To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
- Od dawna fascynuje mnie historia Ksiąg sybilińskich -zwierzyłem się Monice, mojej znajomej, która była jednocześnie agentem literackim. - Zawsze trzeba korzystać z szansy, inaczej traci się ją bezpowrotnie. Sybille, czarodziejki przepowiadające przyszłość, mieszkały w starożytnym Rzymie. Pewnego pięknego dnia jedna z nich pojawiła się w pałacu cesarza Tyberiusza z dziewięcioma księgami i zażądała za nie dziesięciu złotych talentów. Tyberiusz uznał to za zbyt wygórowaną cenę i odmówił. Sybilla wyszła, spaliła trzy księgi i wróciła z pozostałymi sześcioma. „Chcę za nie dziesięć złotych talentów" -powiedziała. Tyberiusz wyśmiał ją i kazał wyrzucić za drzwi. Jak można mieć taki tupet, by żądać tej samej ceny za sześć ksiąg co przedtem za dziewięć? - 193 - Ą im uwagę. W jednej chwili ich roześmiane twarze posmutniały, przeprosili mnie i odeszli. Wtedy zdałem sobie sprawę, że choć szukałem przyjaciół, o wiele bardziej martwiło mnie, „co powiedzą sąsiedzi". Postanowiłem następnym razem zaprosić ich na drinka. Przez tydzień siedziałem przy oknie w porze, gdy zazwyczaj wychodzili z pubu, ale już się nie pojawili. Zacząłem odwiedzać pub, mając nadzieję, że ich spotkam, ale właściciel też ich nie znał. Umieściłem w oknie kartkę z napisem „Odezwijcie się". Udało mi się jedynie zwabić bandę pijaków, którzy pewnej nocy zaczęli pod naszymi oknami wykrzykiwać najwulgarnie)sze wyzwiska. Sąsiadka, której tak się obawiałem, poskarżyła się właścicielowi. Nigdy więcej nie spotkałem tej młodej pary. Druga szansa Jechaliśmy samochodem przez Portugalię. - Od dawna fascynuje mnie historia Ksiąg sybilińskich -zwierzyłem się Monice, mojej znajomej, która była jednocześnie agentem literackim. - Zawsze trzeba korzystać z szansy, inaczej traci się ją bezpowrotnie. Sybille, czarodziejki przepowiadające przyszłość, mieszkały w starożytnym Rzymie. Pewnego pięknego dnia jedna z nich pojawiła się w pałacu cesarza Tyberiusza z dziewięcioma księgami i zażądała za nie dziesięciu złotych talentów. Tyberiusz uznał to za zbyt wygórowaną cenę i odmówił. Sybilla wyszła, spaliła trzy księgi i wróciła z pozostałymi sześcioma. „Chcę za nie dziesięć złotych talentów" -powiedziała. Tyberiusz wyśmiał ją i kazał wyrzucić za drzwi. Jak można mieć taki tupet, by żądać tej samej ceny za sześć ksiąg co przedtem za dziewięć? - 193 - Sybilla spaliła kolejne trzy księgi i wróciła z ostatnimi trzema. „Kosztują tyle samo - dziesięć złotych talentów". Zaciekawiony Tyberiusz kupił wreszcie trzy księgi, ale mógł poznać jedynie niewielką część tego, co miało nastąpić w przyszłości. Kiedy skończyłem opowieść, zauważyłem, że mijamy Ciudad Rodrigo na granicy portugalsko-hisz-pańskiej. Cztery lata temu ktoś zaproponował mi tam książkę, której nie kupiłem. - Zatrzymajmy się. Nie przypadkiem przypomniałem sobie o Księgach sybilińskich. To znak, że muszę naprawić błąd. Podczas pierwszego wyjazdu promującego moją książkę w Europie postanowiłem zatrzymać się w tym mieście na obiad. Potem zwiedziłem katedrę, gdzie spotkałem księdza. „Niech pan spojrzy, jak w popołudniowym słońcu wszystko pięknieje" - powiedział. Spodobała mi się ta uwaga, chwilę porozmawialiśmy, potem pokazał mi ołtarze, krużganki i ogrody na tyłach świątyni. W końcu zaproponował swoją książkę na temat kościoła, ale odmówiłem. Gdy wyszedłem, poczułem się winny. Jestem pisarzem, jeżdżę po Europie, próbując sprzedać swoją twórczość. Dlaczego przez solidarność nie miałbym kupić książki napisanej przez proboszcza? W końcu zapomniałem o całym zdarzeniu. Aż do tego dnia. Zatrzymałem się. Poszliśmy na plac przed kościołem, gdzie jakaś kobieta patrzyła w niebo. - 194 - - Dzień dobry. Szukam księdza, który napisał książkę o tym kościele. - Nazywał się Stanisław, zmarł rok temu - odpowiedziała. Poczułem przeogromny smutek. Dlaczego poskąpiłem księdzu Stanisławowi radości, jakiej sam doświadczałem, widząc kogoś z moją książką w ręku? - To był jeden z najlepszych ludzi, jakich znałam - ciągnęła kobieta. - Pochodził z biednej rodziny, ale skończył studia i został archeologiem. Pomógł mojemu synowi dostać się do szkoły średniej i zdobyć stypendium. Opowiedziałem jej, co mnie tu sprowadza. - Nie obwiniaj się tak pochopnie, synu. Idź zwiedzić katedrę. Poczułem, że to znak, i zrobiłem, jak mi poradziła. W konfesjonale siedział ksiądz, czekając na wiernych, którzy nie nadchodzili. Podszedłem do niego, dał mi znak, bym uklęknął. Przerwałem mu: - Nie chcę się spowiadać, przyszedłem kupić książkę o kościele, którą napisał człowiek imieniem Stanisław. Oczy księdza rozbłysły. Wyszedł z konfesjonału i po chwili wrócił z egzemplarzem książki. - Ależ mi pan sprawił radość! - powiedział. -Stanisław był moim bratem i jestem z niego bardzo dumny. Pewnie jest teraz szczęśliwy w niebie, bo jego praca nie poszła na marne. Pośród tylu księży natknąłem się akurat na brata - 195 - Stanisława. Kiedy wziąłem książkę i zapłaciłem, uścisnął mnie. Odchodząc, usłyszałem za sobą głos: - Niech pan spojrzy, jak w popołudniowym słońcu wszystko pięknieje! To były te same słowa, które usłyszałem z ust księdza Stanisława cztery lata temu. W życiu zawsze pojawia się druga szansa