To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

- Po tych słowach skinął głową w kierunku Freosela. - Ale z drugiej strony nie możemy czekać bezczynnie. Nasi sprzymierzeńcy z Hernystiru są w pułapce. Gdyby odzyskali swobodę działania, mogliby się okazać doskonałą siłą zaczepną na zachodnim skrzydle pozycji Eliasa. Gdyby zaś mieszkańcy zachodnich ziem zebrali wszystkich rozproszonych ludzi, stanowiliby nawet groźniejszą siłę. Dlatego też postanowiłem podjąć działania, które rozwiążą oba problemy, a być może przysłużą się jednemu celowi. Josua skinął na hrabiego Nad Mullach. - Hrabio Eolairze, powrócisz do swoich ludzi z czymś więcej niż tylko podziękowaniem, jak obiecałem. Pojedzie z tobą Isorn, syn księcia Isgrimnura. - Gutrun wydała zduszony okrzyk rozpaczy, lecz gdy syn odwrócił się do matki, by ją pocieszyć, ona uśmiechnęła się dzielnie i poklepała go po ramieniu. Josua skłonił głowę w jej stronę, wyrażając tym samym swoje współczucie. - Księżno, zrozumiesz, że nie robię tego bez powodu, kiedy wyjawię mój plan. Isornie, weź ze sobą kilkunastu ochotników. Może niektórzy z ludzi Hotviga zgodzą się pojechać z tobą; są niezmordowanymi jeźdźcami i dobrymi wojownikami. W drodze do Hernystiru zbierzesz możliwie najwięcej swoich rozproszonych ziomków. Wiern, że większość z nich nie lubi Skaliego Ostronosego i, jak słyszałem, wielu z nich błąka się teraz po Frostmarch. Następnie wciągniesz ich do służby i postąpisz wedle swego uznania: albo pomożecie ludziom Eolaira przerwać oblężenie Skaliego, albo, jeśli to nie będzie możliwe, powrócicie tutaj, by pomóc nam w walce z moim bratem. - Josua przyglądał się z sympatią Isornowi, który słuchał go ze spuszczonym wzrokiem, jakby chciał zapamiętać każde słowo Księcia. - Jesteś książęcym synem. Szanują cię i z pewnością uwierzą, kiedy powiesz im, że to pierwszy krok do odzyskania ich ziem. Książę zwrócił się do pozostałych. - Isorn i jego towarzysze wyruszą z misją, a my tymczasem będziemy pracować nad resztą spraw. Jest wiele do zrobienia. Cała Północ została tak zdziesiątkowana przez zimę, przez Skaliego, Eliasa i jego sprzymierzeńca, Króla Burz, że nawet jeśli misja Isorna się powiedzie, to obawiam się, iż tereny na północ od Erkynlandu nie zapewnią nam takich sił, jakich byśmy potrzebowali. Nabban i całe Południe pozostają pod panowaniem przyjaciół Eliasa, a w szczególności Benigarisa, lecz ja muszę mieć te tereny. Dopiero wtedy zbierzemy siły wystarczające, by stawić czoła Eliasowi. Tak więc będziemy pracować, dyskutować i zastanawiać się. Musi być jakiś sposób, żeby odciąć Benigarisa od Eliasa, choć teraz jeszcze go nie znam. Simon przez cały czas niecierpliwie słuchał, lecz trzymał język za zębami. Teraz jednak, kiedy wydawało się, że Josua powiedział już wszystko, Simon nie mógł się powstrzymać. Kiedy inni przekrzykiwali się w czasie debaty, on rozmyślał o tym, o czym rozmawiał rano z Binabikiem. - Książę Josuo! - zawołał. - A co z mieczami? Książę skinął głową. - O nich także będziemy musieli pomyśleć. Nie martw się, Simonie, nie zapomniałem o nich. Simon wziął głęboki oddech, zdecydowany nie ustępować. - Najlepiej byłoby zaskoczyć Eliasa. Wyślij Binabika, Sludiga i mnie po Biały Gwóźdź. Znajduje się poza murami Hayholt. W trójkę udałoby nam się dostać do grobu twego ojca i odzyskać miecz, zanim Król zorientowałby się, że tam w ogóle byliśmy. Nie przyszłoby mu do głowy, że moglibyśmy coś takiego zrobić. - Simon oczyma wyobraźni widział już, jak on i jego towarzysze paradują z Białym Gwoździem do Sesuad’ry, a nad jego głową powiewa sztandar ze smokiem. Josua uśmiechnął się, lecz pokręcił głową. - - Sir Seomanie, nie wątpię w twą odwagę, lecz nie możemy podejmować takiego ryzyka. - - Przecież odnaleźliśmy Cierń, kiedy nikomu się o tym nie śniło. - - Ale obok miejsca, gdzie spoczywał miecz, nie maszerowała codziennie królewska gwardia. - - Za to był smok! - - Dość. - Josua uniósł dłoń. - Nie, Simonie. Nie nadszedł jeszcze czas. Odpowiednia chwila nadarzy się wtedy, gdy będziemy mogli zaatakować Eliasa z południa lub zachodu i odwrócić jego uwagę od Swertclif i kurhanów z mogiłami. Dostąpiłeś wielkiego zaszczytu i z pewnością dostąpisz kolejnych, lecz pamiętaj, że jesteś teraz rycerzem, a tytuł ten niesie ze sobą wiele obowiązków. Żałowałem, gdy posłałem cię po Cierń, bo myślałem, że już nigdy cię nie zobaczę. Ty jednak wróciłeś wbrew wszelkim nadziejom, więc chcę, byś pozostał przez jakiś czas przy mnie, podobnie jak Sludig i Binabik, których nie spytałeś nawet o zgodę, zgłaszając ich do tak niebezpiecznej misji. - Uśmiechnął się, by złagodzić nieco wymówkę. - Już dobrze, młodzieńcze, już dobrze. Simon czuł, że wypełnia go to samo przytłaczające, dławiące uczucie, jakie pamiętał z Jao e-Tinukai’i. Czy oni nie rozumieli, że zbyt długie odkładanie ataku pozbawi ich szansy? Że zło umknie karze? - - Czy mogę pojechać z Isornem? - poprosił. - Chciałbym pomóc, Książę Josuo. - - Naucz się być rycerzem, Simonie, i ciesz z tymczasowej wolności. Będzie jeszcze dość niebezpiecznych chwil. - Książę wstał. Simon dostrzegł wyraźne zmęczenie na jego twarzy. - Wystarczy. Eolair, Isorn i ci, których Isorn wybierze, powinni być gotowi do drogi za dwa dni. A teraz chodźmy coś zjeść. Przygotowano posiłek, może nie tak wystawny jak ten, którym uczciliśmy pasowanie Simona, ale dość dobry, by zaspokoić głód. - Ruchem dłoni dał znak do zakończenia narady