To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

– Ale ma swój plus. – Mianowicie? – Pomyśl o nadgodzinach, które będziemy sobie mogli policzyć. Trzasnęła mnie, ale nie tak mocno, jak się spodziewałem. 23 Postanowiliśmy zacząć od rana. W całym stanie znajduje się sporo schowków bagażowych. Potrzebowaliśmy maksymalnej energii, a teraz jechaliśmy już praktycznie na samych oparach. Angie poszła do domu, Bubba też. Ja spałem w biurze, ponieważ trudniej się tu zakraść niż do mojego mieszkania. W pustym kościele kroki rozbrzmiewałyby jak strzały armatnie. W czasie gdy spałem, w moim karku usadowił się supeł wielkości muszelki, a mięśnie nóg, podkulonych na kozetce pod ścianą, kompletnie mi zesztywniały. Poza tym w czasie gdy spałem, wybuchła wojna. Jako pierwszy na tym froncie poległ Curtis Moore. Wkrótce po północy w dyżurce pielęgniarek w szpitalu więziennym wybuchł pożar. Dwaj policjanci pełniący wartę przy łóżku Curtisa przeszli się tam, żeby zobaczyć, co się dzieje. Nie był to żaden wielki pożar – po prostu ktoś wsadził szmatę zamoczoną w spirytusie do kosza na śmieci i wrzucił zapaloną zapałkę. Gliny i pielęgniarki wzięli gaśnicę, stłumili ogień i potem już nie musieli się zbyt długo zastanawiać nad możliwymi motywami. Gdy wpadli z powrotem do pokoju, Curtis w miejscu gardła miał dziurę wielkości dłoni, a na czole wycięte inicjały: J.A. Po nim blask krótkotrwałej sławy opromienił trzech innych członków Raven Saints. Wracając do domu po meczu na Fenway Park i małej rozróbie w metrze jako ostatniej konkurencji dnia, wysiedli na Ruggles Station, gdzie odbyli jednostronny dialog z ak-47 wycelowanym z samochodu. Jeden z nich, szesnastolatek nazwiskiem Gerald Mullins, dostał w udo i brzuch, ale nie zginął. Udawał nieboszczyka, dopóki samochód nie odjechał, a potem zaczął pełznąć w kierunku Columbus Avenue. Był w połowie drogi między stacją metra a rogiem ulicy, gdy tamci wrócili i przeszyli go serią od ucha po kostkę. Socia w towarzystwie dwóch żołnierzy idących niecałe pół metra za nim opuszczał bar na South Huntington, gdy zza półciężarówki wyszedł James Tyrone, piętnastoletni członek Angiel Avengers, z czterdziestkąpiątką wycelowaną w nos Socii. Nacisnął spust, ale pistolet się zaciął i kiedy goryle Socii przestali strzelać, leżał na środku South Huntington, przemalowując żółtą linię podziału jezdni na ciemnoczerwoną. Trzej avengersi padli w Franklin Park. Potem dwaj saintsi siedzący na tarasie w Intervale. Po tym cyklu ataku i odwetu nastąpił kolejny. Do wschodu słońca bilans najgorszej nocy w historii gangów bostońskich wynosił dwudziestu sześciu rannych, dwunastu zabitych. Mój telefon zaczął dzwonić o ósmej. Porwałem słuchawkę gdzieś chyba za czwartym dzwonkiem. – Co jest? – Słyszałeś? – spytał Devin. – Nie – odparłem i miałem zamiar spać dalej. – Ulubiony bostoński duet ojciec i syn właśnie wyruszył na wojnę. Głowa mi opadła i zwisła z kozetki. – O, nie. – O tak. – Zdał mi raport. – Dwunastu zabitych? Chryste. Może w Nowym Jorku to norma, ale jak na nas to była