To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Kiedy więc jej oczom ukazało się wreszcie obozowisko kultystów, dziewczyna oniemiała. Przed Diną odsłonił się niezwykły widok. Pomiędzy hałdami kamieni, wzgórzami z błyszczącego szkliwa i ruinami domów zobaczyła niewielkie podwyższenie, jakby scenę. Na niej stało kilkanaście elegancko ubranych osób, grających na różnych instrumentach. Pod sceną tańczyło mnóstwo ludzi. - Chodź, Dino, posłuchaj muzyki - powiedział Verdex, ciągnąc ją w sam środek kłębowiska. Potem tańczyli. Otoczeni tłumem ludzi, z których wielu wyglądało tak jak Verdex, jakby stosowało tę samą, morderczą dla organizmów dietę. Byli wychudzeni, patykowaci, niemal łysi, ich wargi ledwie zamykały się na zębach, a skóra na twarzy mogła pęknąć lada chwila. Chyba byli słabi, bo w ich tańcu nie było dynamiki, namiętności. Raczej chorobliwa powolność, narkotyczne otępienie. Dina nie do końca rozumiała swój strach - wszak wielokrotnie kontaktowała się z przekształconymi ludźmi, wyglądającymi jeszcze bardziej groteskowo niż ci tutaj. Kiedy podzieliła się tą refleksją z Verdexem, ten tylko pokiwał głową. - To dlatego, że podświadomie przeczuwasz, że moich współbraci zniekształcił prawdziwy głód, a nie aparat chirurgiczny. Że ich stan wynika z głębokiej wiary, a nie z chwilowego kaprysu. Że dotykają bogów, a nie zanurzyli się w ułudzie życia. Są prawdziwi. - Ale dlaczego to robicie, dlaczego się tak dręczycie? - Jesteśmy instrumentami bogów. - Korgardów... - Bogów, potężnych i prawdziwych. Nie rozumiesz? To jest boska muzyka! Tak jak ludzie napinają strunę skrzypiec, by wydobyć z nich cudny dźwięk, tak bogowie napinają nas, ludzi. Jak instrumenty. - I słuchają waszych krzyków? - żachnęła się Dina. - Och, dziewczyno z pięknego świata. A jakże to ina- czej wytłumaczysz? Tb wszystko, co zdarzyło się z ludźmi i innymi rasami. Tę otchłań cierpienia i paniki, podniecenia i strachu. Katów, rzezie, pogromy? Im bardziej jesteśmy napięci, im mocniej się nas nagnie, im lepiej zsynchronizuje, tym bardziej błogosławiony koncert możemy ofiarować bogom. - Korgardom... - powtórzyła Dina. - Teraz władcy uznali, że czas już skończyć z improwizacją. - Verdex de Verdex nie dał się zbić z tropu. - Zaczęli szkolić instrumenty, napinać je, testować, aby wybrać najlepsze. Przyszli do nas. Nie widzimy tej symfonii, a może widzimy, choć nie rozumiemy... - Tak jak człowiek nie widzi wszystkich kolorów rozróżnianych przez pszczołę? I nie słyszy dźwięków istniejących dla psa? - Jesteś mądra, ale twój umysł zamknął się w klatce głupoty. Dlaczego kolor? Dlaczego dźwięk? Dlaczego zapach? Inne bodźce, inne zmysły, inne postrzeganie rzeczywistości... To bogowie, dziewczyno o srebrnych oczach. Ty najlepiej powinnaś zrozumieć, że to samo dla każdego wygląda inaczej. Dina nie odpowiedziała od razu. Wydało się jej, że za chwilę, być może, zacznie rozumieć, że znajdzie to właściwe słowo otwierające całą przestrzeń nowych skojarzeń i wiedzy. Tak, pojawiło się. - Aura. Sądzisz, że dla nich zmiany stanu aury żywych istot mogą być odpowiednikiem naszej sztuki? Że przekształcenie aury człowieka spowodowane zmianą stanu jego organizmu może dawać im doznania estetyczne? Naprawdę tak uważasz? - Aura! Aura! - Verdex próbował naśladować ton jej głosu. - Może aura, co my wiemy o niej, przecież badamy ją od ledwie kilkudziesięciu lat. A może zupełnie coś innego, coś, czego nie widzimy, nie czujemy... Jesteśmy ich bębnami, ich skrzypcami, ich trąbami. A może płótnem. Albo kamienną bryłą, którą trzeba ociosać. - Nie mogą być zupełnie inni. Nie są tacy. - Dlaczego tak twierdzisz? - Verdex spojrzał na nią z uwagą. - Budują maszyny. Budują miasta. Atakują ludzi. Stosują powtarzalne i zrozumiałe dla nas taktyki wojenne. Potrafią więcej, to fakt. Mają większą wiedzę. Ale to wiedza stąd, z naszego poziomu świata. - Co czuje pies, gdy idzie z panem na spacer? Że musi wędrować za przewodnikiem swego stada. Że za chwilę zacznie się wspólne polowanie na patyk. Myślisz, że pies postrzega człowieka jako istotę z innego poziomu świata? Nie, on nie dostrzega tych wszystkich aspektów istoty ludzkiej, które nie mieszczą się w jego paśmie. - Oni nie są nieosiągalni. Potrafiliśmy ich pokonać, wykorzystać ich sprzęt, wejść do ich baz. Zamilkła, bo przypomniało jej się nagle, kto używał tych argumentów w czasie gwałtownych kłótni. Daniel. Wtedy mu nie wierzyła. - Jak myślisz, Srebrnooka, co by się stało, gdybyś dała dzikusowi hełm wirtualny. Może by się przestraszył. A może zdołałby go rozwalić. Jeśli okazałby się sprytny, to spostrzegłby, że jak się ten hełm założy, to nie wieje w uszy. Niezwykle użyteczna rzecz na zimę, czyż nie? Jesteśmy jak ten pies i jak ten dzikus. - No tak, ale inteligentny przedstawiciel cywilizacji nie tak starożytnej, tylko powiedzmy sprzed trzystu lat mógłby już się domyślić, do czego ten hełm służy, a kto wie, może by go nawet rozebrał i sam zbudował drugi, podobny. - Cóż za wygodny przykład. Wybrałaś sobie dwóch reprezentantów ludzkiej cywilizacji technicznej i mówisz, że mogliby się dogadać. Być może