To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

- Macie mi znaleźć jakiś przyzwoity prezent. Coś naprawdę dobrego! Dzieci-ptaki natychmiast zerwały się do lotu. Aż się trzęsły z podniecenia. - Co byś chciał? Co byś chciał? - piszczały. - Coś ładnego i smacznego. I żadnych much! Prapsięta wystrzeliły w górę, dogryzając sobie nawza- jem. Rachel słyszała ich przekomarzania nawet wtedy, gdy już dawno zniknęły im z oczu. Tokio R achel wyrzuciła grzebień, który wciąż tkwił we wło- sach Eryka. - Chodźmy już - powiedziała. - Ciągle mam ochotę na zakupy. - Naprawdę musimy? -Tak. - No to gdzie w takim razie? Do Nowego Jorku? - Do Japonii! Przeniosła ich na Daleki Wschód, goniąc słońce zni- żające się powoli na niebie. Zachód słońca w Tokio. Przez chwilę unosiła się nad drapaczami chmur ze szkła i metalu w dzielnicy Shinjuko, położonej w zachodniej części miasta. Bardzo lubiła te okoli- ce, zwłaszcza masywne wieże czterdziestoośmiopiętrowego 43 budynku rządu. W dzień pracowało tu trzynaście tysięcy miejskich urzędników, ale w nocy cały obiekt należał do dzieci. - Sprawdź, gdzie są gangi - powiedział Eryk. - Ostat- nio ich tu nie widziałem. Kilka rywalizujących grup dzieci obserwowało się na- wzajem z dachów wieżowców. Każdy gang ubierał się ina- czej, tak żeby nie było wątpliwości, kto z kim trzyma. - Widzisz strefy zakazane? - Eryk wskazał na szpary pomiędzy budynkami, niewidoczne miejsca, gdzie nie la- tały żadne dzieci. Wokół kręciło się kilkoro dorosłych, a at- mosfera powoli gęstniała. Jakiś samotny mały chłopiec przeciął kilka takich stref. Dzieciaki z gangów śmiały się, szydząc z jego chybotliwego lotu. Eryk uniósł palec i wymierzył nim w członków gan- gu, jak gdyby to był dymiący pistolet. - Pif paf- syknął. - Mam dać tym dzieciakom lekcję dobrych manier? Na przykład zwalić je z nieba? - Kusi cię? - Rachel patrzyła, jak brat z rezygnacją opuszcza palec. - Bez przerwy. Ajuż szczególnie, kiedy widzę takie typy. Eryk miał szczególny dar rozwiązywania rzuconych zaklęć. Ta umiejętność zadziwiała nawet przywódcę czaro- dziejów Larpskendyę. Jeszcze nigdy, na żadnym świecie nie spotkał się z podobnym talentem. Po Przebudzeniu Larpskendya sądził, że dar ten pojawi się i u innych dzieci. Ale tak się nie stało. Eryk był wyjątkowy. Rachel wiedziała, że jej brat marzy o trenowaniu anty- magii, ale nie dano mu na to szans. Kiedy tylko niszczył 44 zaklęcie jakiegoś dziecka, niszczył je raz na zawsze. To dziec- ko nigdy nie mogło go potem użyć. A zaklęcia miały nie- ocenioną wartość, nawet te najprostsze. Nikt dobrowol- nie nie zgodziłby się, żeby mu którekolwiek odebrano. - Nie szkodzi - powiedział Eryk. - I tak robię postę- py. Nawet nie ćwicząc, jestem coraz lepszy - dodał pół- głosem. - Lepszy w czym? - Umiem wykrywać zaklęcia na odległość. Nawet sła- be zaklęcia docierające z bardzo daleka. - Jak daleka? - Wiesz, gdzie są teraz prapsięta? Magiczny zapach prapsiąt bardzo trudno było śledzić, bo poruszały się niezwykle szybko. Po dłuższej chwili za- klęcia informacyjne Rachel wytropiłyje ponad półtora ty- siąca kilometrów na północny zachód od Tokio. - Są nad pustynią Gobi - powiedziała. - Lecą na po- łudnie. -Jak blisko siebie lecą? - Nie mam pojęcia! Z tej odległości ledwo je znala- złam - odparła Rachel, patrząc na brata ze zdziwieniem. - Nie? - Eryk uniósł brwi. - W takim razie ci po- wiem. Trzymają się bardzo blisko siebie, dzieli je najwyżej trzydzieści centymetrów. Lecąjak wróble, jedno odrobinę wyżej niż drugie. Chyba jest im zimno, bo zwolniły aż o sześć procent. A są - dodał żywo -jakieś cztery kilome- try nad ziemią. Bardzo to lubią. Chyba przypominają so- bie w ten sposób wszystkie te wieki, które spędziły na nie- bach Ithrei. Rachel patrzyła na niego zaszokowana. 45 - Od kiedy potrafisz wykrywać takie szczegóły? Nic mi o tym nie mówiłeś! - Uczyłem się stopniowo. - Eryk wzruszył ramionami. - Musimy natychmiast poinformować Larpskendyę. -Jasne. Musimy. - Przecież nie możesz zachować czegoś tak ważnego w tajemnicy. Sam dobrze o tym wiesz. Jeśli... - Dobra, dobra. Daj spokój. Chciałem powiedzieć Larpskendyi jutro, kiedy zabierze nas do Yemiego. A skoro mowa o Yemim - właśnie lecą do nas jego rusałki. Niebo nad Tokio przykrył ogromny cień. Miliony żół- tych motyli właśnie mijały miasto