To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Nie możemy sobie pozwolić na taki rozłam w chwili, gdy u naszych granic stoją wyjące hordy nieprzyjaciół. Nie możemy dopuścić do tego, by wiara, która dodaje nam sił, stała się bronią rozbijającą jedność naszych szeregów. - Wszyscy jesteście heretykami - oznajmił stary Haukir z ledwie skrywaną satysfakcją. - Nie otrzymasz już żadnej pomocy, Lofantyrze. Podpisałeś wyrok śmierci na swoje królestwo. A Hebrion i Astarac same nie zdołają się obronić przed wszystkimi państwami zachodu. Abeleyn omiótł spojrzeniem siedzących za stołem królów, diuków i książąt. Almark i Perigraine, Finnmark i Candelaria, Tarber i Gardiac, Touron i Fulk. Nawet Gabrion, od dawna znany z tradycji niezależności. Co jednak z dwoma mężczyznami w czerni, którzy zasiadali między nimi? Co z Fimbrianami? - Czy elektoraty mają w tej sprawie coś do powiedzenia, czy też podążą za przykładem innych? - zapytał. Marszałek Jonakait uniósł lekko brwi. - Fimbria nigdy nie uznawała żadnej władzy wywodzącej się spoza jej granic, w tym również władzy pontyfików. My także jesteśmy ramusiańskim krajem i na naszym terenie żyją i pracują inicjanci, ale elektorów nie obowiązują bulle ani edykty głowy Kościoła. Abeleyn poczuł przypływ nadziei. - To znaczy, że wasza oferta jest nadal aktualna? Na twardej twarzy marszałka na mgnienie oka pojawiło się coś na kształt uśmiechu. - Nie użyczymy żołnierzy żadnemu ramusiańskiemu państwu toczącemu wojnę z braćmi w wierze, ale udostępnimy ich tym, którzy walczą z Merdukami. Cadamost poderwał się nagle. - Nie możecie tego zrobić! Wspieralibyście heretyków, których dusze są tak samo potępione, jak dusze Merduków! Jonakait wzruszył ramionami. - Tylko w oczach niektórych. W opinii moich zwierzchników wojna na wschodzie jest ważniejsza niż wszelkie inne kwestie. Jeśli ktoś jest innego zdania, może przedstawić swoje argumenty, a rozważymy je. Żaden Fimbrianin nie będzie jednak służył jako najemnik w bratobójczej wojnie religijnej. - To absurd! - wrzasnął Haukir. - Przed chwilą obiecywaliście żołnierzy wszystkim, którzy ich zażądają. Cóż to jest, jeśli nie sprzedawanie ich jako najemników? - Każda prośba zostanie rozpatrzona indywidualnie. Nie mogę obiecać nic więcej. Rzecz jasna, Fimbrianie nie chcieli na razie opowiedzieć się po żadnej ze stron. Na zachodzie nastąpił rozłam. Honor wymagał, by elektoraty wysłały wojska Lofantyrowi. Abeleyn wiedział, że król Torunny już o nie poprosił. Zaczekają jednak, by zobaczyć, jak rozwinie się sytuacja, nim zaangażują się gdzie indziej. Z pewnością marszałkowie radowali się po cichu na myśl, że zachód się podzieli i Pięć Królestw skoczy sobie do gardeł. To dobrze wróżyło ewentualnym fimbriańskim próbom odbudowania utraconej przed stuleciami Hegemonii. Na razie jednak ważniejszy był fakt, że Lofantyr otrzyma posiłki, choć fimbriańskie oddziały będą musiały pokonać długą drogę, jeśli miały dotrzeć do Wału Ormanna, omijając Perigraine. Ryzyko się opłaciło. Mark i Lofantyr dobrze odegrali swe role, ale z drugiej strony Abeleyn dobrze ich przygotował w ciągu kilku dni, które upłynęły, odkąd dotarły tu wieści z Charibonu. Haukir łypnął wilkiem na trzech królów-renegatów. - Osobiście dopilnuję, by wielki pontyfik was ekskomunikował. To będzie oznaczało wojnę. Ramusianie przeciw ramusianom. Niech Bóg wybaczy wam to, co dziś uczyniliście. Abeleyn oparł się o blat. Jego oczy wyglądały jak dwie czarne jamy. - Podnieśliśmy dziś głowy z inicjanckiego jarzma, które od dziesięcioleci zaciskało się na karkach wszystkich państw zachodu. Uwolniliśmy nasze królestwa od grozy stosu. - Sprowadziliście na zachód wojnę w chwili, gdy walczy on o życie - skontrował Cadamost. - Nie - sprzeciwił się z żarem Lofantyr. - To Torunna walczy o życie. Moje królestwo, mój lud. To my giniemy na pograniczu. Nic nie wiecie o naszych cierpieniach i nic was one nie obchodzą. Prawdziwy pontyfik rezyduje na Wale Ormanna, w sercu walki o obronę zachodu. Nie siedzi w Charibonie, wydając edykty, wysyłające na stos tysiące ludzi. Powiem wam jedno: nim moje dzieło będzie skończone, spalę tego Himeriusa na tym samym stosie, na który wysłał już tak wielu niewinnych. Wszyscy umilkli, zszokowani