To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

.. Lecz matka nie widzi nic. Widzi chłopca nadąsanego, pretensjonalnego, zbuntowanego, dziecinnego, chorobliwie drażliwego, rozprawiającego górnolotnie, z fanfaronadą, który lubi czasem mówić na tematy śliskie, a kiedy indziej płoszy się byle śmielszym słowem. Drażni ją zwłaszcza jego szyderczy śmiech. Nie domyśla się gorzkiego sensu tego śmiechu, a tym mniej wyzwania, które rzuca złemu losowi. Chłopiec boleśnie odczuwa doznawaną niesprawiedliwość: nie ma (czy też sądzi, że nie ma) siły, urody, uzdolnień, wartości; pogłębia swoje przygnębienie dodając do swych prawdziwych klęsk inne, zmyślone; sprzymierza się z wszystkimi pozorami mogącymi go upokorzyć... Dwie młode robotnice śmiejąc się przechodzą koło niego – a on już myśli, że to z niego się śmieją. Nie przychodzi mu na myśl, że śmieją się, żeby go przywabić i że wcale nie wydaje im się brzydka jego rumieniąca się twarzyczka zalęknionej dziewczynki... W spojrzeniach profesorów dopatruje się wzgardliwego politowania dla swej przeciętności. Wydaje mu się, że silniejsi od niego koledzy gardzą jego słabością i demaskują jego tchórzostwo. Będąc nadmiernie nerwowy miewa momenty małoduszności, a że jest szczery, przyznaje się do nich i uważa się za zhańbionego; aby się, ukarać, zmusza się potajemnie do niebezpiecznych nieostrożności, od których aż pot występuje mu na czoło, a które mało – tak mało! – rehabilitują go we własnych oczach. Ten mały Nikomedes42 natrząsa się nieraz z siebie samego i swoich porażek. Ale ma żal do świata, który stworzył go takim, jakim jest – a przede wszystkim ma żal do matki. A ona nie rozumie jego wrogiej twarzy... Jakiż z niego egoista! Myśli tylko o sobie... Tylko o sobie myśli?... A cóż by się z nim stało, gdyby o sobie nie myślał? Kto by go bronił, gdyby nie bronił się sam? Trwają tak, samotni i zamknięci w sobie, jedno naprzeciw drugiego. Minął okres tkliwych wynurzeń. Anetka zaczyna powtarzać zwykłą skargę matek: „O ileż bardziej był kochający, gdy był dzieckiem! A on powiada sobie, że matki tylko dla własnej przyjemności kochają swe dzieci. Każdy kocha tylko siebie... Nie, tak nie było, każde z nich chciało kochać to drugie. Ale w niebezpieczeństwie trzeba myśleć o sobie. O drugim. będzie się myśleć potem. Bo jakżeż można by ocalić to drugie, gdyby się wpierw nie ocaliło siebie? I jakżeż można by ocalić siebie będąc obciążonym tym drugim niby kamieniem u szyi? 42 Nikomedes – aluzja do bohatera tragedii Corneille’a pod tymże tytułem. Rozwój charakteru młodego Nikomedesa i jego walka z przeciwnikami są osnową sztuki. Wypowiedzi jego charakteryzuje nuta ironii. *** Odepchnięta przez syna, Anetka stała się równie twarda jak on. Z własnej woli zamknąwszy serce przed miłością, o umyśle tym swobodniejszym, że nie było nic, czym by karmić się mogła jej tkliwość – musiała nasycić czymś swój głód intelektualny i swoją potrzebę działania. Pracowała całymi . dniami, wieczorem czytała, w nocy spała twardym snem. Marek, zawistny, z zazdrością ,i pogardą patrzał na zdrowie tej silnej kobiety i na tę zdolność niedręczenia się, która zdawała się być jej udziałem. Anetka jednak cierpiała odczuwając, brak towarzysza, z którym mogłaby podzielić się swymi myślami. Pustkę zapełniała pracą, tym czynnym zapomnieniem... Cóż, kiedy praca dla pracy jest sama w sobie tak pusta! I te siły nie zużytkowane, które się czuje w sobie – komuż je poświęcić? Poświęcić!... Ta potrzeba poświęcenia! Anetka widziała ją wszędzie wkoło siebie, często godną pożałowania, czasem niedorzeczną! Będąc dobrą obserwatorką całymi dniami nie przestawać zgłębiać sensu twarzy i dusz. Pogrążając się w cudze troski odrywała się od swych własnych. Być może ciekawość brała tu górę nad litością, w okresie kiedy serce jej (jak twierdziła) skamieniało w obliczu cierpień, a zwłaszcza rezygnacji i klęsk. Ileż spośród kobiet jak ona walczących ze społeczeństwem, by wydrzeć mu środki do życia, padało zmiażdżonych nie tyle przez twardą rzeczywistość co przez własną słabość i wyrzeczenie! Wszystkie niemal wyzyskiwane były przez jakąś miłość i nie mogły się obejść bez tego, by je wyzyskiwano. Rzec by można, że to jest jedyną racją, dla której żyją – a która zadaje im śmierć... Jedna poświęca się dla starej matki lub starego ojca-egoisty. Druga dla ordynarnego męża lub innego mężczyzny, który ją zdradza... Inna (ta inna to ja!) dla dziecka, które jej nie kocha, które o niej zapomni, które być może już jutro ją zdradzi... Ach! Co tam! Jeśli i w tym znajdę radość, że będę przez niego zdradzona, oszukana, zapomniana!.... „Jeśli podoba mi się być bitą!” Ach! Wszystko śmiechu warte! Oszukaństwo!... A te inne jeszcze, które ci zazdroszczą, które nie mają nikogo, komu by się mogły poświęcić! Przywiązują się do psa, do kota, do ptaka!... Każda ma swoje bożyszcze. Ale jeśli już za wszelką cenę mieć je trzeba – czyż Pan Bóg nie wart więcej? To przynajmniej jest jakaś klasa!... Ja także mam swojego Boga, mego nieznanego Boga, moją ukrytą prawdę i tę namiętność, która mnie zmusza, bym go szukała... Może to też oszukaństwo. Ale o tym dowiem się dopiero wtedy, gdy już dotrę. A jeśli nawet byłoby to oszukaństwem – to przynajmniej jest ono szczytne i warte trudu... Anetka buntowała się przeciw bezsensowi niektórych poświęceń