To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Kahlan oparła dłoń na poręczy, pokonując schody równym tempem, szybko jednak schowała rękę pod pelerynę, bowiem ziąb bijący od klonowego drewna aż szczypał w palce. - Umrzesz, jeżeli zjesz to mięso. Zatruli je, tak by zmarł każdy z rodaków pomordowanych, który tu powróci i posili się. Na pierwszym piętrze nie znaleźli ciał. Służyło jako główna kwatera. Na podłodze sali balowej walały się puste baryłki po winie i rumie. Wysłaną dywanami posadzkę pokrywały resztki pożywienia, kubki i dzbany, porozbijane półmiski, popiół z fajek, zakrwawione bandaże, zatłuszczone szmaty, połamane lub pogięte miecze, włócznie i maczugi. Dokoła leżały strużyny wyrzeźbionej w orzechowym drewnie nogi od stołu, którą ktoś strugał tak długo, aż został z niej pieniek, misy wypełnione zamarzniętą wodą, brudne obrusy i serwety, podarte na pasy prześcieradła, ubrudzone pikowane kapy z łóżek. Wszędzie - nawet na blatach - widniały ślady brudnych butów. Łukowate, powywijane zadrapania świadczyły, że żołnierze tańczyli na stołach. Chandalen przeszedł pobojowisko, oglądając resztki. - Byli tu dwa, może trzy dni temu. Kahlan skinęła potakująco głową, rozglądając się wokół. - Na to wygląda. Łowca przetoczył stopą baryłkę na wino, sprawdził, czy jest pusta. Była. - Zastanawiam się, po co tak długo zostali? Żeby pić i tańczyć? Dziewczyna westchnęła. - Nie wiem. Może odpoczywali i opatrywali swoich rannych. A może urządzili pijatykę, by uczcić zwycięstwo nad tymi ludźmi. Chandalen spojrzał na nią ostro. - - Zabijania się nie świętuje. - - Oni świętują. Kahlan, choć niechętnie, weszła w końcu na najwyższe piętro. Nie miała ochoty tam zaglądać. Tu się mieściły sypialnie. Najpierw obejrzeli zachodnie skrzydło: męskie pokoje. Musieli tu sypiać napastnicy. Tak liczne siły z pewnością miały wielu oficerów. To pewno oni mieszkali w tych wspaniałych komnatach. Ich podkomendni korzystali z zajazdów i pośledniejszych domów. Kahlan głęboko wciągnęła powietrze, zacisnęła zęby i przecięła główny hol, oddzielony balustradą od paradnych schodów. Przyszła kolej na wschodnie skrzydło. Idący tuż za nią Chandalen chciał otwierać wrota i jako pierwszy sprawdzać komnaty, lecz nie pozwoliła mu na to. Potrzymała chwilę dłoń na klamce i otworzyła pierwsze drzwi. Stała jakiś czas, patrząc na to, co za nimi było. Potem pchnęła następne, a później kolejne. W każdym pomieszczeniu ktoś był. W każdej sypialni leżała kobieta, naga kobieta. Stan dywanów wskazywał na to, że panował tu ciągły ruch. Stosiki strużyn świadczyły, iż czekający na swoją kolejkę mężczyźni siekali, co tylko wpadło im w ręce. - Teraz wiemy, dlaczego spędzili tutaj kilka dni - odezwała się Kahlan, nie patrząc Chandalenowi w oczy. Łowca milczał. Zmusiła się, by wyszeptać: - Żeby to uczynić. Owe dni były bez wątpienia najdłuższymi w życiu tych kobiet. Kahlan modliła się, aby duchy biedaczek zaznały teraz spokoju. W końcu dotarła do ostatnich drzwi, drzwi komnaty zamieszkanej przez najmłodsze. Otworzyła je powoli i stanęła, patrząc. Chandalen spoglądał ponad jej ramieniem. Dziewczyna wstrzymała oddech, odwróciła się i położyła dłoń na piersi łowcy. - Zaczekaj tu, Chandalenie, proszę. Kiwnął głową, zawzięcie wpatrzony we własne buty. Kahlan zamknęła za sobą wrota, oparła się o nie plecami i postała tak chwilę. Następnie osłoniła usta dłonią, wyminęła przewróconą, rozbitą szafę i pomiędzy dwoma rzędami łóżek ruszyła przez lodowatą komnatę. Cenne zwierciadełka, szczotki, grzebienie i spinki, niegdyś tak troskliwie poukładane na stojących między łóżkami stolikach, leżały teraz na podłodze. Błękitne kotary z mory chwiały się lekko w lodowatym powietrzu wpadającym przez pozbawione szyb okna. Damy dworu królowej. Czternasto-, piętnasto-, szesnastoletnie, kilka niewiele starszych. To nie były anonimowe zwłoki: Kahlan znała wiele z tych młodych kobiet. Królowa zabierała je ze sobą, kiedy udawała się do Aydindril, żeby stanąć przed radą. Kahlan nie mogła ich nie zauważyć - tak były pełne życia i energii, tak podekscytowane pobytem w Aydindril. Ich młodzieńczy entuzjazm i podziw dla wspaniałości miasta sprawił, że na nowo ujrzała swoje otoczenie. Sama chętnie oprowadziłaby je po metropolii, lecz nie uczyniła tego, bo towarzystwo Matki Spowiedniczki na pewno by je wystraszyło. Podziwiała dziewczęta z daleka i zazdrościła im możliwości wyboru. Kahlan - sztywno wyprostowana, z dumnie uniesioną głową i zaciśniętymi zębami - przystawała przy niektórych łóżkach i spoglądała na znajome twarze. Juliana -jedna z najmłodszych, zawsze pewna siebie i stanowcza. Wiedziała, czego chce, i śmiało po to sięgała. Nieustannie durzyła się w młodych, noszących mundur mężczyznach. Raz nawet stało się to przyczyną nieporozumień z jej opiekunką, panią Neldą. Kahlan wstawiła się za nią potajemnie, informując Neldę, że pomimo umizgów Juliany członkowie Gwardii Obywatelskiej Aydindril to ludzie o nieposzlakowanym honorze, którzy przenigdy nie tkną dworki królowej. Teraz miała przywiązane do wezgłowia i otarte do krwi nadgarstki. Pewnie uwiązano ją zaraz na początku kaźni