To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
I to dwukrotnie, jak pan wie. - Właśnie na tym opieram swoje przekonanie, że Klaus tu powróci. - Chciałabym bardzo, aby spełniły się pana przewidywania. Znowu nastąpiło między nami milczenie, które przerwałem pytaniem: - Klaus dobrze mówi po polsku. Czy nie opowiadał, gdzie tak dobrze nauczył się polskiego języka? - Klaus jest Volksdeutschem z łodzi. W czasie wojny pracował w niemieckiej policji kryminalnej na terenie Polski. Nie krył się z tym przed nami, twierdził, że wojnę spędził w sposób, który mu nie przynosi wstydu: ścigał bandytów, złodziei, morderców. - A więc Klaus był detektywem? - ucieszyłem się. - Pani nawet nie wyobraża sobie, jak bardzo ta informacja potwierdza moje domysły. Właśnie takiemu człowiekowi Haubitz mógł powierzyć zadanie odnalezienia pamiętnika, - Zamyśliłem się. W głowie aż roiło mi się od różnego rodzaju hipotez i podejrzeń. Tymczasem ze wzgórza zeszedł milczący pochód. Na przedzie kroczył pan Kuryłło. Minę miał ponurą, głęboka zmarszczka przecinała mu czoło, jego oko łypało wrogością. Zapewne podczas otwarcia drzwi mauzoleum straszliwie zwymyślał chłopców, bo trójka moich przyjaciół czym prędzej umknęła do Wartburga doktora. Fryderyk również stracił swój pogodny nastrój, a Zenobia przypominała rozgniewaną osę. - A pan? Nie raczył pan nawet przyjść mnie uwolnić! - huknął na mnie prezes. Bezceremonialnie usadowił się w wehikule na miejscu zajmowanym dotąd przez Hildę. Niemka usiadła więc na tylnym miejscu, razem z Kasią i Sebastianem. Nie otrzymał ode mnie odpowiedzi, co jeszcze bardziej go rozsierdziło. - Mam już dosyć tej podróży - powiedział z gniewem. - Zrzekam się funkcji prezesa. Jutro wracam do Jasienia i na własną rękę zajmę się poszukiwaniami. Nie tylko że nie okazujecie mi pomocy, lecz jeszcze rzucacie mi kłody pod nogi. - To przecież nie nasza wina, że pan ciągle gdzieś przepada - usiłowałem ułagodzić jego gniew. - Bzdura! - krzyczał na mnie Kuryłło. - Chcecie rozwiązać zagadkę szachownicy, ale do każdego z tych miejsc, gdzie są szachownice, wpadacie jak na piwo. Ja tę sprawę traktuję serio. Muszę każde takie miejsce dokładnie spenetrować. A wy, zamiast czekać na mnie cierpliwie, odstawiacie drabinę albo zamykacie drzwi i odchodzicie w najlepsze. - Należało uprzedzić chłopców, że pan pozostaje w grobowcu jeszcze przez chwilę... - Przeszukiwałem dokładnie wszystkie nisze, a wy tylko w tę i z powrotem wchodziliście i wychodziliście z grobowca. Nawet nie zauważyłem, kiedy zamknęliście drzwi. A powinniście byli obserwować mnie z szacunkiem. I uczyć się. - I co dało przeszukanie nisz? - Nic nie dało. Ale mogło. I dlatego należało to zrobić; Ale mam dosyć współpracy z wami, zrzekam się prezesostwa. Szukajcie dalej sami - srożył się "postrach gastronomii". Wtrąciła się Hilda: - Nie ma powodu do gniewu, skoro mauzoleum nie kryje tajemnicy. Wydaje mi się, że jedynym miejscem, które nadawało się do ukrycia pamiętnika, są ruiny obserwatorium. - Bzdura! - wciąż gniewał się Kuryłło. - Obserwatorium należy wyeliminować z poszukiwań, ponieważ stary Haubitz ukrył tam skarby, które potem usiłował wykraść Platzek. Nie wierzę, aby kładł dwa grzyby w barszcz. Powiadam wam, że drugim dogodnym miejscem na ukrycie "rzeczy najcenniejszej" było mauzoleum. I to przyszło mi natychmiast do głowy, gdy zobaczyłem grobowiec. - Ale przecież skrytki pan nie odkrył. - No to co? Mój tok rozumowania był jednak logiczny. Was zaś nie było stać nawet na logiczne rozumowanie. Ot, co - zakończył dyskusję Kuryłło. A dla mnie było oczywiste, że Kuryłło chciał pozostać sam w grobowcu. Pomyślałem: "Jest nieuczciwy, zawarł z nami spółkę, ale szuka na własną rękę. A ponadto odgrywa jeszcze komedię". ROZDZIAŁ JEDENASTY W MORYNIU * LEGENDA O WIELKIM RAKU * CO BĘDZIE JADł SEBASTIAN? * KONDUKT ŻAŁOBNY * NOCNA WYPRAWA NA GÓRĘ ZAMKOWĄ * KTO STRZELAŁ? Moryń jest miasteczkiem, które do dziś zachowało swój średniowieczny charakter. Niewielki ten gród otaczają zbudowane na przełomie XIII i XIV wieku mury miejskie. W najbliższym sąsiedztwie miasteczka rozlewa się głębokie, największe w tej okolicy jezioro, Morzycko. Ta głębia działała zawsze na wyobraźnię ludzką, stąd zapewne powstały liczne legendy o potworach zamieszkujących na dnie jeziora, a między innymi legenda o wielkim raku