To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Kiedy Page jechała po południu do domu, odebrała po drodze Andy'ego i zaprosiła go na lody. Oboje byli ogromnie zaskoczeni, gdy wkrótce po ich powrocie do domu zjawił się Brad. Poinformował ich, że zostanie na kolacji, po czym zapytał, jak się czuje Allie. Page nie kryła przed nim prawdy. Allie wciąż żyje, ale jednak poprawy dalej nie widać. Siedzieli razem w kuchni i w milczeniu jedli kolację. Page była zaskoczona, kiedy później zobaczyła, jak Brad pakuje walizkę. - Wyprowadzasz się? - zapytała tak, jakby się tego spodziewała. Tyle się u nich zmieniło w ciągu tych ośmiu dni. - Lecę w interesach do Chickago. - Nie powiedział, że Stephanie leci razem z nim. Tym razem postawiła na swoim. - Kiedy lecisz? - zapytała cicho Page. - Dzisiaj. - A co z Allie? - A jeśli coś się stanie? Czy będzie mógł z tym żyć? Lecz znała już odpowiedź na to pytanie. - Muszę lecieć. Mam do załatwienia ważny kontrakt. - Ton jego głosu był dosyć prowokacyjny i reakcja Page była natychmiastowa: - Czy z tym wyjazdem jest tak samo jak z ostatnim do Cleveland? - Nie zaczynaj, Page - powiedział szorstko. - Mówię poważnie. - Ja również. - Już mu nie ufała, ale teraz nie miało to żadnego znaczenia. - Wciąż pracuję, wiesz przecież. Bez względu na wypadek, ja muszę pracować. A moja praca polega właśnie na częstych wyjazdach. - Wiem - powiedziała i opuściła pokój. Zanim wyszedł ucałował Andy'ego na pożegnanie i zapisał nazwę hotelu oraz numer telefonu na leżącym w kuchni bloczku. Wyjeżdżał na trzy dni i Page właściwie wcale to nie obchodziło. W pewnym sensie jego nieobecność nawet była jej na rękę. Może załagodzi panujące między nimi napięcie. - Wrócę w środę - powiedział wychodząc i to było wszystko, co miał jej do powiedzenia. Nie było "kocham cię" ani nawet "do widzenia". Po prostu zamknął drzwi, wsiadł do samochodu i odjechał. Miał jeszcze dużo czasu, aby w drodze na lotnisko wpaść do Stephanie. - Jesteś na niego zła? - nerwowo zapytał Andy. Słyszał ton ich głosów, gdy rozmawiali, i wcale mu się to nie podobało. Przycisnął poduszkę do uszu, aby nie musiał słyszeć, jeśli zaczną się kłócić. - Nie, nie jestem zła na niego - zapewniła go, ale jej twarz mówiła zupełnie co innego. Kiedy Brad wyszedł, Page zajęła się czytaniem, próbując nie myśleć o tym, co zmieniło się w jej życiu. Było tego stanowczo za dużo. Wyłączyła światło i zanim poszła spać, zadzwoniła do szpitala, aby dowiedzieć się o aktualny stan zdrowia Allie. Rankiem następnego dnia, po zawiezieniu Andy'ego do szkoły udała się do szpitala z postanowieniem spędzenia całego dnia z córką. Frances - przełożona pielęgniarek - znała Page na tyle dobrze, że pozwoliła jej na spędzenie wielu godzin przy łóżku Allie. Powoli stawało się to już rutyną. Jej cały świat ograniczał się teraz do bezustannego krążenia pomiędzy potrzebami Andy'ego i czuwaniem w szpitalu oraz walkami z Bradem, gdy tylko się z nim widziała. Dla jej psychiki stanowiło to ogromne obciążenie. Zupełnie zdrętwiała, tracąc powoli, poczucie czasu siedziała, obserwując jak maszyna oddychała za Allie. Allie nie miała już bandaży na oczach i w pewnej chwili Page odniosła wrażenie, że widzi, jak lekko porusza się powieka. Lecz po długiej, uważnej