To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

* * * Ostatnie przedstawienie w tym objeździe kompania dała w Banbury. Stamtąd Will pojechał sam w kierunku północno_zachodnim, zamierzając spędzić tydzień lub dwa w Stratfordzie. Anna złagodniała ostatnio. Ceniła znaczne sumy pieniędzy, które jej nominalny małżonek przysyłał coraz częściej do domu. I chociaż nikt nie mógł przypuszczać, aby małżonków, którzy dobrowolnie żyli o przeszło sto mil od siebie, łączyła namiętna miłość, Anna z satysfakcją przyjmowała spadający na nią odblask sławy, otaczającej nazwisko jej męża. John Szekspir po prostu schlebiał synowi, który popłacił za niego dawne długi, a Mary szczyciła się tym, że ulubiony syn usprawiedliwiał jej wielką miłość. Ale Will przede wszystkim poświęcał swój czas bliźniętom - Hamnetowi i Judytce. Dziewczynka rosła zdrowo i była coraz ładniejsza, lubiana przez wszystkich: dzielnie pomagała wszędzie tam, gdzie para dziewięcioletnich rączek mogła się przydać. Hamnet był delikatniejszy, ale nad wiek rozwinięty i bystry. Zachwycała go myśl, że jego ojciec jest aktorem. Naturalnie, nic jeszcze nie znaczyło w oczach chłopca, że ten ojciec był znacznie wybitniejszym poetą. Teatr imponował mu blaskiem i barwami, a wiedział, że na londyńskiej scenie jego ojciec grał ważne role. Serce Willa wyrywało się ku synowi. Przebywając wiele w towarzystwie ludzi, dla których sprawa dziedzica była niesłychanie ważna, spoglądał teraz na Hamneta innymi oczyma. Ten chłopiec będzie nosił jego nazwisko w dalekiej przyszłości, nie znanej już ojcu. Will wspomniał wiersze, które pisał do Southamptona o rozkoszach posiadania syna, i z zachwytem odnajdywał w rysach Hamneta podobieństwo do samego siebie. Dyskutował z Anną o kształceniu chłopca, planował, że zabierze go w przyszłości do Londynu, gdzie może przy pomocy swoich przyjaciół będzie mógł go umieścić - gdy skończy dwanaście lat - w naprawdę dobrej szkole. U Judytki zaś z przyjemnością obserwował serdeczne przywiązanie do brata. Po raz pierwszy Will z żalem wyjeżdżał ze Stratfordu. Chłopiec czepiał się jego rąk i tulił do niego, jakby bał się go utracić. A Will mocno obejmował swego jedynego syna, jakby ta dziecinna obawa i jemu się udzieliła. * * * Wracał do Londynu bez pośpiechu, zatrzymując się na wygodne noclegi w oberży "Pod Koroną" w Oksfordzie i "Pod Jerzym" w Reading. Zastanawiał się po drodze nad swoją rodziną i rodzinnym miastem. Rozmyślał też o tym, do czego powracał. "Gdybym był szlachetniejszego urodzenia, a choćbym tylko pochodził z ziemiaństwa, ta burza nigdy by się może nie rozpętała nad moją głową. Miałbym uniwersyteckie wykształcenie. A z uniwersytetu niedaleko do poezji. Nie byłoby aktora Willa, wtłoczonego w barwy służbowej liberii. I ona nie wzgardziłaby mną. Może by ją zadowoliła moja pozycja społeczna. A tamten nie traktowałby jej jak dziewki, należącej do jego sługi. Wszystko to nie świadczy o nich dobrze, ale rzecz to naturalna dla kobiety polować na najgrubszą zwierzynę, a dla mężczyzny - łowić najłatwiejszą. Nienawidzić ich? Nie, nienawidzić ich nie mogę, chociaż widzę ich teraz w innej, mniej doskonałej postaci. Przyjmuję mój los. Jestem aktorem i aktorem zostanę. Hamnetowi to wystarcza". * * * Trójkąt: Will, Czarna Dama i Złoty Lord - zdarzył się w życiu, nie na scenie. Nie było więc efektownego zakończenia. Southampton bardzo szybko znudził się nową kochanką. Czarna Dama usiłowała go zatrzymać, ale hrabia miał za wiele dróg ucieczki. Essex wciąż gdzieś się wyprawiał w poszukiwaniu nowych laurów i z przyjemnością widział u swego boku odważnego, przystojnego Southamptona. Młodzieniec bywał też na dworze, ale najwięcej czasu zabierała mu piękna krewniaczka Essexa, dama dworu królowej, Elżbieta Vernon. I po pewnym czasie Will, choć gardząc sam sobą, zaczął znowu zachodzić do Czarnej Damy. Rozdział XIII Kompania "Sług Lorda Szambelana" - dawniej "Lorda Strange'a" - obradowała w prywatnej izbie gospody "Pod Syreną". Rano odbywały się próby, a po południu przedstawienia, toteż takie zebranie można było urządzać jedynie wieczorem. Will irytował się z powodu straty czasu, który mógł poświęcić pisaniu i przerabianiu sztuk. Ale był teraz udziałowcem kompanii i musiał uczestniczyć w zarządzaniu jej sprawami. Lord Strange zmarł na tajemniczą chorobę, powszechnie przypisywaną czarom. Henryk Carey, Lord Hunsdon, krewny królowej, cieszący się jej łaskami i świeżo mianowany Lordem Szambelanem, chętnie dał swoje nazwisko osieroconej kompanii i przystroił aktorów na okazje publicznych wystąpień w swoją liberię - błękitne płaszcze ze srebrnym łabędziem w locie, wyhaftowanym na lewej piersi