To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Bardzo mnie to uradowało, ale nie na długo. Popijam sobie koniaczek, żeby znów nie wpaść w smutki. Nasze ostatnie spotkanie było bardzo krótkie i bardzo byle jakie. Oboje przeżywaliśmy paskudną depresję i nie byliśmy dla siebie niczym więcej niż ponurymi świadkami własnych niepowodzeń. Wiele o Tobie myślałam. Byłam pod wrażeniem rozprawki Canettiego na temat Listów do Felicji Kafki. Przeczytaj to koniecznie; mnie nawet zainteresowało bardziej niż same listy. (...) W Londynie byłam przez tydzień. Basia zapoznała mnie z pewnym leciwym, stukniętym, lecz wielce inteligentnym Anglikiem pochodzenia... ukraińskiego. Odznaczał się olbrzymią erudycją, nie mówiąc o 7 językach, którymi władał przede mną przez 5 godzin. Kiedy dowiedziałam się, że pan ten ma zamiar już do końca asystować mi w zwiedzaniu Londynu, odfrunęłam nazajutrz najwcześniejszym samolotem. Całuję. H. 20.7.79 Kochana Halinko, (...) Widziałaś mnie w okresie depresji, to mi się zdarza przeciętnie co półtora roku. W takich okresach wszyscy działają mi na nerwy, ale moi przyjaciele nauczyli się to ignorować, wiedzą, że to nie jest skierowane przeciwko nim. Tobie przyszło to trudniej, bo byłaś oderwana od domu, pracy, języka, przyjaciół – i byłaś zdana całkowicie na mnie, a mnie to właśnie ciążyło. Tym bardziej, że choć przyjechałaś tu pisać, nic Ci w moim pochmurnym towarzystwie nie wychodziło z tego. Zapewniam Cię jednak, że ani przez chwilę nie chciałem Cię dręczyć (ja w ogóle dręczę tylko siebie samego). Istotnie działałaś mi na nerwy, mimo że wyraźnie starałaś się spędzać jak najwięcej czasu w swoim pokoju; irytował mnie Twój smutek, Twoja apatia, Twój brak inicjatywy. Twoja niema twarz była dla mnie ciągłym oskarżeniem. Nic mi niby nie zarzucałaś, ale ja wiedziałem przecież, jak Ci jest źle, i wiedziałem, że to moja wina... Ale teraz mam prośbę: przebaczmy sobie nawzajem (moim zdaniem nie ma nawet czego przebaczać, to tak jak nieudany koncert) i piszmy do siebie jak starzy, wyrozumiali przyjaciele. Z Twoją poetką się absolutnie zgadzam. Wiesz dobrze, że zawsze Cię uważałem za urodzoną pisarkę, ale Tobie jest równie trudno uwierzyć we własny talent, jak mnie w to, że mnie można lubić! Pamiętaj to, co Ci o pisaniu mówiłem w Cumnor: nie ma żadnego ryzyka, bo jak coś Ci się nie uda, to po prostu nikomu tego nie pokażesz! (mnie to powiedział Hans Keller o kompozycji). (...) Dowiedź sama sobie, że się nie doceniasz, bo nikt inny Cię o tym nie przekona! 69 Elżbieta Zechenter-Spławińska, poetka, pisarka, autorka m.in. musicalu Orfea z muzyką M. Sarta. 129 Mam mimo wszystko nadzieję, że jeszcze tu przyjedziesz, chociażby do Basi. (...) Ale na razie nie wypominaj mi już moich wad – sama mówisz, że ja „wszystko tłumaczę sobie na własną niekorzyść”. Napisz mi raczej, dlaczego nadal mnie lubisz, to mi pomoże siebie samego polubić... Ściskam Cię mocno i serdecznie. Twój stary Andrzej. PS Mam już nowy adapter, który brzmi cudownie! A jeszcze przeczytałem kilka dobrych książek, zwłaszcza znakomitą biografię Joe Ortona, który napisał 3 zdumiewająco bezczelne komedie, a potem został zabity młotkiem przez kochanka (takie rzeczy najchętniej czytam). Bolą mnie tylko oczy z tego czytania i pisania, więc staram się już jak najmniej czytać – to dla mnie jest największym bohaterstwem! 17.8.79 Andrzejku kochany, Masz rację, ja rzeczywiście reaguję na Ciebie przesadnie, ale nie wynika to ani z tego, że jestem – według Ciebie – „jak księżyc”, ani z wyjątkowości stosunku do Ciebie. To Ty raczej masz wyjątkowy wpływ na ludzi, wyjątkowo mocne „promieniowanie”. Twoje emocje są tak silne, że po prostu zarażają. Dlatego masz dar uszczęśliwiania i unieszczęśliwiania ludzi. Co do „dręczenia”, sam mówiłeś, że odnosi się to tylko do tych, których kochasz, rzadziej – do przyjaciół. W pierwszym przypadku agresja bierze się z urojonego lęku, że nie można Cię naprawdę kochać, w drugim – drżysz, by nie przytłoczyły Cię czyjeś oczekiwania czy wymagania. Przykładem pierwszego urojenia może być sprawa z Michaelem, wskutek której nastąpiła jego ucieczka na inny kontynent: przykładem drugim – mogę być od biedy ja sama, bo przez 25 lat staram Ci się jak najmniej przeszkadzać, a jeśli się czasem na krótko pojawiam, odczuwasz to jak wizytę Drakuli. (...) Piszesz, że Twoje kompleksy dotyczą tylko niektórych spraw, ale ja nie wiem, jak mogę Ci pomóc, skoro o sukcesie decyduje wiara w ten sukces