To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Odwiedzisz nas jeszcze kiedyś, prawda? — Może… — uśmiechnęła się Ethel. — A jeśli nie, ty, Agnes, musisz przyjechać do mnie. Może zdradzę ci wtedy pewien sekret. W tydzień później Młody Si nagle zniknął i było z tego powodu wiele gadaniny. Znikł w równie tajemniczy sposób, jak się pojawił. Oddał swoją chatę i łódź Snuffy’emu Curtisowi, wysłał makrele na sprzedaż i usunął się z życia Pointerów, by nigdy więcej się nie pojawić. Mały Ev był ostatnią osobą, która widziała Si, gdy szedł pogrążoną w jesiennym zmierzchu drogą w kierunku stacji. Następnego ranka, gdy Agnes Bentley wychodziła z domu, znalazła na progu koszyk, w którym leżał czarny, rozpaczliwie miauczący kociak. Do jego szyi była przywiązana karteczka: „Czy Agnes mogłaby zaopiekować się Wiedźmą na pamiątkę przyjaźni z Młodym Si?”. ALABASTROWA KOŚĆ NIEZGODY Nadejście owego nieszczęścia zapowiadało wiele znaków. Duży George (mierzył pięć stóp i jeden cal) zastanawiał się, jak mógł być ślepy na te ostrzeżenia. Przez cały poniedziałek Sól wył jak opętany. We wtorek Mały George (mierzył sześć stóp i dwa cale) stłukł lustro, przed którym golił się przez czterdzieści lat. W środę Duży George zobaczył szpilkę, ale jej nie podniósł. We czwartek Mały George przeszedł pod drabiną Toma Appleby, która stała obok fabryki konserw. A w piątek… w piątek, podkreślam, zdołali dziwnym trafem rozsypać jednocześnie sól przy kolacji. Czy można było mieć jakieś wątpliwości, że nastąpi nieszczęście? Bezpośrednio po tym fatalnym posiłku Mały George wymknął się na loterię w Point i przyniósł tę rzecz do domu. Duży George nie należał do ludzi przesądnych. Jakie znaczenie dla dobrego prezbiterianina mogły mieć stłuczone lustra czy rozsypana sól? A jednak wierzył w sny, co zresztą znajdowało swe usprawiedliwienie w Biblii. A miał taki jeden straszny sen dwa tygodnie wcześniej. Widział księżyc w pełni, który był czarny, to znów płonął czerwienią i zniżał się coraz bardziej ku ziemi. Gdy księżyc był tuż, tuż, Duży George obudził się z wrzaskiem, który rozdarł ciszę wiosennej nocy i dał się słyszeć w całym niemal Little Spruce. Wielki George prowadził spis swoich snów. Gdy przejrzał opasły diariusz, stwierdził, że żaden jego sen nie był jeszcze tak złowieszczy. Trzeba też wspomnieć o tym, że zatoka szumiała w bardzo szczególny sposób. Gdy Stara Dama z Zatoki tak jęczy, wiadomo, że przydarzy się jakieś nieszczęście. Jednak Mały George nie skojarzył tych wszystkich znaków z wygraniem piątej nagrody na loterii kapitana Buote w Chapel Point, z której dochody miały być przeznaczone na Dom Starego Żeglarza. Mały George kupił bilet od Moseya Gautiera tylko po to, by sprawić dzieciakowi frajdę. Wieczorem w dniu losowania przeszedł się do Chapel Point, żeby sprawdzić, czy dopisało mu szczęście. Okazało się, że tak! „Mały” George Beelby i „Duży” George Beelby byli kuzynami. Duży George był o sześć lat starszy, a przydomek, który pasował do niego tylko w dzieciństwie, przylgnął do jego imienia już na zawsze, jak to bywa w Rosę River i Little Spruce Cove. Obaj George’e byli starymi żeglarzami i rybakami. Od trzydziestu lat mieszkali razem w domu Małego George’a w