astronomiczna liczba. – Jak dotąd. Pewnie jeszcze następnych pięciu czy sześciu nie będzie obchodzić Święta Niepodległości, życie jest piękne, czyż nie? – Dlaczego dzwonisz z tym do mnie o tej porze, Dev? – Bo chcę, żebyś był tu u mnie za godzinę. – Ja? Dlaczego? – Bo jesteś ostatnim człowiekiem, który rozmawiał z Jenną Angieline, a tak się złożyło, że ktoś wyciął jej inicjały na głowie Curtisa Moore’a. Bo wczoraj spotkałeś się z Socią i nie powiedziałeś mi. Bo na mieście mówi się, że masz coś, za co i Socia, i Roland gotowi są zabić, i jestem zmęczony czekaniem, aż powiesz mi z dobrego serca, co to jest. Bo chociaż kłamstwo jest twoją drugą naturą, w pokoju przesłuchań kłamie się trudniej. Więc zbieraj dupę w troki i zabierz ze sobą swoją wspólniczkę. – Wezmę też chyba Cheswicka Hartmana. – Śmiało, Patrick. To mnie tak uraduje, że wniosę przeciwko tobie oskarżenie o utrudnianie śledztwa i zamknę cię na noc w pudle. Zanim Cheswick cię wydostanie, wszystkie te skurwysyny, których wczoraj aresztowaliśmy, saintsi i avengersi, zdążą nawiązać intymną znajomość z twoją dupą. – Będę za godzinę. – Za pięćdziesiąt minut – poprawił. – Twój czas zaczął się liczyć od chwili, gdy odebrałeś telefon. – Odłożył słuchawkę. Zadzwoniłem do Angie i powiedziałem jej, że będę gotów za dwadzieścia minut. Nie zadzwoniłem do Cheswicka. Zadzwoniłem do Richiego do domu, ale wyszedł już do pracy. Odszukałem go tam. – Co wiesz? – spytał. – To samo, co wy, chłopaki. – Pierdolisz. Twoje nazwisko przewija się w tym cały czas, Patrick. I coś kurewsko dziwnego dzieje się w Senacie. Akurat wciągałem koszulę, ale zastygłem zmrożony, z ręką wyciągniętą i sztywną jak w gipsie. – Co takiego kurewsko dziwnego? – Ustawa o terroryzmie ulicznym. – Co z ustawą? – Dzisiaj miała wejść pod obrady. Rano. Żeby wszyscy zdążyli przed korkami, gdy będą wyjeżdżać na Czwartego Lipca. – I? – I nikogo nie ma. Senat jest pusty. W nocy w walkach gangów ginie dwanaście dzieciaków, a rano, kiedy ma się odbyć dyskusja i głosowanie nad ustawą, która miała na celu opanowanie tego burdelu, nagle nikogo to nie interesuje. – Muszę lecieć – powiedziałem. Gdybym wysłał swój telefon pocztą lotniczą na Rhode Island, jeszcze słyszałbym jego głos. – Powiedz mi, kurwa, co wiesz. – Nada. Muszę pędzić. – Koniec z przysługami, Patrick. Raz na zawsze. – Uwielbiam, kiedy mnie besztasz. – Odłożyłem słuchawkę. Czekałem przed kościołem, gdy Angie zajechała tym brązowym czymś, co nazywa samochodem. W weekendy i święta Phil go nie potrzebuje: robi sobie zapas budweisera, rozwala się w bujanym fotelu i ogląda telewizję jak leci. Kto by potrzebował samochodu, skoro rozbitkowie jeszcze nie wydostali się z wyspy? Angie chętnie prowadzi, kiedy tylko ma okazję, bo wtedy może słuchać swoich kaset; poza tym twierdzi, że kiedy siedzę za kierownicą Potwora, prowadzę beznadziejnie, bo nie obchodzi mnie, co się z nim stanie. To nie jest do końca prawda: gdyby coś się z nim stało, na pewno obeszłoby mnie to na tyle, by wyegzekwować pieniądze z towarzystwa ubezpieczeniowego