To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

- Sam mogłem na to wpaść. Spał na murszejącej piance, na podłodze stanowiska dowodzenia. Przykrył się parką. Conroy miał rację co do nocy na pustyni, ale beton zdawał się przechowywać ciepło dnia. Został w spodniach i butach; Webber poradziła mu, żeby przy każdym ubieraniu wytrzepywał wszystkie swoje rzeczy. - Skorpiony - wyjaśniła. - Lubią pot, zresztą każdą wilgoć. Zanim się położył, wyjął Smith & Wessona z nylonowej kabury i ułożył go obok pianki. Potem, nie gasząc dwóch bateryjnych lamp, zamknął oczy. I zsunął się w płytkie morze snu. Przesuwały się obrazy: fragmenty dossier Mitchella zmieszane ze strzępami jego własnego życia. On i Mitchell jechali autobusem przez wodospad szklanych płyt do lobby hotelu w Marrakech. Naukowcy wrzasnęli, kiedy zdetonował umocowane do burt pojazdu dwadzieścia kanistrów chloroacetofenonu. Oakey też tam był, proponował mu whisky i żółtą peruwiańską kokainę na okrągłym lusterku w plastikowej oprawce, które ostatnim razem widział w torebce Allison. Miał wrażenie, że za oknem autobusu dostrzega Allison, jak krztusi się w chmurze gazu. Próbował powiedzieć coś Oakeyowi, próbował mu ją pokazać, ale szyby były oblepione meksykańskimi hologramami świętych i pocztówkami z Dziewicą, a Oakey trzymał w ręku coś gładkiego i okrągłego: kulę różowego kryształu. Zobaczył pająka przyczajonego w jej wnętrzu, pająka z rtęci, ale Mitchell śmiał się ustami pełnymi krwi i wyciągał otwartą dłoń, podając Turnerowi szary biosoft. Turner zobaczył nagle, że dossier to mózg, szaroróżowy i żywy pod wilgotną, przezroczystą błoną, pulsujący lekko w dłoni Mitchella. A potem zwalił się z jakiejś podwodnej półki snu i opadł łagodnie w noc bez żadnych gwiazd. Obudziła go Webber: kanciasta sylwetka w kwadratowej ramie wejścia, z zasłaniającym otwór ciężkim wojskowym kocem na ramionach. - Twoje trzy godziny minęły, Turner. Medycy wstali, jeśli masz ochotę z nimi pogadać. Wycofała się; jej ciężkie buty zachrzęściły po żwirze. Medycy Hosaki czekali obok modułu neurochirurgicznego. W świetle wschodzącego nad pustynią słońca wyglądali, jakby w swoich modnie pogniecionych dresach Ginzy wyszli właśnie z jakiegoś teleportu. Jeden z mężczyzn owinął się w za duży, ręcznie robiony meksykański sweter z paskiem, jakie w Mexico City Turner często widywał u turystów. Pozostałą dwójkę chroniły przed chłodem kosztowne z wyglądu, narciarskie kurtki. Mężczyźni byli o głowę niżsi od Koreanki, smukłej, o wyraźnie archaicznych rysach i z czubem rudawych włosów, które Turnerowi przywodziły na myśl drapieżnego ptaka. Conroy uprzedził, że dwóch mężczyzn pracuje dla firmy i Turner od razu się o tym przekonał: jedynie kobieta zdradzała charakter, postawę należącą do świata Turnera. Była wyrzutkiem, czarnym chirurgiem. Pasowałaby do Holendra. - Jestem Turner - przedstawił się. - Dowodzę tutaj. - Nie musi pan znać naszych nazwisk - odparła kobieta, a dwaj ludzie Hosaki skłonili się odruchowo. Porozumieli się wzrokiem, spojrzeli na Turnera, potem na Koreankę. - Nie - przyznał Turner. - Istotnie nie muszę. - Dlaczego wciąż nie mamy dostępu do danych medycznych pacjenta? - spytała Koreanka. - Dla bezpieczeństwa - powiedział Turner. Odpowiedź była niemal odruchowa. Tak naprawdę nie widział powodów, dla których nie powinni studiować danych Mitchella. Kobieta wzruszyła ramionami i odwróciła się, kryjąc twarz za podniesionym kołnierzem kurtki. - Chce pan obejrzeć gabinet? - zapytał mężczyzna w grubym swetrze. Twarz miał uprzejmą i czujną, jak perfekcyjna korporacyjna maska. - Nie - mruknął Turner. - Dwadzieścia minut przed jego przybyciem przetoczymy was na parking. Tam odkręcimy koła i opuścimy na ziemię. Rura ściekowa zostanie odłączona. Chcę, żebyście byli w pełnej gotowości w pięć minut po ustawieniu na nowym miejscu. - To żaden problem - odparł z uśmiechem drugi z mężczyzn. - A teraz proszę mi wytłumaczyć, co będziecie tam robić, co z nim zrobicie i jak to może na niego podziałać. - Nie wie pan? - spytała ostro kobieta, zwracając ku niemu twarz. - Powiedziałem, żebyście mi wytłumaczyli. - Przeprowadzimy szybki skan w poszukiwaniu zabójczych wszczepów - powiedział mężczyzna w swetrze. - Ładunki w rdzeniu kręgowym i temu podobne? - Wątpię - wtrącił drugi - żebyśmy trafili na coś tak prymitywnego. Ale owszem, przeskanujemy na pełny zakres zabójczych urządzeń. Równocześnie przeprowadzimy pełne badanie krwi. Jak rozumiemy, jego obecni pracodawcy zajmują się złożonymi systemami biochemicznymi