To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
- Potrzebna nam jakaś broń - rzekł Chuck, obejmując dowodzenie. - Ja wezmę siekierę z zestawu przeciwpożarowego. - Ciepło jest ich wrogiem, więc ja uzbroję się w spawarkę - dodał Jerry. - Jeżeli za pomocą alkoholu z apteczki zmyję smar z mojego pistoletu maszynowego, będę mógł strzelać przy minus dwustu stopniach - stwierdził John. - A więc ruszamy, drużyno - rzekł Chuck. - Zamknij za nami drzwi, Sally, i otwieraj tylko na trzykrotne pukanie. - Powodzenia, chłopcy - powiedziała Sally, poklepując każdego po wypchanym ramieniu, kiedy kolejno wybiegali na zewnątrz. Rozpoczęła się walka. Najwidoczniej zapach ciepłego tlenu doprowadzał Tytańczyków do szaleństwa, gdyż z wściekłością runęli do ataku. Stojąc ramię w ramię, Amerykanie stawili im czoło i beznamiętnie czynili spustoszenie w ich odrażających szeregach. Potężne ramię Chucka opadało raz po raz według najlepszych katowskich wzorów, i macki oraz łby z wybałuszonymi ślepiami leciały we wszystkie strony, tryskając deszczem zielonej mazi. Jerry nie pozostawał za nim w tyle. Swoją spawarką, niczym mieczem zwycięstwa, ciął napierające szeregi wrogów, smażąc ich, kawałkując i gotując. John spokojnie mierzył z pistoletu, prowadząc ogień pojedynczy, jednak każdy strzał był celny, prosto między drugie a trzecie oko i w nieforemny mózg ukryty w odrażającej czaszce. Lecz tamci nadal nacierali. I wciąż ginęli. Aby stawić czoło wrogom, towarzysze musieli wspinać się na otaczający ich rosnący zwał trupów i rzeź trwała, aż ostatniego z nędznych napastników spotkał zasłużony koniec. Dym wił się z rozgrzanej lufy pistoletu, opuszczony topór ociekał zieloną mazią, a spawarka została wyłączona, żeby oszczędzać tlen. - Dobra robota, panowie - rzekł Chuck, po czym wspięli się na czterdziestostopową stertę ciał i zjechali na drugą stronę. - Czy ktoś jest ranny? - Kilka skaleczeń - zaśmiali się dwaj pozostali. - Nic poważnego. - A zatem bierzmy się do roboty. W czasie bitwy zauważyłem, że większość Tytańczyków nadciągała stamtąd, a jeśli dobrze przyjrzycie się grani, to zobaczycie białe pasmo u jej podnóża. Założę się o ostatniego dolara, że to zamrożony tlen! Pospieszyli ku grani, lecz zanim do niej dotarli, wydarzyło się nieszczęście. Przeraźliwy wrzask rozdarł tytańską atmosferę. Trzej bohaterowie stanęli jak wryci i odwrócili się jak jeden mąż. Ujrzeli widok tak okropny, że pozostał im w pamięci do końca ich dni. Drzwi samolotu stały otworem, a ze skrzydła właśnie zeskakiwał tuzin odrażających Tytańczyków. Wśród nich, oplatana śliskimi mackami, wrzeszczała i szamotała się śliczna Sally Goodfellow. 5 KLĘSKA BRUTALNIE WYDARTA Z PASZCZY ZWYCIĘSTWA Stanęli jak sparaliżowani, ale tylko przez chwilę. Zanim wrogowie posunęli się dalej ze schwytaną dziewczyną, rozjuszeni Amerykanie już deptali im po piętach, wznosząc oręż. - Głowa do góry, Sally! - ryknął Chuck. - Już idziemy! - Nie sądzę... żeby cię słyszała - wysapał Jerry. - Ona nie ma butli z tlenem, więc już jest nieprzytomna. Tak też było, gdyż wrzaski ucichły i Sally zwisała bezwładnie z ohydnego grzbietu napastnika. Umykający Tytańczycy obejrzeli się, co przyszło im z łatwością, gdyż teraz okazało się, że każdy miał czworo ślepi z tyłu głowy, a widząc nadciągających mścicieli, podjęli działania obronne. Część z nich stanęła i czekała, unosząc do ciosu zimne, chwytne macki. Niebawem rozgorzała bitwa. Łby odlatywały na prawo i lewo, a odrąbane macki zalegały wokół jak zwały salami, lecz Ziemianie nie zwalniali kroku. Jednak na drodze stanęli im kolejni przeciwnicy, z którymi uporali się równie sprawnie. Wreszcie utorowali sobie drogę, wybili tylną straż i pozostał im jedynie umykający Tytańczyk z nieprzytomną dziewczyną na grzbiecie. Jednak obrońcy zapewnili paskudnemu stworzeniu potrzebną mu chwilę czasu i kiedy trzej Amerykanie już mieli go dopaść, stwór skoczył w wąską szczelinę u ich stóp