To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Na samym spodzie to leżało i patrzcie, jak ta para fajnie pchała! Zaczynała od podkładki, potem leciał klocek, a na końcu nakrętka i na górze waliły w ten drugi klocek, co się tam kiwał na jednej śrubie... - Po cholerę mu był ten klocek na górze? - Tego nikt nie wie. Oni też się dziwili. Wszystkiemu się dziwili, takiej instalacji nie widzieli jeszcze nigdy w życiu. To wcale nie był średniowieczny słup, graf go sam robił... - To już wiadomo z dokumentacji. Gdybyśmy im dali te papiery wcześniej, nie musieliby odkuwać słupa... - Toteż właśnie - powiedział Januszek z satysfakcją.- I ja bym nie wiedział, co tam było. A to drewno nie zmurszało, bo było zaimpregnowane czymś, czego w ogóle na świecie nie ma. Chyba wynalazek grafa. Daj nam Boże taki impregnat, mówili, woda nie bierze, ogień nie bierze... Bardzo dobrze, że nie daliśmy im wcześniej. - Jest dla mnie pociechą, że centralne ogrzewanie jednak działa - westchnęła smętnie Okrętka. - Chociaż nie wiem, jakim sposobem. Z tego, co mówili, nie zrozumiałam ani słowa. - Słowa mówili nawet dosyć ciekawe - zauważył Januszek z uznaniem. - Te akurat zrozumiałam, tylko tych technicznych nie. - Proste - wyjaśnił Zygmunt. - Odłączyli wynalazek grafa od całej reszty i po krzyku. Znaleźli według rysunków ten jego zawór w piwnicy, też zamurowany. Maniak, wszystko zamurowywał... Zrobił tam sobie coś w rodzaju termostatu, przy niższym ciśnieniu nie działało, ale jak cięć lepiej rozhajcował, zaczynało przepuszczać, i przy większej różnicy temperatur. Dlatego w ogóle włączyło się po tym ukradzeniu cegieł, jak w komnacie zrobiła się lodownia... - Coś podobnego...! - wykrzyknęła Tereska. - Popatrzcie, to rzeczywiście duch się zalągł z zimna! Samo nam wyszło! - Trochę ten wynalazek grafa był już rozregulowany - ciągnął Zygmunt. - I raz przepuszczał więcej, a raz mniej, a czasem się całkiem zacinał. Odłączyli to na mur i z głowy. - Że też nikt na to nie wpadł... - Po pierwsze nikt nie miał dokumentacji, którą graf, wedle tego, co tam sam napisał, uratował przed barbarzyńcami. A propos, on to zamurował od strony holu, grubo, na całą cegłę, dlatego pukanie nic nie dawało, myśmy ten skarb wydłubali od tyłu. Wykuwał dziurę trochę nierówno, gdzieniegdzie za mocno i dlatego lustro pękło... Po drugie takich rzeczy przed wojną się nie robiło, w ogóle były nieznane. A po trzecie wszystkich zmylił październik. - Październik...? W jakim sensie? - Jesionek jest obowiązkowy. Zawsze na początku jesieni próbował, czy wszystko w porządku, rozpalał, gasił i żywa dusza tego nie kojarzyła. Z tym, że rozpalał na -dwadzieścia cztery fajerki. Nikt tego nie zauważał, a duch wyłaził, więc tym bardziej im wyszło, że nie instalacja. - A, to stąd ta święta Katarzyna! - ucieszyła się Tereska. - Przed tą swoją rocznicą ślubu też rozpalał jak szatan, żeby do rana mieć z głowy! A, właśnie, byłabym zapomniała.... Już wiem, co to jest ten renesansowy dziedziniec, okazuje się, że został nie zniszczony, tylko napoczęty, graf zamierzał zrobić krużganki, a taras to miała być oszklona galeria. Jesionek o tym wiedział, powiedział mi, że słyszał na własne uszy, jak graf się kiedyś przed kimś żalił, że mu wojna nie pozwoliła skończyć i teraz ma trudności z materiałami budowlanymi. Teraz, to znaczy w czasie wojny. Dlatego słupy robił z kamienia i własnoręcznie... - No wiesz...! - zgorszyła się Okrętka. - Nie mógł tego powiedzieć wcześniej i nie tobie, tylko tym nieszczęsnym fachowcom? - Kiedy nikt go o to nie pytał. Poza tym nic by to nie dało, bo o rurach nie wiedział... - Mnie się ten graf podoba - oznajmił Januszek. - Tyle namotać głupimi rurami, to i ja bym nie potrafił. Ale...! One wcale nie zamarzły, te rury, nie miały kiedy zamarzać, bo Jesionek lepfej przepowiada pogodę niż wszystkie instytuty świata. Zawsze wiedział, kiedy będzie mróz i palił wcześniej i podobno ani razu się nie pomylił. Cała okolica go z tego zna... - Uspokoiłem się - powiedział Zygmunt po chwili milczenia. - Całe szczęście, bo spać bym» nie mógł. Nie wyjechałbym stąd, wyrzuciliby mnie ze studiów. Teraz mi nawet trochę szkoda, że już musimy wracać do domu, ale zdaje się, że już jutro przyjeżdżają ci poszkodowani fachowcy... - Potworna rzecz - powiedziała z ciężkim rozgoryczeniem Okrętka, wracając razem z Tereską ze szkoły. - Człowiekowi się wydaje, że niby nic, jakieś tam byle co, tyle że najwyżej denerwujące, a wychodzi z tego wstrząsająca nadzwyczajność. Wydaje się, że będzie wstrząsająca nadzwyczajność, a wychodzi drętwa chała. Zawsze musi być odwrotnie... - Nie wymagaj za wiele - skarciła ją Tereską. - Dokonaliśmy odkrycia i pławimy się w chwale. Co prawda raczej kameralnie i bez rozgłosu, ale wyrazy uznania od najważniejszej osoby dostałaś. - Tylko listownie! - Zdaje się, że na Wielkanoc dostaniesz osobiście... Okrętka zreflektowała się nagle i z oburzeniem spojrzała na Tereskę. - No, no - powiedziała z urazą - ja ci nie wypominam najważniejszej osoby! - Bo ja nie dostałam wyrazów uznania. Przeciwnie, zo-stafam obtańcowana jak stąd do Ameryki za ten przewiercony słup. Niebezpieczeństwo, lekkomyślność i tak dalej. Na chwilę mnie nie można zostawić samej, bo zaraz głupstwo zrobię. - Z tego wynika, że nie należy cię zostawiać samej... Przez chwilę szły w milczeniu. Tereską stłumiła ciepłą radość, która wypełniła jej serce na wspomnienie tego obtańcowania jak stąd do Ameryki