To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Z mojego gabinetu wyślizgnął się jak zawsze zadowolony z siebie i zarośnięty stary Tu-Tut. Podszedł do celi Delacroix i wmaszerował przez otwarte drzwi do środka. - Siadam - oznajmił. - Siadam na pryczy, siadam na pryczy, siadam na pryczy. To jest prawdziwy cyrk, pomyślałem, zamykając na chwilę oczy. Tutaj właśnie odbywa się prawdziwe cyrkowe przedstawienie, a my wszyscy jesteśmy stadem tresowanych myszy. A potem wyrzuciłem tę myśl z głowy i zaczęliśmy próbę. 8 Pierwsza próba poszła dobrze, podobnie jak druga. Percy sprawił się lepiej, niż wyobrażałem sobie w najśmielszych marzeniach. Nie znaczyło to oczywiście, że nie czekają nas żadne problemy, kiedy Delacroix naprawdę przejdzie Zieloną Milę, ale był to duży krok we właściwym kierunku. Przemknęła mi myśl, że próby się udały, ponieważ Percy robił wreszcie coś, na czym mu naprawdę zależało. Poczułem w tym momencie przypływ pogardy, lecz potem mi przeszło. Jakie to w końcu miało znaczenie? Percy włoży Francuzowi czapeczkę i usmaży go, a potem obu będziemy mieli z głowy. Jeśli to nie było najlepsze rozwiązanie, w takim razie sam nie wiem, jak je sobie wyobrażałem. Delacroix czekał ten sam los, powiedział Moores, bez względu na to, kto go obsłuży. Tak czy owak, Percy wypadł dobrze w swojej nowej roli i zdawał sobie z tego sprawę. Wszyscy zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Co do mnie, tak mnie to ucieszyło, że przynajmniej w tamtym momencie przestałem żywić do niego niemiłe uczucia. Wyglądało na to, że wszystko pójdzie jak po maśle. Dodatkowo podniósł mnie na duchu fakt, że Percy naprawdę słuchał, gdy proponowaliśmy mu pewne rzeczy, dzięki którym mógł jeszcze lepiej wywiązać się ze swoich obowiązków, a w każdym razie wyeliminować możliwość kompromitacji. Jeśli chcecie znać prawdę, wpadliśmy z tego powodu w autentyczny entuzjazm - nawet Dean, który normalnie trzymał się jak najdalej od Percy'ego... zarówno dosłownie, jak i w sensie duchowym. Nie ma w tym chyba nic dziwnego - ludziom pochlebia na ogół, kiedy jakiś młokos zwraca uwagę na ich sugestie, i w tym względzie nie różniliśmy się od innych. W rezultacie żaden z nas, łącznie ze mną, nie zauważył, że Dziki Bill Wharton nie gapi się już w sufit. Przyglądał się nam, kiedy staliśmy przy biurku, dając dobre rady Percy'emu. Dając mu dobre rady! Podczas gdy on udawał, że ich pilnie słucha! Zabawne, gdy weźmie się pod uwagę, czym to się skończyło! Odgłos obracającego się w drzwiach klucza położył kres temu krótkiemu krytycznemu podsumowaniu. Dean posłał Percy'emu ostrzegawcze spojrzenie. - Ani słowa o tym, co się tu działo - powiedział. - Nie chcemy, żeby czegoś się domyślił. To nie jest dla nich dobre. Denerwuje ich. Percy pokiwał głową i przyłożył palec do ust w geście, który miał być komiczny, lecz wcale taki nie był. Drzwi na spacerniak otworzyły się i na blok wmaszerował Delacroix. Eskortujący go Brutal trzymał w ręku pudełko marki Corona niczym asystent prestidigitatora, wynoszący ze sceny rekwizyty po skończonym występie. Pan Dzwoneczek przycupnął na ramieniu Francuza. A sam Delacroix? Powiem wam: Lillie Langtry nie byłaby bardziej uradowana, gdyby pozwolono jej wystąpić w Białym Domu. - Pokochali Pana Dzwoneczka! - ogłosił. - Śmiali się, wiwatowali i bili brawo! - To znakomicie - stwierdził Percy pobłażliwym, protekcjonalnym tonem, który zupełnie do niego nie pasował. - A teraz zmykaj do celi, staruszku. Delacroix posłał mu komiczne w swej nieufności spojrzenie i nagle zobaczyliśmy z powrotem starego Percy'ego. Wyszczerzył groźnie zęby i wyciągnął rękę, udając, że chce złapać Delacroix. Był to oczywiście żart, Percy tryskał humorem i nie miał zamiaru robić nikomu krzywdy, jednak Delacroix wcale o tym nie wiedział. Odskoczył przestraszony do tyłu, potknął się o nogę Brutala i przewrócił jak długi, waląc głową o zielone linoleum. Pan Dzwoneczek skoczył na bok, żeby uniknąć zgniecenia, i popiskując głośno, pognał Zieloną Milą do celi Francuza. Delacroix podniósł się, spojrzał z nienawiścią na chichoczącego Percy'ego i pośpieszył za swoją myszą, wołając ją i masując tył głowy. Brutal, który nie miał pojęcia, że Percy tak dobrze spisał się podczas próby, spojrzał na niego pogardliwie, wyjął klucze i ruszył za Delem. Kolejne zdarzenia wynikały moim zdaniem z tego, że Percy chciał przeprosić za swój wybryk - wiem, że trudno w to uwierzyć, ale tego dnia był naprawdę w wyśmienitym humorze. Jeśli mam rację, potwierdza to tylko prawdziwość zasłyszanego przeze mnie niegdyś starego cynicznego powiedzonka, które głosiło, że żaden dobry uczynek nie pozostaje bez kary. Pamiętacie, jak zauważyłem, że ścigając mysz uciekającą do izolatki, jeszcze przed przyjazdem Delacroix, Percy przebiegł zbyt blisko celi Prezesa? Groziło to poważnymi konsekwencjami i dlatego właśnie Zielona Mila była taka szeroka; kiedy człowiek szedł samym środkiem, nikt nie mógł go dosięgnąć zza krat. Prezes nie zrobił oczywiście Percy'emu nic złego, pamiętam jednak, jak pomyślałem, że Arlen Bitterbuck mógłby spróbować. Po prostu żeby dać mu nauczkę. Prezesa i Wodza nie było już wśród nas, ich miejsce zajął jednak Dziki Bill Wharton