To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Ono nawet nie istnieje w twoim świecie. To jeden ze sposobów, za pomocą którego zamierzam powiązać ze sobą różne czasy i przestrzenie. - Jesteś bardzo bystry - oceniła Tweena. - Jak długo mam tu zostać? - Trudno powiedzieć - odparł wymijająco Ahab. - Nie wiem też jeszcze dokładnie, gdzie najlepiej pasujesz. Jednak wkrótce się dowiem. Gdy tylko uda się połączyć nić twojego życia z nicią innej postaci z jakiejś opowieści, wtedy osiągniemy cel. Wszechświat znów będzie nierozerwalną całością. Albo przynajmniej nastąpi początek tego doniosłego dzieła zjednoczenia. - Może to i niegłupi pomysł. A jaka jest w tym wszystkim moja rola? - Po prostu czuj się w tym otoczeniu jak u siebie w domu. Niebawem ktoś się tu zjawi. - To znaczy kiedy? - Naprawdę nie umiem ci tego powiedzieć - westchnął Ahab. - Po prosty najszybciej jak mi się uda to spowodować. Najpierw muszę załatwić kilka ważnych spraw. - Zaczekaj! - krzyknęła Tweena. Jednak Ahaba już przy niej nie było. Została sama w straconym mieście Lu. 20. Gabinet psychiatryczny. - Doktor czeka, proszę za mną - powiedziała pielęgniarka. - Dziękuję - Sherman Machine odłożył wymięty egzemplarz „Trasher's Magazine” i wyszedł z poczekalni na korytarz. Przez otwarte drzwi gabinetów było widać małe pracownie i odzianych na biało laborantów pochylonych nad palnikami Burmese Bunsena. Pielęgniarka zapukała lekko do drzwi sekretariatu. - Doktorze Macher - zwróciła się do mężczyzny w śnieżnobiałym kitlu, ze stetoskopem zawieszonym na szyi. - Przyprowadziłam pacjenta. To jest pan Sherman Machine. Doktor Macher przeglądał jakieś papiery z dołączonymi do nich kliszami zdjęć rentgenowskich. Kiwnął więc tylko głową, nie podnosząc wzroku. Potem machnął jedną ręką, następnie drugą, przy czym należy zaznaczyć, że drugą miał bardziej wypielęgnowaną niż pierwszą. - Tak, proszę spocząć, jeszcze chwilkę, Mister Machine. Czy mogę się do pana zwracać Sherman? - Oczywiście - zgodził się pacjent. - Jednak na imię mam Szeherezada. - Wystarczy Sherman - zdecydował lekarz. - Dziękuję pani, na razie to wszystko - powiedział do pielęgniarki. - Zaraz się panem zajmę, panie Sherman, chciałbym tylko skończyć pracę nad tymi raportami z Kliniki Hickey. Odwrócił się i zaczął mówić do dziobatego dyktafonu: - Tak... sublateralna infuzja doriticu... typowe, typowe... Sherman Machine usiadł na plastikowym krześle przeznaczonym dla pacjenta i patrzył przytępionym wzrokiem na perkalowe zasłony okna. Gabinet doktora był na jednym z wyżej położonych pięter ogromnego budynku z betonu. Sherman zamyślił się. Miał za sobą długą i samotną zimę. - „Przecież to okropne żyć i umierać w takim odosobnieniu" - mówiła Marcia. - „Wszystko w porządku, dam sobie radę" - uspokajał ją wtedy Sherman Machine. Długie ponure wspomnienia przemykają przez głowę rozpaczliwie szukając jakiegoś punktu zaczepienia. Gdzie ona się podziewa? - Zastanawiał się Sherman. A potem, zupełnie niespodziewanie, znalazł się przed gabinetem w jej towarzystwie. - Jak się nazywasz? - zapytał. - Mówią na mnie Milicent Automata - odpowiedziała. Działo się to tuż po przeniesieniu Tweeny do Lu. Machine miał właśnie zająć się realizacją swoich planów. A potem coś się wydarzyło. Właściwie nie pamiętał nawet dokładnie co takiego. Ocknął się tutaj, w poczekalni miernego psychiatry, doktora Murchera Machera. I rozmawiał z pociągającą młodą osóbką płci przeciwnej niejaką Milicentą Automatą. Nie należy się tu dziwić, że nieustraszony, i atrakcyjny robot - budowniczy zjednoczonego świata i stwórca wszechświata był bardzo zdziwiony. - Gdzie jestem? - zapytał wtedy. - Nie tak głośno - upomniała Milicent. - Niektórzy nazywają to miejsce "Tańczące Mamuśki". - Ach, mój Boże - jęknął Sherman. Przypomniał sobie coś, co usłyszał dawno temu: ten świat można dzielić stosując wiele różnych metod. Ten ze sposobów, który miał największe szanse - z wynikiem 9.89221 z możliwych 10.0 - nazywał się Planem Przejść Warunkowych. Przejścia pojmowano jako bloki tworzące podstawy uniwersum. Realność zaś mogła być funkcją przejść różnego rodzaju i kształtu. Niektóre szybkie, inne wolne, albo takie jak obecna - bez końca. Ta, przez którą właśnie przebrnął Sherman, nie była jeszcze najgorsza. Wiązała się jednak z utratą pamięci, a amnezja jest niezwykle przydatna do gromadzenia empirycznych dowodów na przeróżne tezy. Można się przyzwyczaić. Machine powstrzymał wtedy Milicent Automatę od mówienia, przynajmniej na razie, i szybko rozejrzał się dokoła. Od razu wiedział, że znalazł się w przychodni lub szpitalu czyli tam gdzie leczy się chorych. - Kim jest ten doktor Murcher? - zapytał. - On chce ci pomóc. - A co jest ze mną nie w porządku? - Zarzuca ci się psychiczną maldyskrecję, maniakalne symulanctwo, grożenie złymi, ukartowanymi zamiarami, uczestnictwo w tańcu ludowym z odtwarzaniem postaci z Robin Hooda, zadzieranie nosa i tym podobne. - Cholera, tego się obawiałem - wymamrotał Machine