To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

- Jestem. O co chodzi? - Powiedziałeś, że przybył Apelles? - Tak, ale... - Zmieniłem zdanie. Gdzie on jest? - W obozie przy okrętach. Kazałem przygotować mu namiot i kąpiel. - Dobrze zrobiłeś. Do zobaczenia! - Ależ co... - Eumenes nie zdołał dokończyć zdania, gdyż Aleksander galopował już w stronę obozu. Apelles był niezwykle poirytowany faktem, że nikt się nim nie zajmuje i że prawie żaden z tych nieokrzesanych ludzi nie rozpoznał w nim największego współczesnego malarza. Wszyscy natomiast wychwalali urodę Kampaspe, która kąpała się w morzu nago i chodziła w chitonie tak krótkim, że ledwie przykrywał jej łono. Malarz rozchmurzył się dopiero na widok Aleksandra, który zsiadł z konia i szedł, otwierając ramiona w geście powitania. - Mistrzu! Witaj w moim skromnym obozie! Niepotrzebnie się fatygowałeś, przyjechałbym do ciebie, kiedy tylko byłoby to możliwe. Jestem ciekaw, jak wygląda owoc twego geniuszu. Apelles lekko pochylił głowę w ukłonie. 98 - Nie było moim zamiarem przeszkadzać ci w środku tak ważnej wyprawy oblężniczej, ale nie mogłem się doczekać zaprezentowania ci mojej pracy. - Gdzie jest obraz? - spytał Aleksander wyraźnie zaciekawiony. - W namiocie. Wejdź! Król zauważył, że Apelles kazał sobie postawić namiot białego koloru, wewnątrz którego panowało jednolite oświetlenie, nie zniekształcające barw obrazu. Artysta wprowadził Aleksandra do namiotu i zaczekał, aż wzrok króla przyzwyczai się do otoczenia. Portret znajdował się za zasłoną w rodzaju kurtyny, a obok niego stał sługa, który dzierżył w dłoni koniec sznurka, czekając na polecenia pana. Tymczasem nadeszła Kampaspe i zajęła miejsce u boku Aleksandra. Apelles dał znak służącemu i ten zerwał zasłonę, ukazując obraz. Aleksander zaniemówił z wrażenia, jakie wywarło na nim piękno emanujące z obrazu. Detale, które na etapie szkicu zachwyciły go tak bardzo, że sądził, iż dzieło można było uznać za skończone, teraz nabrały treści i siły wyrazu, połyskiwały wilgotnym blaskiem życia, wtapiały się w atmosferę, w cudownie wibrujące płaszczyzny kompozycji. Sylwetka Bucefała przedstawiała tak dużą siłę ekspresji, że koń sprawiał wrażenie żywego, a jego rozszerzone nozdrza zdradzały wewnętrzne podniecenie. Nogi zwierzęcia zdawały się rozrywać płaszczyznę obrazu, by wskoczyć w realną przestrzeń i walczyć o nią z widzem. Jeździec był równie piękny, choć znacznie różnił się od postaci wy-rzeźbionych przez Lizypa. Niezliczone tonacje barw pozwoliły artyście uzyskać niepokojący wręcz realizm postaci, który z jednej strony zapewniał większą sugestywność niż rzeźby w brązie, z drugiej zaś pozwalał ujawnić prawdziwe oblicze Aleksandra. Na twarzy króla dało się za- 99 uważyć niepokój i zapał zdobywcy, szlachetne rysy wielkiego władcy, ale także zmęczenie i pot, który skleił mu na skroniach kosmyki włosów. Władca miał szeroko otwarte oczy, zdradzające wysiłek, jaki wkładał w zapanowanie nad sytuacją, a jego czoło było zmarszczone niemal do bólu. Na szyi króla widać było naciągnięte ścięgna i żyły nabrzmiałe w bitewnym zapale. Konia dosiadał człowiek prawdziwie wielki, ale jednocześnie zmęczony i słaby, pozbawiony boskości typowej dla rzeźb Lizypa. Apelles obserwował z niepokojem reakcje króla, obawiając się, że nagle dostanie on jednego ze swych słynnych napadów złości. Tymczasem Aleksander uścisnął malarza, mówiąc: - Obraz jest wspaniały! Dzięki niemu mogę zobaczyć, jak wyglądałem w kluczowym momencie bitwy. Jak tego dokonałeś? Siedziałem przed tobą na drewnianym koniu, a Bucefała wyprowadzili na twoje żądanie ze stajni. Jak to możliwe? - Rozmawiałem z twoimi ludźmi, panie, z towarzyszami, którzy walczą u twego boku, z wszystkimi, którzy cię dobrze znają. Mówiłem też z... - urwał i zmieszany, spuścił głowę - ...Kampaspe. Aleksander zwrócił się do dziewczyny, która przyglądała mu się z dwuznacznym uśmiechem. - Mogłabyś zostawić nas na chwilę samych? - zapytał. Kampaspe wyglądała na zaskoczoną, a nawet zagniewaną tym pytaniem, ale usłuchała, nie dyskutując. Kiedy tylko wyszła, Aleksander powiedział: - Pamiętasz dzień, w którym pozowałem ci w Efezie? - Tak - odparł Apelles, nie rozumiejąc, o co chodzi królowi. - Kampaspe napomknęła o obrazie, do którego pozowała ci jako Afrodyta. Wykonałeś go dla... Właśnie miała powiedzieć imię tej osoby, kiedy dałeś jej znak, by zamilkła. 100 - Nic nie ujdzie twojej uwagi. - Władca jest niczym artysta, ponieważ musi panować nad sytuacją i nie może sobie pozwolić na roztargnienie. Jeśli nie będzie uważał, zginie. - To prawda - przyznał Apelles, podnosząc nieśmiało wzrok na Aleksandra i przygotowując się do trudnej chwili. - Kto zamówił tamten obraz? - Widzisz, panie, nie wiedziałem, że... - Nie musisz się usprawiedliwiać. Artysta jedzie tam, gdzie go wzywają. Tak być powinno. Powiedz prawdę, nie musisz się obawiać, przysięgam. - Memnon. To był Memnon. - Nie wiem dlaczego, ale spodziewałem się usłyszeć to imię. Któż inny w tej okolicy mógłby sobie pozwolić na obraz pędzla słynnego Apellesa? - Zapewniam cię jednak, że nie... Aleksander przerwał mu w pół słowa. - Mówiłem ci już, że nie musisz się tłumaczyć. Chciałbym tylko prosić cię o pewną przysługę. - Wszystko, czego zechcesz, panie. - Widziałeś jego twarz? - Memnona? Jak najbardziej. - Wobec tego wykonaj jego portret. Nikt z nas nie wie, jak wygląda, a musimy go rozpoznać, na wypadek gdybyśmy go spotkali, rozumiesz? - Rozumiem, panie. - No więc zrób to, o co prosiłem