To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

- Może z rana będzie mniej źle i smutno. Wtem... usłyszała Królową Wichrów za oknem... usłyszała cichy, łagodny szept nocy czerwcowej, kojący, życzliwy, kochający. - O, jesteś tam za oknami, kochanie moje? - szepnęła wyciągając ramiona. - Och, jakże się cieszę, że cię słyszę! Ty jesteś taką towarzyszką, Królowo Wichrów! Nie jestem już opuszczona. I oto "promyk"! Obawiałam się, że w Srebrnym Nowiu nie zjawi się nigdy! Dusza jej wyzwoliła się raptem z niewoli łoża ciotki Elżbiety, spod ciężkiego baldachimu. Była w przestworzach wraz z Królową Wichrów i innymi wędrowcami nocnymi, z ognikami, owadami, strumykami, chmurami. Bujała w przestrzeni tu i ówdzie w bezkresnym kręgu marzeń, aż dobiła do przystani snu, wtulona w pękatą poduszkę. A tymczasem Królowa Wichrów śpiewała słodko i wabnie wśród wina rosnącego dookoła Srebrnego Nowiu. 7~ Księga przeszłości Ta pierwsza sobota i niedziela pozostały wyryte po wsze czasy w pamięci Emilki jako przemiły okres dwudniowy; tyle miała przeżyć wręcz rozkosznych przez te dwie doby! Jeżeli prawdą jest, że "czas liczy się według serc bicia", to Emilka przeżyła w dwa dni dwa lata. Od chwili, kiedy zeszła po schodach do hallu, wszystko było upajającym zjawiskiem. Z przyjemnością wyjrzała przez różowe szyby na świat otaczający. Niebo i drzewa i ziemia - wszystko było czerwone, gdy się na nie patrzyło przez to szkło. Tak będzie wyglądał świat, pomyślała, w dniu Sądu Ostatecznego. W tym starym domu tkwił pewien czar, który Emilka od razu przeczuła, jakkolwiek zbyt młoda była, aby go rozumieć. Był to dom, w którym wzrosły pokolenia narzeczonych, matek i żon, był więc przesiąknięty atmosferą ich miłości, ich wrażeń, niewyrugowaną dotychczas staropanieńskim trybem życia Elżbiety i Laury. Hm... widocznie pokocham Srebrny Nów - pomyślała Emilka, zaskoczona tą możliwością. Ciotka Laura nakrywała stół do śniadania w kuchni, gdzie było widno i ładnie w blaskach rannego słoneczka. Nawet wgłębienie w ścianie przestało być czarne i niepokojące: było po prostu zwykłym wejściem na strych. A na progu siedział Nieznośnik, pusząc swe futerko z takim zadowoleniem, jak gdyby się był urodził i przebywał stale tylko w Srebrnym Nowiu. Emilka nie wiedziała, że Nieznośnik już zaznał rozkoszy bitwy z innymi kotami i że nauczył ich moresu raz na zawsze. Tomowi kuzyna Jimmy'ego dostało się okrutne "wcieranie", został pozbawiony paru milimetrów swej osoby, w Nieznośnika zaś wstąpiło dumne samopoczucie i otucha, że i tu, w Srebrnym Nowiu, można się nie nudzić. Emilka wzięła go w objęcia i ucałowała serdecznie ku zgrozie ciotki Elżbiety, która właśnie nadchodziła, niosąc półmisek gorącej szynki w ręku. - Niech nigdy więcej nie widzę całowania kota! - rozkazała. - Dobrze, ciociu - odrzekła Emilka grzecznie. - Będę go całować tylko wtedy, kiedy nie patrzysz na mnie. - Dość tych impertynencji! Nie masz w ogóle całować kotów! - Ależ, ciotko Elżbieto, nie pocałowałam go w pyszczek, to się przecież rozumie samo przez się. Pocałowałam go w ucho. To jest przyjemne. Może spróbujesz raz... i przekonasz się sama?... - Dosyć, Emilko. Dosyć tej paplaniny. Ciotka Elżbieta majestatycznie wyszła z kuchni, pozostawiając Emilkę osłupiałą. Mała czuła, że obraziła ciotkę Elżbietę, a nie miała najmniejszego pojęcia, czym i dlaczego. Ale obrazy, jakie miała przed oczami, zbyt były zajmujące, aby miała długo rozmyślać o ciotce Elżbiecie. Z kuchni dochodziły rozkoszne zapachy. Przed nią roztaczał się czarowny widok drzew i krzewów w kwiecie. Była to orgia barw i odcieni. Emilka ze złożonymi rękami wpatrywała się w te róże, lilie, storczyki, pieczołowicie doglądane przez kuzyna Jimmy. Właśnie nadszedł kuzyn Jimmy, niosąc dzbany z mlekiem. Emilka radośnie pobiegła z nim do mleczarni za domem. Nigdy nie widziała, ani wyobrażała sobie dotychczas podobnie uroczystego miejsca pobytu. Był to śnieżnie biały budyneczek wśród krzewów kwietnych