To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Erling i Tiril spoglądali po sobie, po czym Erling ujął dziewczynę za ramię i wyprowadził ją z pokoju. Nikt nie zauważył, że opuścili dom. - A zatem możemy uważać, że polowanie na Móriego się zaczęło - szepnęła Tiril. - Musimy go ostrzec niezależnie od tego, że oni mówią o czarownicach, a nie o czarnoksiężnikach. Oczy Erlinga pociemniały. - Otóż i to słowo, Tiril! Właśnie się zastanawiałem, jak należałoby nazywać mężczyznę, zajmującego się czarami. Oczywiście, czarnoksiężnik! A nasz znajomy jest mistrzem w swoim fachu, co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości. - Ani ja - mruknęła Tiril ponuro. - Ale teraz musimy go odszukać. - Miał razem z Nerem czekać niedaleko mojego biura. Wszyscy troje wrócimy do mnie. - Czworo. - No tak! - Erling pozwolił sobie na przelotny uśmiech. - Nera liczysz także jako osobę, powinienem był pamiętać. - Raczej jako osobowość. - Rzeczywiście, Nero to osobowość. Znikajmy, ktoś wychodzi od was z domu, nie powinni zauważyć naszej ucieczki. Wkrótce skryli się w krętych zaułkach, a po chwili cała czwórka znalazła się znowu w gabinecie Erlinga. Dzień pracy dobiegł końca już jakiś czas temu, urzędnicy wy- szli, mogli więc porozmawiać przez nikogo nie niepokojeni. To był bardzo długi dzień. Móri słuchał uważnie informacji o pastorze, gadającym o czarach. - Władze już dawno zwróciły na mnie uwagę. Właśnie dlatego przyjechałem do Bergen, dawniej mieszkałem na południowym wybrzeżu. - To te twoje zadania? - powiedział Erling. - Tak. Stosuję "czarodziejską sztukę", żeby pomagać ludziom w potrzebie. Władze jednak uważają, że robi to kobieta, i mówią o czarownicach, dokładnie jak ten pastor. A zatem nadszedł chyba czas, bym znowu wyruszył w drogę. - Och, nie! - wykrzyknęła Tiril spontanicznie. - Tiril też powinna pozostać w ukryciu - oświadczył Erling. - Nie przed władzami, ale przed tymi, którzy chcieli ją zamordować. Z pewnością ponowią próbę. - Tak jest - potwierdził Móri. - Czy pan mógłby się nią zaopiekować? - Jak najchętniej. Tiril nie słyszała, o czym mówią. Jak zauroczona wpatrywała się w Móriego. - Ty naprawdę umiesz czarować? Uśmiechnął się krzywo. - Wolałbym nie nazywać tego czarami - rzekł z wolna. - Czy mógłbyś teraz coś nam pokazać? - Tiril, coś ty! - upomniał Erling. Móri jednak patrzył jej głęboko w oczy. Uśmiechał się rozbawiony. - Dostaniesz ode mnie coś związanego z białą magią,. jeśli chcesz. Czarodziejską runę, która spełnia pragnienia. - Oczywiście, że chcę! - zawołała przejęta. - Ale co to znaczy biała magia? - Biała magia posługuje się między innymi czarodziejskimi runami, pochodzącymi z bardzo dawnych czasów, kiedy ludzie nie znali jeszcze liter, tylko właśnie runy. Ryli je przeważnie w drewnie albo w kamieniu. Pierwsze, co musi poznać uczeń czarnoksiężnika, to runy. Większość z nich nie jest niebezpieczna. Nie wszystkie, tego nie chciałbym twierdzić, przeważnie jednak są niegroźne. Runy związane z czarną magią są zarezerwowane dla czarnoksiężników. I one... nie są przyjemne. - A ty masz taką runę? - Wolałbym na to nie odpowiadać. Erling wtrącił sucho: - Czy mam rację sądząc, że runy czarnej magii służą do wyrządzania ludziom zła, w przeciwieństwie do run białej magii? Móri odwrócił się ku niemu, ale uczynił to tak wolno, że Tiril zadrżała. Odniosła wrażenie, że kryje się w tym jakaś groźba. Móri wydał jej się taki nienaturalnie wysoki, taki ponury i... nierzeczywisty, jakby nie należał do świata ludzi. Krew odpłynęła jej z twarzy. - Po części masz rację, Erlingu - przyznał. - Ale w obu grupach znajdują się różne runy. Biała magia może również szkodzić, a czarna magia czynić dobro. Trzeba bardzo gruntownie i do głębi znać swój fach, by wiedzieć, co się robi. - I ty wiesz? Móri wahał się przez chwilę. - Nie do końca. Czegoś mi jeszcze brakuje. - Ale czarnoksiężnikiem jesteś? - Prawdopodobnie najlepszym, jakiego w naszych czasach ziemia nosi. Tiril i Erling milczeli zakłopotani. W końcu Tiril powiedziała: - Tak czy inaczej chcę mieć runę spełniającą życzenia. Nastrój się wyraźnie poprawił. - Może i ja mógłbym taką dostać? - zapytał Erling z uśmiechem. - W każdym razie wiem, czego pragnę. Móri posłał mu dziwne spojrzenie. Tiril nie mogła zrozumieć, co ono znaczy. - Chętnie - odpowiedział Móri i mimo wszystko się uśmiechnął. - W takim razie zaczniemy od ciebie, Erlingu. Podszedł do biurka, wziął leżące tam gęsie pióro i zanurzył je w kałamarzu. - Podaj mi rękę, Erlingu. Wnętrzem dłoni do góry. Tiril przyglądała się z zapartym tchem, gdy Móri powolutku rysował znak na dłoni Erlinga. - Właściwie powinno się rysować krwią - mruknął Móri. - Ale tak też będzie dobrze. Nie chciałbym nacinać wam skóry. No! Masz już życzenie? - Tak, ale to tajemnica. Na razie. Móri skinął głową i odwrócił się do Tiril. Dziewczyna bez wahania wyciągnęła rękę, a on ponownie zanurzył pióro w kałamarzu i zaczął rysować. Gdy był już prawie gotów, zapytał: - No to jakie masz życzenie, Tiril? - Oj, byłabym zapomniała! No tak... ja. Wiesz, tak naprawdę to ja mam tylko jedno życzenie, ale ono nie może się spełnić. Dokończył rysunek i wyprostował się. - Nie ma rzeczy niemożliwych. Powiedz, jakie to pragnienie, a ja i ta runa wspólnymi siłami je spełnimy. Z oczu Tiril znowu popłynęły łzy i nie była w stanie ich powstrzymać. - Pragnę tylko jednej jedynej rzeczy - wyszeptała