obserwacji zdała sobie sprawę, że była to tylko jej imaginacja. Czasami widzi się różne rzeczy, ponieważ bardzo się tego chce. Ale w rzeczywistości one nie istnieją, są jedynie wytworem wyobraźni. Kiedy Page usiadła głębiej na krześle i przymknęła oczy, przyszła po nią Frances. Page czekała na fizykoterapeutę, aby mu pomóc w ćwiczeniach rąk i nóg Allie. Należało te ćwiczenia stale wykonywać, aby za wszelką cenę nie dopuścić do usztywnienia stawów i atrofii mięśni. Nawet z pacjentem w śpiączce było dużo do zrobienia. - Pani Clarke? Page drgnęła. - Tak? - Jest do pani telefon. Może go pani odebrać w recepcji. - Dziękuję - To był prawdopodobnie Brad. Pewnie dzwonił z Chickago, aby się dowiedzieć, co z Allie. Był jedyną osobą, która wiedziała, gdzie ją znaleźć. Oczywiście poza Jane, ale ona nie miała potrzeby tu dzwonić. Andy był w szkole. Okazało się jednak, że telefonowano z Ross Grammar School. Ktoś ją przepraszał, że zawraca jej głowę, ale to była pilna sprawa. Jej syn miał wypadek. - Mój syn? - powiedziała to tak beznamiętnie, jakby w ogóle nie miała syna. Całe jej ciało przeżywało jakiś szok. - Co chce pani przez to powiedzieć? - Powoli zaczynała wpadać w panikę. - Przykro mi, pani Clarke. - To była szkolna sekretarka,, którą Page ledwo znała. - Wydarzył się wypadek... spadł z drążka gimnastycznego... - O Boże, nie żył... złamał sobie kark... ma ranę głowy... Zaczęła płakać. Nie była w stanie znowu przez to przechodzić. Czy oni tego nie rozumieli? - Co się stało? - Jej głos był ledwo słyszalny. Jedna z pielęgniarek obserwując ją zauważyła, jak nagle jej twarz staje się zupełnie szara. - Przypuszczamy, że złamał sobie rękę. Już wysłaliśmy go do Marin General. Znajdzie go pani w izbie przyjęć. - Dobrze. - Nie powiedziała nawet do widzenia, odłożyła słuchawkę. Rozejrzała się w panice wokół siebie. - Mój mały chłopiec... mój synek... miał wypadek... - Proszę się uspokoić... Z pewnością to nic poważnego. - Frances natychmiast się nią zajęła. Podprowadziła Page do krzesła i podała jej szklankę wody. - Niech się pani uspokoi. Nic mu nie będzie. Gdzie jest? - Właśnie go wiozą do Marin General. Za chwilę tu będzie. - Zaprowadzę tam panię - powiedziała przełożona pielęgniarek. Zostawiła informację, że opuszcza piętro i poprowadziła Page na izbę przyjęć. Page wyglądała okropnie. Kiedy dotarły na miejsce, drżała na całym ciele. Lecz Andy'ego jeszcze nie przywieźli. Frances zostawiła ją pod opieką personelu izby przyjęć, ale w chwilę później Page wymknęła się do telefonu. Wiedziała, że to było głupie z jej strony, ale po raz pierwszy w żuciu nie mogła sobie z tym sama poradzić. Musiała do niego zadzwonić. Odebrał po drugim sygnale i zdawał się być roztargniony. Prawdopodobnie pisał. Wiedziała, że pracował nad artykułem dla The New Republic. - Halo? - To był Trygve. - Przepraszam... musiałam zadzwonić... W szkole był wypadek. Przez chwilę nie poznał jej i wydawało mu się, że ktoś dzwoni w sprawie Bjorna. Nagle zdał sobie sprawę, z kim rozmawia. - Page? Dobrze się czujesz? Co się stało? - Nie wiem. - Jej głos brzmiał strasznie. Płakała w słuchawkę, próbując coś chaotycznie wyjaśnić. - Chodzi o Andy'ego... Zadzwonili właśnie ze szkoły... odniósł jakieś obrażenia... spadł na gimnastyce z drążka