To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
- Bo tego jeszcze nie przeczytałam - mówi mama. - Teraz ty opowiedz mi coś w zamian. - Dobrze. - Kiwam głową, przymykam oczy, raz czy dwa potrząsam muszlą: "Słuchaj, Szary! I każ siostrze słuchać!" - To będzie krótka legenda Indian Nawaho. "Dawno, przed wiekami jeszcze i listami do książąt Orientu, żył bóg Begodichi. A był on dwupłciowy, więc wiodąc wyznawców, których zwano Ludem Motyli, dawał im dzieci jakie chcieli. Lecz nadszedł czas, że musiał ów bóg opuścić ich dla chmur, rzeczek i drzew, skoro zbliżały się czasy, co nie znały litości dla starszych wierzeń. Przed odejściem Begodichi zebrał swój lud i tak mu powiedział: "Zwą was Motylami, bo piękni jesteście i lotni jesteście. Ten dar wam zostawię lecz nie odpowiedź co z nim uczynić." A wśród żałosnych jęków i pobić w bębny bóg ich odszedł. Lud Motyli znalazł miejsce spoczynku w pobliżu innych ludów od innych bóstw przywiedzionych, lecz wydawały im się tamte ludy nieokrzesane i brzydkie. A że zabrakło nasienia boga, tak powiadali między sobą: "Musimy małżonków szukać za plemieniem albo w klanie piękno nasze zatrzymać i nie strwonić go na obcych." I tak zdecydowali, że pojmował brat siostrę i miał z nią potomstwo. A dzieci, które się rodziły wyrastały na szaleńców i padały w konwulsjach i mękach a pianę toczyły z ust. Zabito znowu w żałobne bębny i Begodichi przybył na ich wezwanie, by rzec: "Wybraliście więc tak a nie inaczej, i wybór sam się okupuje waszym potomstwem. Będą te dzieci latać, bo też są z Motyli, ale nie znajdą znaku o czasie, kiedy upadną bez czucia a z drżeniem ciała wielkim. Dlatego od teraz zwać się powinniście Ćmami, bo jak ćmy w ogień padać wam przyjdzie." A sąsiednie plemiona miały odtąd w pogardzie Ćmy i ich szaleństwo. "Czy to znaczy, że mnie akceptujesz?", pyta Gość Szarego Fraktala. Objawia się jako światło przy fotelu, poznaję. "To znaczy, że potrzebuję pomocy twojego brata męża", myślę jej, "choć bardzo sobą za nią gardzę." - Dziękuję - mówi mama i odchodzi powoli a muszla powtarza niczym echo: "Dziękuję. - Teraz chętnie ci pomożemy.") Przymykam oczy. Mój ojciec pojawia się za skórką powiek i przemawia, odziany w liturgiczne szaty wtórej Thelemy: - Nie wyciągaj fałszywych wniosków. Czyż miały Motyle dzielić się z innymi klanami czy kroczyć samotnie? Zwątpiłeś w nie, ponieważ wybrały Szatana? A tak, a tak, Szatan ze swej natury kroczy samotnie, nie zdając do siebie przystępu. - Mylisz się. To Bóg kroczy samotnie. Jego trzy współ-istotności nie zwiodą mnie. - Mylisz się. Oto jest i Ojciec, który jest umysłem, i Duch, który jest z umysłu myślą, i Syn, który jest z myśli słowem: to odmienne byty. A kto obok nich jest Lustrem, czyli jakie jest ze słowa znaczenie, to powinno cię interesować. - Mylisz się - powiadam do dozownika z płynnym stakka bo, który przedostaje mi się w żyły słodkim nieporozumieniem. Zasypiam we śnie i śni mi się, że nie zasypiam; źle się z tym czuję. Dodaję więcej stakka bo do paleniska, ham, do krwi. xxxx Szymon zgodził się z moją oceną sytuacji. Czas na duet przeciw Beacie. Nie ma sensu zwracać się o pomoc do Promotora: jest pod urokiem wiedźmy. A Grzegorza pomijamy, bo on nigdy z nikim nie wejdzie w sojusze. - Niedługo suka zacznie odkrywać nasze zamiary nim zdołamy je określić! - gorączkuje się Szymon. - A wiesz, że uśpiła mnie niedawno i grzebała w aparaturze. Niby zero odcisków, autozapis skasowany, ale wiem, że to była ona! - Co powiesz o zesłaniu ducha? - Zastukam palcem w prawe ucho; znak zadumania. - To wówczas języki na krótko stały się wymienialne. Może znajdziemy tam język tego Irlandczyka i skrzywimy go? Wiedźma zgubiłaby rezon? - Dobry pomysł - mówi Szymek i łapie mnie za ramię. - Ale pamiętasz, coś za coś: ja udostępniam sprzęt, ty przebierasz się za kogo trzeba. Znasz sukę lepiej, później cię odkryje, wiesz w co ją grzmocić. O ile tam jest. - Czego nie dowiemy się bez próby - chrząkam. - Odpalaj symulator, czas wchodzić do komory. ("Dlaczego nie zastanawia nad historiami triumwiratów? Prawda, że dwoje podoła trzeciemu, lecz trzeci sięga ich zemstą zza grobu, bo zaczynają spierać się między sobą. A może on mnie lekceważy, Szymek?") - Co rzekłeś, Macieju? - Jan i Filip nachylają się nade mną. A ja spoglądam przez okiennicę i widzę, że nadciąga burza