To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Jeśli się rozmnażają, nowe życie jest tak wątłe, że samo zamiera. Świat tworzy swe dzieło ponad ich głowami, a oni nie dbają o to i nie są zdolni w tym dziele uczestniczyć. Co więcej, świat ich nie potrzebuje. Jest mrowie innych — daleko przydatniejszych, którzy kurczowo trzymają się stromej pochyłości i walczą do upadłego, byle nie zsunąć się niżej. Krótko mówiąc, londyńska Otchłań to jedno wielkie miejsce straceń. Rok po roku, dekada lat po dekadzie wieś angielska przenika do niej falą krzepkiego, silnego życia, które nie tylko się nie odnawia, ale ginie w trzecim pokoleniu. Kompetentne źródła stwierdzają, że robotnik londyński, którego rodzice i dziadkowie urodzili się w Londynie, jest niezwykłym i rzadko spotykanym okazem. Pan A. C. Pigou oświadczył, że ubodzy starcy i ci mieszkańcy, którzy „żyją w nędzy wyjątkowej", stanowią siedem i pół procent ludności Londynu. Innymi słowy, 450 tysięcy tych nieszczęsnych istot znajduje nędzną śmierć na samym dnie otchłani społecznej zwanej Londynem. Umierały w zeszłym roku i wczoraj, konają dziś, w tej chwili. Aby zobrazować warunki ich zgonu, podam przykład z dzisiejszej porannej gazety. NIECHLUJSTWO PRZYCZYNĄ ŚMIERCI. Wczoraj dr Wynn Westcott zakończył śledztwo w sprawie śmierci 77-letniej Elżbiety Crews, zamieszkałej pod numerem 32 na East Street, Holborn, i zmarłej w ubiegłą środę. Alicja Mathieson stwierdziła, że jest gospodynią domu, w którym mieszkała nieboszczka, Świadek po raz ostatni widziała ją przy życiu w ubiegły poniedziałek. Crews mieszkała zupełnie sama. Pan Francis Birch, kierownik pomocy społecznej dzielnicy Holborn, oświadczył, że zmarła zajmowała pokój, o którym mowa, od trzydziestu pięciu lat. Gdy pierwszego dnia bieżącego miesiąca wezwano, świadka, zastał on staruszkę w okropnym stanie, a po przewiezieniu jej do szpitala zaszła konieczność zdezynfekowania zarówno woźnicy, jak i ambulansu. Dr Chase Fennel stwierdził, że śmierć nastąpiła w wyniku zakażenia krwi na skutek odleżyn, których powodem było osobiste niechlujstwo zmarłej i brud w mieszkaniu; sąd wydał orzeczenie takiej samej treści. W tym drobnym skądinąd fakcie najbardziej zdumiewa pogodna beztroska, z jaką urzędnicy odnieśli się do niego i wydali wyrok, Stwierdzenie, że przyczyną zgonu siedemdziesięciosiedmioletniej staruszki jest jej własne niechlujstwo, to pogląd bardzo optymistyczny. Sama sobie winna, więc społeczeństwo uwalnia się od odpowiedzialności i wraca z ulgą do własnych spraw. O tych, którzy „żyją w nędzy wyjątkowej", pan Pigou powiedział: „Z braku sił fizycznych, inteligencji, wytrzymałości lub też wszystkich trzech czynników, są robotnikami niewydajnymi w pracy i opieszałymi, w wyniku czego nie potrafią zarobić na własne utrzymanie... Ich rozwój umysłowy bywa często zahamowany do tego stopnia, że nie umieją odróżnić prawej ręki od lewej ani zapamiętać numeru domu, w którym mieszkają. Są słabi i pozbawieni żywotności, mają uczucia spaczone i niemal zupełnie nie znają życia rodzinnego". Czterysta pięćdziesiąt tysięcy ludzi to nie bagatela. Młody palacz okrętowy był tylko jeden, a przecież jego mała opowieść zabrała sporo czasu. Nie chciałbym ich słyszeć, gdy zaczną mówić wszyscy na raz. Ciekaw jestem, czy Bóg ich słyszy? ROZDZIAŁ V LUDZIE NA KRAWĘDZI Wierzcie m nie ma nic bardziej przerażającego, bardziej poniżającego, niż to beznadziejne, okropne życie, które widziałem tam, w East endzie Huxley Moje pierwsze wrażenia z East Endu były, oczywiście, ogólnikowe. Później zaczęły zarysowywać się szczegóły i z chaosu nieszczęścia wyłaniały się tu i tam małe wysepki, na których gościła radość — czasem bywały to całe rzędy domów na bocznych wąskich uliczkach, gdzie mieszkają rzemieślnicy i gdzie można znaleźć jeszcze prymitywną formę życia rodzinnego. Wieczorami widuje się tam mężczyzn siedzących na progach domów z fajkami w ustach i z dziećmi na kolanach. Wokół plotkują ich żony, słychać śmiech i żartobliwe rozmowy. Zadowolenie tych ludzi aż bije w oczy, bo — w porównaniu z otaczającą nędzą — wiedzie im się całkiem niezgorzej. Ale w najlepszym przypadku jest to tępa, zwierzęca radość, zadowolenie pełnego brzucha. Są to ludzie do gruntu zmaterializowani, głupi, ociężali, bez wyobraźni. Można by sądzić, że Otchłań wydziela ogłupiającą atmosferę otępienia, która zatruwa i niszczy jej mieszkańców. Religia nie ma do nich dostępu. Świat niewidzialny nie napawa ich ani lękiem, ani uniesieniem. Nie zdają sobie sprawy z jego istnienia; pełny brzuch, wieczorna fajka i kufel „pół na pół" to szczyt ich marzeń i dążeń