczelny inżynier wyrzekł te słowa w odpowiedzi na rzucone jakby tytułem próby pytanie prezesa, czy nie dałoby się zmienić kierunku trasy w taki sposób, aby uwzględnić przesądy właścicieli wielkich obszarów w rejonie Sulaco. Inżynier uważał, iż upór ludzki był jedną z najmniejszych przeszkód. Co więcej, ogromne wpływy Karola Goulda mogły dopomóc w przezwyciężeniu tego uporu, podczas gdy kopanie tunelu pod Higuerotą byłoby kolosalnym przedsięwzięciem. — Ach, tak, Gould. Jakiż to rodzaj człowieka? Sir John słyszał wiele o Karolu Gouldzie i chciał wiedzieć jeszcze więcej. Naczelny inżynier objaśnił go, że administrator kopalni srebra w San Tomé ma ogromny wpływ na tych wszystkich donów hiszpańskich. Posiada przy tym najpiękniejszy dom w Sulaco, a gościnność Gouldów jest ponad wszelką pochwalę. — Przyjęli mnie tak serdecznie, jakbym był ich dawnym znajomym — opowiadał. — Mała lady jest wcieleniem dobroci. Bawiłem u nich przez miesiąc. Gould pomagał mi w organizowaniu ekip pomiarowych. On jest, praktycznie biorąc, właścicielem kopalni w San Tomé, i to nadaje mu poważną pozycję. Wszystkie (prowincjonalne władze skłonne są go wysłuchać, a tych prowincjonalnych hidalgów potrafi, jak powiedziałem, owinąć sobie koło małego palca. Jeśli pan pójdzie za jego radą, to trudności odpadną, bo on chce tej kolei. Trzeba oczywiście mówić z nim oględnie. On jest Anglikiem i musi być kolosalnie zamożny. Firma Holroyd ma jakiś udział w jego kopami, więc może pan sobie wyobrazić… Tu urwał, gdyż znad małego ogniska dogasającego na zewnątrz muru zagrody, w której trzymano zwierzęta, podniosła się postać mężczyzny otulona aż po szyję w poncho*. Siodło, które widać służyło mu za poduszkę, odcinało się ciemną plamą na tle czerwonego żaru ogniska. — Będę się osobiście widział z Holroydem w powrotnej drodze przez Stany Zjednoczone — rzekł sir John. — Upewniłam się, że on także chce tej kolei. Mężczyzna, którego zapewne zbudziły zbliżające się glosy, powstawszy z ziemi wyciągnął papierosa i potarł zapałkę. Jej płomień oświetlił wąsatą twarz barwy brązu i parę oczu patrzących prosto przed siebie. Po chwili poprawiwszy na sobie opończę runął z powrotem na ziemię, wsparł głowę o siodło i wyciągnął się jak długi. — To szef naszego obozu, którego będę musiał ode— słać do Sulaco z chwilą, gdy się przeniesiemy do doliny Santa Marta — objaśnił inżynier. — Niesłychanie pożyteczny człowiek, wypożyczony mi przez kapitana Mitchella z Kompanii O.S.N. To był dobry uczynek z jego strony. Karol Gould powiedział mi, że nie mogłem lepiej postąpić jak przyjmując jego ofertę. Ten człowiek umie świetnie dawać sobie radę z poganiaczami mułów i innymi peanami. Nie mieliśmy najmniejszych trudności z naszymi ludźmi. Przydzielę go jako eskortę do pańskiego dyliżansu, będzie panu towarzyszył aż do Sulaco z kilkoma naszymi pracownikami kolejowymi. Droga jest zła. Mając go pod ręką zaoszczędzi pan sobie niejednego guza. Obiecał mi, że będzie się panem tak opiekował przez całą drogę, jakby pan był rodzonym jego ojcem