Spruce Cove. Duży George był zatwardziałym kawalerem, a Mały George wdowcem. Jednak jego ożenek zdarzył się w tak zamierzchłej przeszłości, że duży George niemal mu to wybaczył. Za to wyrzucał mu ten błąd w częstych sprzeczkach, które ożywiały monotonny raczej żywot emerytowanych rybaków. Obaj nigdy nie grzeszyli urodą, ale wcale się tym nie przejmowali. Duży George miał twarz szerszą niż dłuższą, a do tego ognistorudą brodę. Nie umiał gotować, za to dobrze prał i szył. Potrafił też robić skarpetki na drutach i pisać wiersze. Właściwie to uważał się za poetę. Napisał długi poemat, który lubił deklamować zaskakująco tubalnym, jak na tak niepozornego człowieczka, głosem. W przypływach chandry czuł, że minął się z powołaniem. Żywił też wówczas przekonanie, że prawie wszyscy śmiertelnicy zostaną potępieni. — Powinienem był zostać poetą — mawiał ponurym tonem do swego ryżego kota. Kot zawsze się z nim zgadzał, za to Mały George nieraz komentował to pogardliwym parsknięciem. Duży George miał też słabość do artystycznie tatuowanych kotwic na wierzchach swych dłoni. Był liberałem i miał nad łóżkiem portret Lauriera. Uważał Little Spruce Cove za najwspanialsze miejsce na ziemi i nie znosił, gdy ktoś był odmiennego zdania. — Lubię mieć samotne, błękitne morze tuż u swego progu — huknął na „literata”, który spytał, czy nie czują się czasem samotni w Little Spruce. — On ma duszę poety — wyjaśnił na stronie Mały George, aby literat nie pomyślał, że Duży George jest chory na głowę. Mały George strasznie się bał, a Duży George miał cichą nadzieję, że literat opisze ich w swojej książce. U boku Dużego Mały George wyglądał na olbrzyma. Połowę jego piegowatej twarzy zajmowało czoło, a siateczka dużych, purpurowych żyłek na nosie i policzkach wyglądała jak monstrualny pająk. Nosił wielkie, siwe wąsy w kształcie podkowy, które zupełnie nie pasowały do jego twarzy. Był wielkim poczciwiną, lubił swą własną, dobrą kuchnię, a zwłaszcza sławetną grochówkę i mięczaki w potrawce. Jego ideałem politycznym był Sir John McDonald, którego portret wisiał nad półką z zegarem. Słyszano, jak mówił (choć nie w obecności Dużego George’a), że jest platonicznym wielbicielem kobiet. Jego nieszkodliwym hobby było kolekcjonowanie czaszek z indiańskiego cmentarza w Big Spruce. Ozdabiał nimi płot ogradzający poletko kartofli. Za każdym razem, gdy przynosił nową czaszkę do domu, Duży George robił mu awanturę. Mówił, że postępuje niemoralnie, nienormalnie i nie po prezbiteriańsku. A jednak czaszki nadal tkwiły na płocie. * * * Było już bardzo późno, gdy Mały George wrócił z loterii dobroczynnej, więc awantura miała odbyć się dopiero nazajutrz rano. Mały George wyjął coś z przyniesionej paczki, spojrzał na to z powątpiewaniem, pokręcił głową i postawił ów przedmiot na półce obok zegara. Podobał mu się, choć był nim nieco zażenowany. — Całkiem zgrabniutka — mruknął, popatrując na Dużego Georga, który spał twardo na swej koi, z rudym kotem zwiniętym w kłębek na jego brzuchu. — Nie wiem tylko, co on sobie pomyśli. Naprawdę nie wiem… I co pomyśli pastor… Powyższe rozważania nie spędziły mu jednak snu z powiek. Tymczasem Aurora, bogini Jutrzenki, czuwała w ciemności na półce z zegarem