To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

- Sięgnęłam po dzbanek, stojący tuż obok łóżka i dolałam sobie kawy. Wyłoniła się z łazienki z widocznym obrzydzeniem trzymając w dwóch palcach kosmetyczkę. - "Szczątki" to właściwe określenie. I pewnie nie wiesz nawet, co się przydarzyło mojej kredce do warg firmy Elisabeth Arden? - Święty Boże, następna relikwia? - Hm... oprawka była ze złota. Wypiłam kawę. - Poszukaj w kieszeni szlafroka sir Juliana. Zostawiłam ją tam. Przepraszam raz jeszcze. Właściwie ja też nie byłam zeszłej nocy sobą. - Szlafroka sir Juliana? To brzmi bardzo interesująco! Co się stało? - Przysiadła na brzegu łóżka. - Za wszelką cenę próbowałam nie zasnąć, dopóki nie wrócisz, ale te piekielne pastylki po prostu mnie uśpiły, zaraz po tym jak Godfrey zadzwonił i mogłam wreszcie przestać się o ciebie martwić. Mów więc. Chcę wiedzieć, co straciłam. - Och, nic takiego. Oboje byliśmy przemoczeni do suchej nitki, dlatego musiałam wpaść do Castello i się wysuszyć, a tam poczęstowali mnie kawą i wzięłam kąpiel... Phyllido, co za łazienka! Po prostu nie uwierzysz w to okropieństwo... och, przepraszam! Znów zapomniałam, że to pałac przodków rodziny Forli. No, ale w takim razie znasz tę łazienkę. - Są dwie - odparła Phyllida. - Nie zapominaj, że jest tam dwadzieścia sypialni, a człowiek musi mieć jakiś komfort. Pewnie, że znam te łazienki. Czy dostałaś z alabastrową, czy porfirową wanną? - To brzmi jak Nowe Jeruzalem. Nie mam pojęcia, co to było, ja nie zwykłam żyć na tym poziomie. Była w dość paskudnej ciemnej czerwieni w białe kropki i do złudzenia przypominała zjełczałe salami. - Porfir - oznajmiła moja siostra. - A woda była gorąca? - Wrząca. - Doprawdy? A więc coś musieli z tym zrobić. Nie zdarzało się, by leciała inna niż letnia, a w dodatku przypominam sobie, że był tam kran z wodą morską, w jakiś przedziwny sposób pompowaną z jaskiń. Bo pod Castello znajdują się jaskinie. - Naprawdę? - Kiedyś trzymano tam wino. - Coś takiego. Niesłychane. - Tylko że z kranu wypływały krewetki i różne inne stwory, a kiedyś nawet pojawiła się mała ośmiornica. Bardzo nas to zniechęcało. - Nie dziwię się. - W końcu Leo zablokował dopływ. Powszechnie uważano, że to szalenie korzystne dla zdrowia, ale wszystko ma swoje granice. - Też tak uważam - zgodziłam się. - Krewetki w winie byłyby zdrowe. - Krewetki w winie? O czym ty mówisz, na Boga? Odstawiłam pustą filiżankę. - Sama nie wiem. Myślałam, że mówisz o piwnicach na wino. - O kąpielach w wodzie morskiej, idiotko! Leo z nimi skończył. No tak, rozumiem, kpisz ze mnie... Ale opowiadaj dalej. Wzięłaś więc kąpiel. Chociaż wciąż nie pojmuję, skąd biorą gorącą wodę; przecież nie mogli napalić w piecach. Pożerały chyba tonę węgla na dzień i do ich obsługi trzeba było co najmniej trzech niewolników, na okrągło wrzucających węgiel do palenisk. - Adoni i Spiro skonstruowali piecyk gazowy. - Wielki Boże - oświadczyła Phyllida z nabożeństwem. - I to działa? - Tak, przecież ci mówiłam, woda była cudowna. Co więcej, mogłam rozwiesić mokre ubranie na gorących rurach, a tuż obok w sypialni stał piecyk elektryczny. No i podczas gdy schły moje rzeczy, włożyłam szlafrok sir Juliana i dlatego zostawiłam twoje kosmetyki w kieszeni. A potem w kuchni wypiłam kawę i zjadłam jajka na bekonie. Aż wreszcie Max Gale odprowadził mnie do domu razem z twoim brylantem i to już koniec opowieści. - Odchyliłam się do tyłu i uśmiechnęłam. - Prawdę mówiąc, to była świetna zabawa. - Takie też odnoszę wrażenie. Czy Max Gale zachowywał się uprzejmie? - O tak. Bardzo. - Muszę przyznać, że jestem zaskoczona jego pomocą. Sądziłam, że jest podejrzany o strzelanie do delfina. - Mimo wszystko, to nie mógł być on! Pomógł mi, jak tylko go o to poprosiłam. I nie strzelał również jego ojciec, jestem tego absolutnie pewna. Chyba musiał to być jakiś miejscowy chłopak, poszukujący silnych wrażeń. - Usiadłam i zsunęłam kołdrę. - Najwyższy czas, żebym wstała. Moja siostra zerknęła na zegarek i z okrzykiem skoczyła na równe nogi. - Wielkie nieba, muszę się śpieszyć, jeśli mam zdążyć! - Dokąd? - Do fryzjera i na zakupy, a skoro i tak już będę w mieście, myślałam, że przy okazji zjem tam lunch. Powinnam cię dawno obudzić i spytać, czy nie pojechałabyś ze mną, ale byłaś taka wykończona... Co prawda w kuchni jest mięso na zimno i babeczka owocowa, ale jeśli tylko zechcesz, z przyjemnością cię zabiorę