To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Wobec tego ojcem musisz być ty albo następca tronu. Patrzyłem na niego osłupiały. Pokręcił smutno głową. - Nie czujesz nic? - zapytał szeptem. Zapatrzył się w dal. - Potęgi drżą. Cienie trzepoczą. Nagle pojawia się zmarszczka prawdopodobieństwa. Mnożą się przemiany przyszłości, dublują przeznaczenia. Wszystkie ścieżki rozwidlają się na nowo. - Uśmiechnąłem się, sądząc, że żartuje, ale minę miał poważną. - Pojawił się dziedzic rodu Przezornych - oznajmił cicho. - Jestem tego pewien. Czy zdarzyło wam się kiedyś nie trafić na stopień w ciemnościach? Przez sekundę ma się wrażenie zawieszenia jak przy nawrocie huśtawki - i nagły strach: jak daleko spadnę? - Nie spłodziłem dziecka - rzekłem ze zbyt dużą pewnością. Karzeł przyjrzał mi się sceptycznie jednym okiem. - Ach! - odetchnął z fałszywą ulgą. - Oczywiście, że nie. W takim razie to musi być dziecko księżnej Ketriken. - Musi tak być - zgodziłem się z nim, ale serce we mnie drżało. Jeśli księżna Ketriken była przy nadziei, nie miała powodu tego ukrywać. W przeciwieństwie do Sikorki. Nie widziałem jej od kilku nocy. Może miała dla mnie wieści? Zakręciło mi się w głowie. Wziąłem głęboki oddech, by się uspokoić. - Zdejmij koszulę - powiedziałem błaznowi. - Obejrzę twoje żebra. - Oglądałem je już, dziękuję. Zarzucili mi worek na głowę chyba po to, by wyznaczyć sobie cel. Sumiennie starali się nie uderzać nigdzie indziej. Zapadła bolesna cisza. - Kto? - zdołałem zapytać po dłuższej chwili. - Daj spokój, przecież miałem worek na głowie. Potrafisz widzieć przez worek? - Nie, ale musisz mieć jakieś podejrzenia. Pokręcił głową z niedowierzaniem. - Jeśli się jeszcze nie domyślasz moich podejrzeń, to ty masz głowę w worku. Pozwól, niech wytnę w nim małą dziurkę. “Wiemy, że oszukujesz króla, że szpiegujesz dla uzurpatora Szczerego. Nie waż się więcej przesyłać mu wieści. Dowiemy się, jeśli to zrobisz”. - Zapatrzył się w ogień, zastukał krótko obcasami o skrzynię: stuk, stuk, stuk. - Uzurpator Szczery?! - krzyknąłem wściekły. - To nie moje słowa. Ich - podkreślił karzeł. - Dlaczego podejrzewali cię o szpiegowanie dla księcia Szczerego? Czy wysyłasz mu wieści? - Służę memu panu - rzekł cicho. - Choć on nie zawsze pamięta, że jest moim królem. Ty musisz dbać o swojego pana. Jestem pewien, że to robisz. - Co zamierzasz? - Nic nowego. Nie mogę przestać robić tego, czego nigdy nie zacząłem. Straszna pewność wpełzła mi dreszczem po krzyżu. - A jeśli zrobią to znowu? Zaśmiał się krótko. - Tym się nie martwię, bo i tak nic nie mogę poradzić. Co nie oznacza, że z niecierpliwością oczekuję ponownego napadu. To - oszczędnym gestem objął swoją twarz - da się zaleczyć. To, co zrobili w mojej komnacie - nie. Będę sprzątał kilka tygodni. Byłem w komnacie trefnisia jeden jedyny raz. Długo wspinałem się po nie używanych schodach, po kurzu i śmieciach wielu lat, do komnaty, która została zmieniona w cudowny ogród. Przypomniałem sobie lśniącą rybę pływającą w wielkiej misie, ogrody mchów w specjalnych donicach, śliczne porcelanowe dziecko, leżące w