To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
I to bez ostrzeżenia! Z drugiej strony, nie dziwię się, że tak reagują. Wy macie pojęcie, kto jest sąsiadem naszego Jana? Sigourney Weaver... Antonio Banderas... Eminem... Wystarczy, bo mi słabo. W parku przypominającym mityczny Eden z palmami i różowymi rybami w sadzawkach Jan spotkał swoich znajomych uprawiających poranny jogging. Przebiegli koło nas, swobodnie rzucając: hello. Odpowiedziałem hello i uścisnąłem kobiecie dłoń w przelocie. Zarówno ona, jak i jej partner mieli ciemne okulary i czapki z daszkiem. Może dlatego ich nie rozpoznałem. Dopiero Janek oświecił nasze pogrążone w otępieniu umysły: – Właśnie przed chwilą poznaliście Leo DiCaprio i Winonę Ryder. Tuż po klasycznym amerykańskim śniadaniu, które w jednym z barów szybkiej obsługi podała nam gruba Murzynka (smażone kartofle, jajka na bekonie, placki z syropem klonowym), pojechaliśmy na zwiedzanie miasta. Byliśmy na legendarnej Alei Sław, gdzie znajdują się odciski dłoni wszystkich największych gwiazd kina, poczynając od Chaplina, a na Cameron Diaz kończąc. Widzieliśmy też wspaniały Pałac Festiwalowy, gdzie odbędzie się transmitowana na cały świat ceremonia, NA KTÓREJ MY BĘDZIEMY!!! Kroczyliśmy bulwarem Zachodzącego Słońca, a na kolację Jan zabrał nas do bardzo ekskluzywnej knajpy. Kręcono tam słynny film Gorączka z Robertem de Niro i Alem Pacino w rolach głównych. Zaraz po ceremonii wyślę prośbę do papieża, by beatyfikował naszego Janka jeszcze za życia. To prawdziwy święty! Jestem zaczadzony natłokiem wrażeń. Sławek od wczoraj nic nie mówi. Martwię się, że to zbyt silny wstrząs. 23 lutego. Temperatura: 27 stopni Celsjusza Nie wiem, czy ja to wszystko przeżyję. Przecież każdy ma granice swojej wewnętrznej wytrzymałości! To wszystko jest tak nierealne, tak piękne, tak... tak porażająco cudowne, że chyba zwariuję z radości. Dzwoniłem do rodziny. Oczywiście nikt prócz Brukselki nie wierzy w moje rewelacje. Na wszelki wypadek robię tysiące zdjęć. Wieczorem, kiedy Jan wrócił z planu (kręci ze Stevenem kolejny film), pojechaliśmy jednym z jego wielu samochodów na wzgórza Hollywood pod słynny napis. Niestety, obecnie nie można pod niego podejść zbyt blisko, bo stał się ulubionym miejscem samobójców z całego świata. Janek cyknął nam świetną fotkę: sikamy ze Sławkiem pod krzakami, a w tle rozciąga się owo legendarne HOLLYWOOD. Co znaczy mistrzowskie wyczucie kadru! W drodze powrotnej zagubiliśmy się na najdłuższej tutejszej drodze: Mulholland Drive. To tu David Lynch kręcił swój psychodeliczny thriller pod tym samym tytułem. Ponieważ wiem, jak się skończył ten film, miałem prawdziwego pietra, jeżdżąc po niezliczonych zaułkach tajemniczej „zagubionej autostrady”. Przed powrotem do domu zahaczyliśmy jeszcze o miejscowe obserwatorium astronomiczne, mieszczące się w najwyższym punkcie Los Angeles. Nad nami połyskiwały gwiazdy, a w dole niekończąca się panorama tego niezwykłego miasta. Błyszczała milionem różnobarwnych świateł i neonów, a pod każdym z nich tłoczyło się tysiąc ludzkich istnień w nadziei na swoje „pięć minut”. Nigdy nie zapomnę tego widoku. 24 lutego Do oscarowej gali zostały tylko trzy dni, ale nie mamy czasu się tym stresować, bo święty Jan robi wszystko, by dostarczyć nam możliwie najwięcej wrażeń. Dziś na przykład doszedł do wniosku, że możemy czuć się znużeni wszechogarniającym blichtrem i przepychem, więc zafundował nam przejażdżkę do murzyńskiego getta na drugim końcu LA. Trwało to niecałą godzinę, bo mknęliśmy przez przedmieścia z prędkością dźwięku. Każdy, kto się zatrzyma choćby na światłach, ryzykuje życie. Nam się na szczęście nic nie stało, chociaż karoseria najnowszego modelu chryslera nosi ślady po kulach. By utrzymać stały poziom adrenaliny, przejechaliśmy się jeszcze śladami największych tragicznych śmierci w Hollywood