To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Ale to jest najmniej prawdopodobne. Oni są tak wspaniali i tak inteligentni, że doskonale wiedzą o tym. Wreszcie przyjdzie im do głowy sięgnąć po władzę. To tylko kwestia czasu. Są zbyt dobrzy, żeby o tym nie pomyśleć. Może nawet już myśleli, tylko uznali, że jest jeszcze na to za wcześnie. Kto wie? Ludzkość nie da się rządzić mutantom. Więc wprowadzą terror, jakiego nie znała historia. Nie będą mieli innego wyjścia. Dlatego muszą zniknąć. I mój i twój pech polega na tym, że akurat teraz wszyscy znaleźli się razem na Ziemi. - Boisz się tylko o władzę. To podłe. Nie rozumiesz mnie. Jestem pewien, że nigdy by im nie przyszło do głowy dokonać przewrotu teraz. Ale teraz mamy ich w jednym miejscu. Więc trzeba ich zabić? - Stary Howard chciał dobrze. Wtedy modne były plany kolonizacji kosmosu. Do tego nadają się idealnie. Ale te plany upadły. Długo jeszcze gospodarka nie będzie gotowa do takiego wysiłku. Wiesz na przykład, że należałoby zwiększyć naszą produkcję przemysłową stukrotnie, żeby skolonizować tylko Proximę Centauri? Howard był marzycielem, ale i doskonałym politykiem. Rozpoczynając swój projekt zabezpieczył się bardzo dobrze. I zrealizował oczywiście tę mrzonkę. Po nim było czterdziestu ośmiu prezydentów, ale żaden nie odważył się zaatakować mutantów. To również robota Howarda. Nadał im we Flocie taką pozycję i jednocześnie tak sprytnie pokierował propagandą, że w pewnym okresie Flota wręcz chwaliła się nimi. Dbano tylko o to, żeby na Ziemi nie przebywało ich jednocześnie więcej niż dziesięcioro. Nie zabija się przecież powracających bohaterów. Dopiero Karpov, na zakończenie swojej kadencji, zdecydował się postraszyć ich. Kosztowało go to mnóstwo kłopotów i jakieś układy z Hildorem. W rezultacie musiał wymazać część akt rządowych dotyczących tego zagadnienia. Ale pozostawił swoim następcom, w archiwum prezydenckim, coś w rodzaju przesłania. Brzmi ono dokładnie tak: " W roku 3522 będą wszyscy razem na Ziemi. Na tyle się odważyłem. Twoim zadaniem jest pójść dalej i zakończyć tę sprawę". Nawet nie nazwał ich mutantami, nie podał żadnych nazwisk. Słowa te tkwią do dziś na miejscu dawnych akt dotyczących Hildora i jego dzieci. Alicja była zbyt rozbita psychicznie, żeby rozumieć ogrom wniosków płynących z tych słów. Dotarło do niej tylko jedno. Mutantom grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Miała głębokie przekonanie, że jej ojciec nie kłamie. Zrozumiała, że teraz ona musi zacząć kłamać. Żeby wyciągnąć z niego jak najwięcej informacji. Przede wszystkim musi uzyskać większą swobodę poruszania się po pałacu prezydenckim. - Mówisz to, jakbyś wygłaszał przemówienie - powiedziała, żeby zyskać na czasie. Nic innego nie przychodziło jej do głowy. Borisov odebrał to po swojemu. Doszedł do wniosku, że Alicja zaczyna mięknąć. - Często wyświetlam sobie te słowa na konsoli komputerowej - mruknął, poprawiając się w fotelu. - Mogłabyś kiedyś naprawdę napalić w tym kominku - dodał. - Staję się na starość romantyczny. - Giza twierdził, że mutanci są praktycznie nie do zabicia. Nawet Pet ma w sobie coś, co sprawia, że ludzie instynktownie ustępują mu z drogi. Również wtedy, kiedy jest pijany w trupa. - O to się nie martw. Nie zamierzam ruszać twojego Peta. Mogę nawet wspomnieć Bronowi, żeby na razie nigdzie go nie wysyłał. Skąd w tobie tyle miłości do ludzi? To też przejaw starości? - Córko! - Borisov raczył się podnieść wyżej i usiadł normalnie w fotelu. Alicja wiedziała, że zaraz powie coś drętwego. Zawsze poprzedzał takie wystąpienia słowem: córko. - Każdy prezydent stara się coś po sobie zostawić. Coś trwałego i wielkiego. Ja postanowiłem naprawić błąd starego Howarda. - Mógłbyś przynajmniej pozwolić mi chodzić po pałacu. W tych klatkach zapiję się na śmierć. - Nie uciekniesz! Pałacu strzegą teraz dwa bataliony policji i oddział specjalny ochrony rządu. Dlatego przystaję na twoją prośbę. Żebyś nie mówiła, że jestem bez serca. Na wszelki wypadek będzie ci towarzyszyło dwóch agentów przez cały czas kiedy będziesz poza swoimi apartamentami. - Pozwolisz, że nie będę ci dziękowała. - Nie spodziewałem się tego