To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Z drugiej strony, ten właśnie tłumacz najlepiej oddaje dynamiczną, ostrą, niespokojną instrumentację głoskową utworu, opartą przede wszystkim na spółgłoskach zwartych (p, b, k, d, t). Neriwny natomiast w miarę wiernie oddaje obrazy Bażana, jednakże odbywa się to kosztem całkowitego w zasadzie zaniedbania instrumentacji głoskowej - giną nawet najbardziej wyraźne uderzenia końskich kopyt z pierwszego wersu (E'e KocMozpyduu rnub KonumoM Ha npunom). Taka strata warstwy dźwiękowej stanowi w ogóle charakterystyczną cechę tłumaczeń Neriwnego i świadczy o pewnej jego nieporadności warsztatowej. Kilkakrotnie w tle rozważań pojawiało się już w tym tekście pytanie o dopuszczalne granice ingerencji tłumacza w tekst. Niezwykle ciekawym przypadkiem jest pod tym względem wiersz Maksyma Rylskiego Tok, mu npojioz15 z 1927 r., powstały w apogeum ówczesnej dyskusji literackiej, dotyczącej właściwego dalszego kierunku rozwoju literatury i kultury ukraińskiej. W niniejszym wyborze zamieszczono go w tłumaczeniu Eugeniusza Żytomirskiego, opublikowanym pierwotnie w BPU i przedrukowanym po 15 Cyt. za: K>. JlaBpiHeHKO, Po3cmpinnHe eipodoKeHHSi. Aumojiozin 1917-1933, Khib 2002, c. 99. 41 wojnie w zbiorze poezji Rylskiego Liryki (Warszawa 1960). Warto porównać tę wersją z późniejszym przekładem Józefa Łobodowskiego, pochodzącym z paryskiej „Kultury" (1966): *** Tak, myśmy - prolog. U was - państwa, czyny monarsze, sztuka zagrzebana w wiekach. A my - to próba pierwszego człowieka, nas ledwie wczoraj ulepiono z gliny. Bo jeszcze nigdyśmy sobą nie byli, ocean naszych żagli nie oglądał, i na dalekich, rozkwieconych lądach myśmy żadnego dziwa nie odkryli. Myśmy niemowy, myśmy bezimienni, zacichła woda, którą bezruch studzi, mgła śliska. Przemykamy się wśród ludzi niedostrzeżenie, jak gromada cieni. Kraje i morza rozdzwonione w bitwach, ludy, przypatrzcie się pozbytym siły! Nam drogę w przyszłość losy wytyczyły. Ziemia jest wasza, nasza - dal błękitna. Od razu rzucają się w oczy dwie istotne różnice: w powyższym przekładzie brakuje motta - cytatu z wiersza Iwana Franki („...Ilpojior, He enijior...") oraz przedostatniej strofy - obrazu gwałtownego, nagłego stawania się, momentu przebudzenia „zacichłej wody": I panTOM - KpoB y HCHJiax 3aKHnina, ripoHUMO no Tiny paflicHe Termo, I TBOpna MHCJIB OCHHJia HOJIO I MOpOK ÓJliflHHH flHBHO OHCHBHJia. Można raczej odrzucić przypuszczenie, że zawiniła nieuwaga tłumacza; bardziej prawdopodobna mogła być nieuwaga osoby przepisującej dla niego tekst oryginału16. Być może jednak mamy do czynienia ze świadomie 16 Por. Nota tłumacza (Łobodowskiego) do innego wyboru ukraińskiej poezji: „z uzyskaniem tekstów spowodowały w niektórych wypadkach przypadkowy wybór wier- 42 przyjętą przez Łobodowskiego strategią. Pierwsze pytanie, jakie należałoby w takim przypadku zadać, to dlaczego zostaje opuszczony ten właśnie fragment. Na pewno w momencie dokonywania przekładu było jasne, że wizja Rylskiego z 1927 r. - przebudzenia narodu i rozwoju kultury, początek ich samodzielnego i pełnowartościowego bytowania - nie spełniła się, czy może spełniła w warunkach Związku Radzieckiego w sposób karykaturalny i okrutnie wykrzywiony: z poczwarki zamiast motyla wykluł się potwór. Ponadto wśród polskich czytelników strofa ta mogłaby prawdopodobnie przywołać obraz buntu hąjdamackiego - przebudzenia uśpionej do tej pory masy ludzkiej, które przyniosło rzeki krwi. Drugie nasuwające się pytanie brzmi: na ile w wyniku takiego zabiegu zmienia się wymowa wiersza? Przede wszystkim wyciszeniu ulega, bardzo ostra w oryginale, opozycja stare /uśpienie - nowe /aktywność, działanie. Można powiedzieć, że kwestia przebudzenia narodu i jego literatury zostaje zawieszona na czas nieokreślony. W przypadku dwóch przekładów wiersza Ołeha Olżycza Krwawiła ziemia...1'', dokonanych przez Józefa Łobodowskiego i Tadeusza Hollendra pojawia się po raz kolejny problem zgodności przekładu nie tyle z oryginałem, ile z duchem języka polskiego. W drugiej strofie omawianego wiersza Olżycza propozycja Hollendra - na pierwszy rzut oka poprawna - budzi protest wyobraźni czytelnika: Do pustych piersi, w których wygasł żar, tuliły dzieci wygłodniałe lica, więc czarne łono dała im do warg epoka,' sroga jak wilczyca. przeł. Józef Łobodowski O ciepło piersi stwardniałych i serc Próżno błagały niemowlęce lica, Więc czarne łono dała im na żer Epoka sroga jak wilczyca. przeł. Tadeusz Hollender szy (...). Kiedy indziej tłumacz korzystał z tekstów przepisanych odręcznie: być może więc, że wkradły się pewne błędy czy odchylenia, które z czasem trzeba będzie sprawdzić i skorygować" („Kultura" 1950, nr 7-8, s. 93). 17 Cyt. za: O. Ojii>>khh, Iiumadenn dyxa, EpaTHcnaBa, 1991. 43 W obu przypadkach trzeba pamiętać o drugim znaczeniu słowa „łono" - nie tylko „brzuch, wnętrzności", ale także „podniośle: piersi". Jednakże, mimo to, „dać łono na żer" brzmi wręcz makabrycznie. Pewien kłopot obu tłumaczom sprawił zwrot z pierwszej strofy, zawierający rzadki w języku ukraińskim, a w polskim praktycznie nie występujący imiesłów bierny czasu teraźniejszego: „HenoKopHMe noico-niHHfl", czyli pokolenie nieukorzone, niepokonane, nie podbite. Łobo-dowski przekłada to jako „niepokorne pokolenie", Hollender - „niekarne", co jest już zbyt dalekie od pierwotnego znaczenia. Z kolei w ostatniej strofie pojawia się znaczna różnica między oboma przekładami: Lecz w zmierzchu doby rośnie nowy ród braci ogromnych i nieubłaganych. przeł. Józef Łobodowski Lecz rosną w norach, które kryje zmierzch Bracia ogromni i nieubłagani. przeł. Tadeusz Hollender W zbiorze poezji Ołeha Olżycza lĄumadenn. dyxa ów fragment brzmi następująco: Ajie pocTyTt y nptiCMepicy Hopn Epa™, cyBopi i Być może Łobodowski korzystał z innej redakcji wiersza, trudno bowiem uwierzyć, żeby ten rzetelny, doskonale znający język tłumacz -a również krytyk i znawca literatury ukraińskiej - dopuścił się tak daleko idącej interpretacji przekładanego tekstu