To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
To wystarczyło. Złożyli pistolety, nie zdradzając nawet specjanych emocji. Na twarzy zaś generała można było zauważyć wyraz zadowo- lenia. Nie ulegało wątpliwości, że byłby od swego zwierzchnika dostał szkołę za to, że poprzednio dał się przeze mnie zapędzić w kozi róg, ale nagle taki sam zaszczyt spotyka tego przełożonego. Musiało mu więc to sprawić siłą rzeczy nie lada satysfakcję. - Odłożyć szable! - rozkazał oficerom yerbatero, co też bez wahania uczynili. 352 A ja zwróciłem się do majora: _ precz stąd, tam do kąta! Słowa te obudziły go z osłupienia i rad nierad podążył na wskazane miejsce. Na mój znak Larsen puścił Jordana, ale został tuż za jego plecami. Generalissimo opadł bezwładnie na krzesło i westchnął: - Cascarasi A wy co na to? - dodał zwracając się do oficerów. Ci zaś stali bezradni, z opuszczonymi głowami, nie znajdując żadnej odpowiedzi. Uważałem za stosowne wyręczyć ich w tym i rzekłem: - A czemu to pan nie pomógł sam sobie? Generalissimo powinien zawsze wiedzieć, co mu należy czynić w każdej sytuacji. Zresztą przekonałeś się pan naocznie, że nie jest rzeczą łatwą rozporządzać życiem i mieniem bliźnich, zwłaszcza, jeżeli to nie są jakieś łotry czy awanturnicy, zazwyczaj tchórze, lecz ludzie uczciwi, no i odważni. - Wszystko to dobrze, senior, ale weź pod uwagę, że tu, wokoło nas, są tysiące moich żołnierzy. - Cóż, kiedy my się ich wcale nie boimy i niewiele nas obchodzi ich obecność tutaj. Jestem pewny, że żaden z nich na wasze wezwanie nawet palcem nie kiwnie, wiedząc z góry, iż wódz naczelny przypłacił- by to życiem. - Jak to? Ja? - zapytał, patrząc na mnie z wyrazem nieopisanego zdumienia. - Jest nas tu dziesięciu - rzekłem, - a was jest tylko sześciu, wobec czego możemy bez trudności obezwładnić was wszystkich i powiązać. - Po co? W jakim celu? - Aby wyprowadzić was stąd, spośród tych tysięcy żołnierzy, w miejsce dla nas bezpieczniejsze. Nikt nie poważy się nawet ręki na nas podnieść, bo w tej chwili odebralibyśmy życie wszystkim jeńcom, a przede wszystkim panu. Jestem zdecydowany uczynić to w każdej chwili, jeżeli tylko zechcesz mnie zmusić do złożenia dowodu, że podobne przedsięwzięcie udać się musi. Miałem już do czynienia z 353 ludźmi nie takimi, jak pan. Walczyłem z różnego rodzaju łotrami: handlarzami niewolników, Indianami i to najczęściej sam jeden prze- ciw wielu. Mam więc dosyć doświadczenia w tym względzie, i ilość wrogów wcale mnie nie przeraża. Zobaczy pan zresztą, jak was wszy- stkich stąd wyprowadzę i odstawię nad rzekę. Będziecie błagali o łaskę, bo zawiśnie nad waszymi głowami groźba wielkiej przegranej, no i dostania się do niewoli, a następnie na szafot. Tak się przedstawia wasza sprawa w tej chwili, tylko dzięki waszej głupocie. A przecież przyszedłem do was, jako przyjaciel, przynosząc istotną pomoc. Pięk- nie odwdzięczyliście się nam za życzliwość, potraktowaliście nas nie- godnie, odebraliście mienie, a wreszcie zagroziliście śmiercią. Ko- niec! Już nie dam sięwam wodzić za nos, nie pozwolę sobą pomiatać. Słowa te wywarły na Jordanie wielkie wrażenie. - Czego pan właściwie od nas chce? - spytał niepewnym głosem. - Uczciwego postępowania z nami! Niczego więcej! Chcę być wolny i to natychmiast! - Miałem zamiar wysiać pana rano do Buenos Aires razem z moim pełnomocnikiem. - Bardzo pięknie, ale to jeszcze nie daje powodu do traktowania mnie dzisiaj, jak więźnia. Któż ma być tym pełnomocnikiem? - Major Cadera. - Ależ to śmieszne! - Wybrałem go dlatego, że po pierwsze nie jest znany w Buenos Aires, a po wtóre, mogę na nim w zupełności polegać. - W gruncie rzeczy jest mi to zupełnie obojętne, on, czy ktoś inny. Żądam tylko, aby się obchodzono ze mną z szacunkiem tak, jak na to zasługuję. - Dobrze więc. Będziesz pan moim gościem. Zadowala to pana? - Tak. Jeżeli oczywiście dotyczy to również moich towarzyszy. - Rozumie się. Jutro rano odjedziecie z majorem Cadera, które- mu dodam tylu ludzi, ilu sami liczycie. - A to po co? 354 _- Nie mogę go przecież wysłać bez odpowiedniego zabezpiecze- nia. - Jak pan uważa. Ja jednak jestem zdania, że ta właśnie asysta może wzbudzić podejrzenie u waszych wrogów. Moi towarzysze zre- sztą nie wszyscy ze mną pojadą. Estancjero z synem uda się prosto do swego domu, zostaną ze mną jedynie tylko brat Hilańo,yerbaterzy, no i kapitan ze sternikiem. A w jaki sposób odbędziemy tę podróż? - Na tratwie. Na parowcu nie możecie się pokazywać, bo wzbu- dziłoby to podejrzenie. - Zgadzam się. A więc major podpisze kontrakt w pańskim zastępstwie? - Tak, senior. - Co do mnie, to mógłbym się tym zadowolić, ale Tupido zażąda z pewnością pisemnego pełnomocnictwa. - Zaopatrzę go w ten dokument. - Bardzo ładnie. A co się tyczy naszej własności? Jordan z całą pewnością miał zamiar zatrzymać sobie część naszych rzeczy i pieniędzy. Ale wobec tego, co zaszło, odeszła go chęć ku temu. Teraz na moje słowa spojrzał pytającym wzrokiem na generała, a widząc, że ten twierdząco skinął głową, rzekł do mnie: - Otrzymacie z powrotem wszystko, oprócz sumy, którą odebra- liście majorowi. - Tej nie dam sobie odliczyć, gdyż major wypłacił ją pogorzelcom, jako odszkodowanie za swoje wybryki względem nich