To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
— Jako biały wydajesz mnie w ręce czerwonych! — Jestem zdrajcą? Powiedziałem panu wczoraj, że Apacze nie chcą walki z wami. Prosiłem o trzydniowe zawieszenie broni, nie chciał pan. Sam wywołałeś bitwę, teraz musisz ponosić jej skutki. Otworzył drzwi, weszło kilku Apaczów, którzy bez ceremonii związali kapitana i wyprowadzili. Teraz udał się do kobiet, które podniosły ogromny płacz i krzyk. — Cicho! Ale kobietom trudno nakazać milczenie. Stara klucznica łkała żałośnie, załamując ręce, reszta kobiet szczerze jej w tym pomagała. — Senior zlituj się! Nic panu złego przecież nie uczyniłyśmy. Czy mój kuzyn Verdoja był może nieprzyjacielem pana? Na te słowa zaświtała w głowie Sternaua myśl. — To Verdoja był kuzynem pani? Musiał mieć do pani zaufanie. Czy nie wie pani, co to za piramida jest w pobliżu? — Znam ją, wewnątrz jest próżna, gdyż senior Verdoja często w niej bywał. Jeszcze jego ojciec odkrył tajemnicę wejścia. Na górze, w stoliku leży plan, z którego można poznać, jak wygląda piramida wewnątrz. Wszystko wypaplała, a na koniec wydała plan piramidy ze starego stolika. — Ale co powie senior Verdoja, kiedy zobaczy, że stół rozbity! — rzekła trwożliwie. — Nie obawiaj się pani, on nic nie zobaczy, bo nie wróci więcej, Apacze go zabiją. Zresztą ja zaraz podpalę hacjendę. — Podpalisz pan? O święta Madonno! Co ja panu uczyniłam złego, że mnie chcesz tak zniszczyć? — Verdoja na to sobie zasłużył. — Ale nie ja. Jeśli on naprawdę zginie, to hacjenda będzie moja. Sternaua to zmiękczyło, zgodził się oszczędzić hacjendę. Schował plan do kieszeni, pochód wyruszył! Wszyscy szli piechotą, bo każdy prowadził obładowanego konia. Powiązani dragoni także prowadzili swoje konie. Żaden vaquero się nie pokazał. Z początku byli świadkami nieszczęśliwej walki, potem wrócili do swoich stad, a teraz, zobaczywszy Apaczów, pochowali się. Skoro karawana dotarła do piramidy, nastąpiła wielka niespodzianka. Sternau przyprowadził jeńców i zdobycz, która przyniosła całej gromadzie wielką ulgę. Mogli wytrzymać oblężenie nie wiedzieć jak długo. Chwała jego rozbrzmiewała wszędy. Przyniósł ze sobą topory i łomy, które mogły się przydać. Zasoby dobrze schowano, jeńców otoczono strażą, kilku wojowników wysłano na zwiady. Teraz Sternau zaczął studiować plany. Były bardzo dokładne. Wnętrze piramidy składało się z trzech pięter, pośrodku których była głęboka czworokątna studnia. Zewsząd korytarze. Chodziło o to, aby znaleźć jeden z korytarzy, który mógł być teraz zamurowany. Sternau objaśnił pozostałym plan budowy i sam udał się szukać wejścia. Natrafił na skałę, która była porozrywana w dziwaczny sposób. Sternau oglądnął ją, naraz ukląkł i próbował poruszyć kamień… odsunął się. Podskoczył z radości i zawołał: — Mam go! Tu jest wejście! — Gdzie, gdzie? Prędko, prędko! — Trzeba środkowy kamień wsunąć do środka. Piorunowy Grot i nacisnął z całej siły. Kamień się usunął. — O mój Boże, dzięki Ci! Sternau zaglądnął w otwór. — Latarnia. Musi ich tam być więcej. I butelka z oliwą jest tutaj! — Prędko zapalić, a potem do wnętrza! Piorunowy Grot skoczył i w mgnieniu oka zaświecił latarkę, potem szybko postępował naprzód, nie bacząc na to, czy ktoś spieszy za nim, czy nie. Sternau, Bawole Czoło i Niedźwiedzie Serce ruszyli za