To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Harmon sięgnął po czaszkę o dziwnym kształcie, ale rozsypała mu się w ręku. — Zostawili je tutaj, żeby umarły z pragnienia i głodu! — powiedział przez zaciśnięte zęby. — Oprawcy byli gorsi od Ludzi Pokoju! — I oni pewnie zwyciężyli — zauważył Cully. — Zimno mi się robi, kiedy o tym pomyślę. Wszyscy trzej wzdrygnęli się na dźwięk okrzyku, a Dard wymierzył strzelbę w stronę wejścia do stodoły. A jeśli „oni” wrócili? Po chwili się zreflektował. Do tej tragedii doszło dawno temu i jej sprawcy nie żyli od wielu lat. Ale jeśli zostawili podobnych do siebie potomków? Do budynku wszedł Kimber. — Co tu robicie? — zapytał. — Obserwowaliśmy was z sani. O, do licha… a co to jest? — Ostrzeżenie, które zostawili okrutni ludzie — stwierdził Dard. — Był atak na farmę i napastnicy zamknęli te zwierzęta tutaj, by zdechły z głodu. Kimber w zamyśleniu przeszedł wzdłuż rzędu kości. — Zdarzyło się to przed wielu laty. — Dard odniósł wrażenie, że pilot powiedział to, by rozproszyć własne wątpliwości. — Tak — potwierdził Harmon. — Bardzo dawno temu. I od tamtej pory oprawcy się nie pojawili. Sądzę, że możemy się tutaj sprowadzić i przejąć gospodarstwo. To była kiedyś żyzna ziemia i nie ma powodu, by dalej zarastała chwastami. ROZDZIAŁ 5 SPUSTOSZENIA WOJENNE Przez następne pięć dni mieli ręce pełne roboty. Dokładne badania wnętrza kotliny, prowadzone pieszo i z powietrza, nie ujawniły innych śladów dawnej cywilizacji. I Terrariie postanowili nie zasiedlać farmy. Z budynkami kojarzyły się stare obawy i nieszczęścia, więc nie tylko Dard czuł się nieswojo w ich ścianach. Trzy złote jabłka należały do najcenniejszych ze znalezionych tutaj skarbów. Gdy chomiki zjadły ze smakiem jedno, zachęceni tym Terranie, wraz z futrzastymi i skrzydlatymi mieszkańcami kotliny rzucili się na następne, ponieważ smak jabłek dorównywał ich wyglądowi i zapachowi, chociaż ludzie nie mogli się nimi upić. Miejscowe zboże również okazało się przydatne i Harmori wyprowadził ze statku jedną z przywiezionych z Terry jałówek, którą pasł na zarośniętych polach, gdzie zwierzę przybierało na wadze. Chomik nie chciał jednak tknąć jasnozielonych jagód ze szkarłatnym odcieniem, Terranie zatem musieli ich unikać, chociaż skoczki i ptaki objadały się nimi bez przerwy. Obóz rozbili w kotlinie otoczonej przez skaliste urwiska. Następnego dnia znaleźli jaskinię, która prowadziła zakosami do wewnętrznego systemu galerii: przez jedną z nich wił się strumień. Przyzwyczajeni do takich pomieszczeń po latach pobytu w Szczelinie, chętnie zamieszkali w pieczarze. Obudzono następną grupę pasażerów statku, którzy zajęli się montowaniem maszyn i przekształcaniem jaskini w nowe, dobrze zamaskowane pomieszczenie. Wciąż bowiem pamiętali o zagrożeniu, jaki wywołały w nich ruiny farmy. Ze statku wyniesiono trzy martwe ciała w tych samych skrzyniach, w których odbyły podróż, aby je pochować wraz z Lui Skortem. Ale Kordov wciąż się upierał, że Terranom dopisuje szczęście. Obecnie pracowało piętnastu mężczyzn i dziesięć kobiet, które pomagały im zbierać z pola zboże i przygotować do zamieszkania jaskinię. — A niech go cholera! — zaklął Kimber odrywając się od silnika sań. — Co się stało? — zapytał Dard. Po chwili zobaczył, co tak zirytowało pilota. W stronę wysokich traw uciekał skoczek, trzymając w przednich łapach jakiś błyszczący przedmiot. Znów coś zwędził! Dard rzucił się w pogoń i złapał rozpaczliwie wierzgające zwierzątko, którego przeraźliwy pisk zakłócił spokój warsztatu pod gołym niebem. Chłopiec uwolnił jeńca, który najpierw ugryzł go w rękę, a potem wypuścił skradzioną śrubę. Teraz skoczek z pustymi łapami wycofywał się w zarośla, wywrzaskując mało pochlebne komentarze na temat Darda i jego przodków. — Lepiej opatrzyć tę ranę — powiedział Kimber. podnosząc z ziemi odzyskaną śrubę. — Nie mam pojęcia, co zrobić z tymi zwierzakami. Trzeba je cały czas obserwować, bo wszystko wynoszą. Banda złodziei! Dard spojrzał na zranioną rękę. — Chciałbym znaleźć jamę czy gniazdo, do którego zanoszą swoje łupy. To musi być prawdziwy skład osobliwości. — Jeśli ktokolwiek może je podejść, to tylko ty — powiedział Cully, który demontował cylinder. — Zauważyłeś, Sim. jak ten chłopak porusza się w terenie? Idę o zakład, że przejdzie bezszelestnie przez pole z żytem i nie zostawi za sobą śladu. Jak się nauczyłeś tej pożytecznej sztuki? — Jako wyjęty spod prawa musiałem się tego nauczyć — odparł Dard. — Wiecie, skoczki są strasznymi szkodnikami, ale podziwiam je mimo wszystko. Kimber parsknął z pogardą. — Dlaczego? Dlatego, że jak sobie coś upatrzą, to potrafią to zwędzić? Mają przed sobą tylko jeden cel, prawda? A ja bym wolał, żeby były bardziej bojaźliwe. Żeby bardziej przypominały kaczkopsy, które nas obserwują, ale się nie zbliżają. Biegnij, chłopcze, niech ci zaraz opatrzą ten palec. Dard odszukał Carlee Skort, która we niszy w ścianie drugiej pieczary urządzała małe ambulatorium. Carlee wyjałowiła mu ranę i zakleiła plastrem. — Skoczki! — Potrząsnęła głową. — Już nie wiem, jak je przegonić. Wczoraj ukradły Trudzie nóż do obierania kartofli i trzy szpulki nici. Dard mógł zrozumieć jej irytację. Zginęły niby drobiazgi, ale były to przedmioty nie do zastąpienia. — Na szczęście boją się wchodzić do jaskini. Jak do tej pory. żadnego w środku nie złapaliśmy. Ale to najbardziej uparci i zręczni złodzieje, jakich widziałam. Dard, po opatrunku wstąp do kuchni i weź obiad dla pracujących ludzi. Trude powinna już do tej pory przygotować porcje