kołysce. Zamknąłem oczy. - Byli bardzo sumienni. Jaki ze mnie głupiec! - zwierzył się płomieniom. - Sądziłem, że istnieje dla mnie bezpieczne miejsce na świecie. Jak ktoś mógł go tak skrzywdzić! Poza tym, że miał cięty język, był najbardziej bezbronną osobą na dworze, a jego jedynym pragnieniem było służyć królowi. I ocalić świat. A tu ktoś zmiótł z powierzchni ziemi jego mały świat. Co gorsza, podejrzewałem, że pobicie było zemstą za moje czyny. - Pomogę ci w porządkach - zaproponowałem. Pokręcił głową. - Dziękuję, nie. - Odchrząknął, dodał bardziej opanowanym głosem: - Nie chciałem cię obrazić. - Nie obraziłeś. Zwinąłem w węzełek zioła, garnczek z maścią i resztę gałganków na opatrunki. Karzeł zeskoczył ze skrzyni. Kiedy dałem mu zawiniątko, przyjął je ze smutkiem. Podszedł do drzwi, odrobinę sztywno, choć twierdził, że przy pobiciu ucierpiała tylko twarz. W progu się zatrzymał. - Kiedy już będziesz pewien, powiesz mi? - Zawiesił głos. - Jeśli tak potraktowali błazna, co zrobią kobiecie, która nosi pod sercem dziedzica następcy tronu? - Nie ośmielą się! Tylko prychnął z pogardą. - Tak uważasz? Ja już nie wiem, na co się ośmielą. Na twoim miejscu sprawiłbym sobie porządny zamek w drzwiach. Chyba że także chcesz mieć worek na głowie. - Obdarzył mnie uśmiechem, Który nie przypominał jego zwykłego drwiącego grymasu, i wyszedł. Starannie zaryglowałem drzwi. Oparłem się o nie plecami i ciężko westchnąłem. - Inni mogą twierdzić, że dobrze robisz, książę - rzekłem głośno do pustej komnaty - ale ja sądzę, że powinieneś jak najszybciej zawrócić do domu. Więcej tu się dzieje na lądzie niż na morzu, a jakoś wątpię, by Najstarsi okazali się pomocni wobec tego rodzaju zagrożeń. Czekałem jakiś czas, mając nadzieję wyczuć potwierdzenie. Nic. Rzadko byłem w pełni świadom obecności księcia i nigdy nie miałem pewności, czy odbiera myśli, które chciałem mu przesłać. Raz jeszcze zadumałem się, dlaczego nie przekazał Pogodnej swoich rozkazów. Przez całe lato, przez cały sezon walki ze szkarłatnymi okrętami porozumiewał się z nią przy użyciu Mocy. Dlaczego teraz ucichł? Czy przesłał jej rozkazy, a ona je ukryła? Albo może przekazała tylko księciu Władczemu? Może siniaki na twarzy błazna były wyrazem złości księcia Władczego, gdy zdał sobie sprawę, że nieobecny następca tronu wie, co się dzieje? Dlaczego uznał winnym akurat błazna, nie sposób odgadnąć. Może po prostu wyładował na nim gniew. Błazen nigdy nie szczędził ciętych słów księciu Władczemu. Ani nikomu innemu. Tej nocy poszedłem do Sikorki. Było to niebezpieczne przedsięwzięcie, bo zamek nie spał, przepełniony gośćmi i służbą. Moje podejrzenia nie mogły jednak czekać. Kiedy zapukałem, rozległo się: - Kto tam? - To ja - odparłem z niedowierzaniem. Nigdy wcześniej nie pytała. Otworzyła drzwi. Podeszła do kominka, przyklęknęła, niepotrzebnie dorzuciła drew do ognia. Ubrana była w granat służącej, włosy miała nadal zaplecione w warkocze. Z każdego jej gestu odczytywałem ostrzeżenie. Byłem w niebezpieczeństwie. - Przykro mi, że długo do ciebie nie zaglądałem. - Mnie także przykro - odparła zwięźle