przyjacielem. Przeszli długi korytarz i znaleźli się przed drzwiami. Sternau miał plan przed oczyma i przyglądnął mu się w świetle latarki. — Drzwi tu nie ma poznaczonych. Czy jest w nich jaki zamek? — Nie, a mimo to zamknięte mocno. — Rygiel musi być ze strony wewnętrznej, albo to jakiś tajemniczy mechanizm. Nie mamy czasu, by go zgłębić, mamy dosyć prochu, wysadzimy drzwi. Zróbcie nożami dziurę między murem i drzwiami. Mur dosyć miękki. Przyniosę nieco prochu. Trwało chwilkę, potem usłyszano czterokrotny strzał. Już chcieli się wszyscy wrócić do wnętrza, kiedy nadbiegł Niedźwiedziobójca z ważną nowiną. — Co tam przynosi mój brat? — zapytał Niedźwiedzie Serce. — Psy Komanczów idą lasem, koło którego przeprawialiśmy się wczoraj. — Kto przyniósł tę wiadomość? — Szybki Jeleń. — To wysłuchamy naprzód jego. Zawołaj go! Szybki Jeleń przybył. — Niech mój brat powie, co widział — rozkazał Niedźwiedzie Serce. — Szedłem drogą, którą przybyliśmy wczoraj. Odkryłem ślad Komanczów, który wiódł do hacjendy. Idąc tym śladem do lasu, usłyszałem krakanie kruków, widocznie ktoś je spłoszył. Nie trwało długo, kiedy psy Komanczów przeszły obok mnie. Było to wielkie plemię, bo naliczyłem ponad cztery razy dziesięć razy sześć wojowników, a wodzów było trzech. — Znałeś ich? — Nie. — Dokąd poszli? — Poszli aż na skraj lasu. Tam szpieg powiedział im gdzie my jesteśmy, a także wszystko co widział. Potem naradzili się i w końcu poszli do hacjendy. — To niedługo zobaczymy ich tutaj. — Oni nas zamkną, byśmy nie mieli połączenia. W nocy nas napadną. Uważajcie na straż. Jeśli zdarzy się coś ważnego, dajcie nam znać do tej nory. Kiedy doszli do miejsca, gdzie były drzwi, znaleźli je leżące na ziemi. Wyciągnięto je z gruzów muru i oglądnięto. Nie widać było nic, jak tylko na górze i na dole czworokątny otwór. Oglądnięto miejsce na ziemi, gdzie drzwi były umieszczone i powałę, znaleziono u góry i u dołu żelazny ząb, który wchodził w otwór. Ale ząb ten był nieporuszalny i nie można było odgadnąć zasady działania. — Nie pozostaje nic innego, jak wysadzić wszystkie drzwi — rzekł Sternau. — Przyniosę prochu. Długo szukali następnych drzwi, były w prawym murze, korytarz zaś prowadził dalej. Wtedy Sternau ponownie przeglądnął plan. — Czego szuka mój brat? — zapytał Niedźwiedzie Serce. — Szukam miejsca, w którym znajdują się jeńcy. W każdym razie są oni we wnętrzu piramidy w pobliżu studni, gdyż tam są najbezpieczniejsi. Do studni mamy pięć drzwi i te muszą być wysadzone. Znowu drzwi wysadzono. Próbowano przy innych użyć siekiery i dźwigni, ale narzędzia nie wystarczały. Znowu użyto prochu. Huk był straszliwy, zdawało się, że rozerwie całą budowlę. Rumowisko gdzie upadły drzwi było ogromne, nie można było iść dalej, musiano usunąć gruz. Kiedy byli zajęci przy gruzowisku, przybył posłaniec i zawołał wodzów. Żal im było porzucić choć na chwilę ukochane istoty, do których się ciągle zbliżali, ale na dworze stało dwustu Apaczów. Musieli iść za głosem obowiązku. Stanąwszy przed piramidą spostrzegli, że Komancze otoczyli ich pierścieniem. Policzywszy nieprzyjaciół zobaczyli, że było ich nie więcej jak stu, ale wszyscy konno. — Oni się zaopatrzyli w konie w hacjendzie Verdoji — rzekł Sternau. — Walkę rozpoczną, skoro wszyscy będą gotowi. Możemy tymczasem powrócić do rozpoczętego dzieła