To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

.. W tej chwili Storm zdał sobie sprawę, jak niewiele brakowało do zerwania ich przyjaźni. Gdyby, tak jak planował początkowo, pojechał na południe, pogwałciłby zwyczaj nakazujący pomszczenie zabitych. W porównaniu ze zbrodnią, którą podejrzewał, była to drobnostka, ale dobrze było mieć jeszcze ten jeden argument przeciw wyrzutom sumienia przypominającego o nie dokończonej historii z Quade'em. ROZDZIAŁ 9 Chciał wyruszyć jak najszybciej, ale chciał również, żeby Surra odpoczęła jeszcze choć dzień, zanim będzie musiała sprostać trudom podróży. Rana Gorgola też wymagała troski. Postanowił więc najpierw sam wyruszyć na południe, żeby zobaczyć, czy nie czają się tam czasem ludzie Nitra. Sprawdził, jak miewają się jego pacjenci i zaczął przygotowania do wyprawy. Wymieszał czerwoną ziemię i sproszkowane, kredowe kamyki z tłuszczem frawna otrzymując rodzaj farby, którą namalował na twarzy i tułowiu różnorodne plamy i linie. Barwy wojenne czy kamuflaż? - jego dzieło było i jednym, i drugim. Gorgol przyglądał mu się z prawdziwym zainteresowaniem. - To czary wojownika? Ziemianin spojrzał na pasy na swojej piersi i uśmiechnął się, ale nie zmieniło to upiornego wyrazu jego pomalowanej twarzy. - Tak, czary wojownika... czary mojego ludu... Pod wpływem impulsu założył naszyjnik i zdobiony pas wojenny. Zastanowił się, co z bronią. Sam mógł używać łuku, ale Gorgol, ze swoją raną, nie. Nie mógł zostawić chłopca tylko z jego długim nożem. Odczepił pochwę z emiterem. Wiedział o głęboko zakorzenionym wśród tubylców uprzedzeniu do używania czyjejś broni. Wierzyli oni, że między wojownikiem a jego orężem istnieje jakaś mistyczna więź. Ale była też możliwość zrobienia podarunku, przy którym magia broni pozostawała nienaruszona. Nie wiedział, jak taka ceremonia ma wyglądać, więc zawierzył intuicji. Tak, jak pierwszego dnia ekspedycji, podniósł emiter ku niebu, potem skierował ku ziemi, wreszcie podał Gorgolowi pokazując jednocześnie, że jest to dar. Pionowe źrenice chłopca rozszerzyły się, ale nie dotknął obez-władniacza. Była to broń przywożona z innych planet i dla Norbisów bardzo kosztowna, rzadko ją więc kupowali, zwłaszcza, że trudno było o zapasowe magazynki. Ale czasem zdarzało się, że przybysz ofiarował ją tubylcowi. Był to wielki zaszczyt. - Naciskasz tutaj... celujesz tak... - Storm powoli wyjaśniał zasady obsługi, chociaż wiedział, że Gorgol pracował z osadnikami wystarczająco długo, żeby się w nich orientować. Młodzieniec skinął głową i wyprostował się z dumą, kiedy Ziemianin przypasał mu ten nowy oręż. 77 Miał już zarzucić kołczan na ramię, gdy chłopak zatrzymał go gestem. Jedną ręką wyjął połowę swoich strzał myśliwskich i podał Stormowi. Strzały wojenne były uświęcone i nie można ich było przekazywać, bo mogłyby zawieść w potrzebie. Wyposażony, w barwach wojennych, znowu prawdziwy Nawaj, Storm opuścił obóz w towarzystwie szybującego w górze Baku. Z wody, nadal błotnistej, unosił się nieprzyjemny zapach. Jeżeli nie dawało się inaczej, brnął przez płycizny, ale starał się obejść jezioro, nie ryzykując kąpieli. W mulistej cieczy unosiły się wzdęte ciała zwierząt. Nie znalazł jednak śladów ani koni, ani Maca i czwartego Norbisa, ani zapasów. Jeżeli jakieś wierzchowce przeżyły, na pewno zabrali je napastnicy. Zbliżając się do południowego krańca doliny, zatrzymywał się co jakiś czas, lustrując teren przez lornetkę. Wreszcie zobaczył, że kształt wzgórz rzeczywiście uległ zmianie. Ale dopiero, kiedy przedostał się przez ścianę pozlepianych błotem głazów, poznał całą prawdę. Tunel zniknął. Zasypały go zwały ziemi, które usunąć mógł chyba buldożer, chociaż takiego pewnie na Arzorze nie było. Być może, człowiekowi udałoby się wspiąć na górę, choć groziło to ponownym obsunięciem ziemi, ale nie było mowy o przeprowadzeniu tędy konia. Ktoś lub coś odcięło im łatwy odwrót. Jakąś godzinę później Gorgol przyjął tę wiadomość obojętnie. Wyraźnie nie robiło na nim wrażenia, że z nich wszystkich tylko Baku mógł się stąd bez kłopotu wydostać. On chciał .pójść na północ. Ziemianin obiecał mu, że następnego dnia zostawią Surrę z koniem i zapasami w obozie, a sami sprawdzą drogę, którą przeszedł zabłąkany frawn. Jeżeli zwierzę mogło dostać się do doliny, to mógł tamtędy przejść także koń. Storm miał się za niezłego tropiciela, ale Gorgol potrafił nieomal odczytywać ślady ze skał. Poprowadził ich do szczeliny, gdzie w wysychającym błocie widać było odcisk kopyta. Szczelina była z początku dość wąska i pięła się pod górę, ale nadawała się do przejścia. Doszli nią do ścieżki, gdzie między skałami Gorgol znalazł mały woreczek obszyty frawnią wełną z pachnącymi ziołami. - Ludzie z daleka żują... sprowadza wielkie sny... - podał znalezisko Stormowi, który powąchał je ostrożnie. Zapach nie był nieprzyjemny, ale zupełnie nieznany. Sądził, że może to być klucz do odkrycia tożsamości bandytów. 78 - Czy to rośnie na Arzorze? - spytał. - Nie jest tak. Czarownik znalazł trochę w obozie Rzeźników. Głowa się trzęsie... dużo snów... złe. To rzecz duchów...nie jest dobra. Storm wetknął woreczek za pas