To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Uczucie to wywoływało nieokreślony niepokój, nie wiążąc się z żadnymi objawami zmęczenia umysłowego. Drętwota rozszerzała się. Avery zauważył to po napięciu skóry na policzkach i na skroniach oraz po lekkim bólu głowy. Z uporem przewracał stronice czasopisma, czując dłonie jak dwie bryły kitu. Potem przyszedł Neil i wraz z nim ożywienie. Promieniował czystością i energią, unosząc się elastycznie na palcach. – Jak tam nocna zmiana? – spytał dziarskim tonem, podchodząc z uśmiechem do wszystkich po kolei. – Jak samopoczucie? – Nie najgorzej, panie doktorze – odpowiedział mu Gorrell. – Lekki przypadek bezsenności. Neill ryknął śmiechem, klepnął go po ramieniu i poprowadził wszystkich do laboratorium chirurgicznego. O dziewiątej, ogoleni i w czystych ubraniach, zebrali się w sali wykładowej. Czuli się znowu świeżo i rześko. Drętwota kończyn i lekkie otępienie minęły natychmiast po podłączeniu do kroplówek oczyszczających krew. Neill powiedział im, że w ciągu tygodnia ich nerki dostosują się do intensywniejszej pracy. Przez całe rano i większość popołudnia pracowali nad serią testów asocjacyjnych i sprawnościowych. Neill nie oszczędzał ich manewrując światełkami na katodowym ekranie, żonglując wymyślnymi seriami cyfrowymi i geometrycznymi oraz skomplikowanymi łańcuchami wyrazów. Wyglądało, że jest bardziej niż zadowolony z wyników. – Krótszy okres przypomnienia, głębsze ślady pamięciowe – powiedział do Morleya, kiedy trzej mężczyźni udali się o piątej na chwilę odpoczynku. – Beczki pierwszorzędnej szarej substancji. – Wskazał gestem wyniki testów rozłożone na biurku. – A ty martwiłeś się o podświadomość. Spójrz na te Rorschachy Langa. Zobaczysz, że wkrótce przypomni sobie przeżycia okresu płodowego. Morley skinął głową, czując, jak jego wątpliwości ustępują Przez następne dwa tygodnie albo on, albo Neill towarzyszyli trzem mężczyznom bez przerwy, siedząc w blasku reflektorów na środku sali gimnastycznej, oceniając wykorzystanie dodatkowych ośmiu godzin, uważnie wypatrując jakichkolwiek oznak regresji. Neill ciągnął za sobą wszystkich, od etapu do etapu, przez okresy testów, przez długie godziny niekończących się nocy, a jego potężna osobowość zarażała entuzjazmem wszystkich członków zespołu. Prywatnie Morley niepokoił się rosnącą emocjonalną zależnością widoczną w stosunkach między Neillem a trójką mężczyzn. Obawiał się, że zaczynają utożsamiać Neilla z eksperymentem. Dzwonek na posiłek wywołuje ślinienie, ale jeżeli po długim okresie uwarunkowywania nagle przestanie się dzwonić, obiekt doświadczenia nie może jeść przez pewien czas. Takie odjęcie bodźca nie szkodzi psu, ale w przypadku i tak już przewrażliwionej psychiki może wywołać katastrofę. Neill w pełni zdawał sobie z tego sprawę. Pod koniec pierwszych dwóch tygodni, kiedy zaziębił się paskudnie po nie przespanej nocy i postanowił spędzić następny dzień w łóżku, zawołał Morleya do swojego gabinetu. – Przeniesienie staje się zbyt ścisłe. Następuje zbytnie utożsamienie. Trzeba je nieco rozluźnić. – Zgadzam się – powiedział Morley. – Ale jak? – Powiedz im, że będę spał przez czterdzieści osiem godzin – odparł Neill. Zgarnął stos sprawozdań, tablic, kart testowych i wsadził je pod pachę. – Celowo nałykałem się środków uspokajających, żeby trochę odpocząć. Wyglądam jak cień, pełny zespół objawów wycieńczenia, bezpieczniki w mózgu aż piszczą. Podkoloryzuj to odpowiednio. – Czy to nie jest zbyt drastyczne? – spytał Morley. – Znienawidzą cię za to. Ale Neill tylko się uśmiechnął i poszedł zająć gabinet przylegający do jego sypialni. Tej nocy Morley miał dyżur w sali gimnastycznej od dziesiątej wieczorem do szóstej rano. Jak zwykle zaczął od sprawdzenia, czy pielęgniarze mają w pogotowiu swoje wózki reanimacyjne, przeczytał w księdze zapis poprzedniego dyżurnego, jednego ze starszych lekarzy, i dopiero wtedy podszedł do kręgu foteli. Usiadł na kanapie obok Langa i zaczął kartkować czasopismo, obserwując uważnie trójkę mężczyzn. W blasku lamp łukowych ich wychudzone twarze miały niezdrowy odcień, jak przy sinicy. Starszy lekarz ostrzegł go, że Avery i Gorrell mogą się przemęczyć przy stole pingpongowym, ale przed jedenastą przerwali grę i zasiedli w fotelach. Poczytali trochę bez zapału i dwukrotnie wyszli do stołówki, eskortowani za każdym razem przez jednego z pielęgniarzy. Morley powiedział im o Neillu, ale ku jego zdziwieniu żaden z nich tego nie skomentował. Powoli nadeszła północ. Avery czytał zgarbiony w swoim fotelu. Gorrell grał sam z sobą w szachy. Morley podsypiał. Lang odczuwał niepokój. Cisza sali gimnastycznej i brak ruchu wokół działały na niego przygnębiająco. Nastawił gramofon i wysłuchał Koncertu Brandenburskiego, analizując jego tematy przewodnie. Potem zrobił sam sobie test na asocjację słowną, przewracając stronice książki i wykorzystując słowa w prawym górnym rogu jako hasła. Morley pochylił się w jego stronę. – Coś wychodzi? – spytał. – Kilka interesujących reakcji. – Lang wziął notes i coś w nim zapisał. – Pokażę je Neillowi rano albo kiedy się tam obudzi. – W zamyśleniu podniósł wzrok w górę na lampy łukowe. – Zastanawiałem się. Jak myślisz, jaki będzie następny krok? – Krok, dokąd? – spytał Morley. – O jaki krok ci chodzi? Lang zrobił szeroki ruch ręką. – Mam na myśli ewolucję. Trzysta milionów lat temu opuściliśmy morza i zaczęliśmy oddychać powietrzem. Te raz zrobiliśmy następny logiczny krok i wyeliminowaliśmy sen. Co będzie dalej? Morley potrząsnął głową. – Te dwa kroki nie są analogiczne. Zresztą w gruncie rzeczy wcale nie opuściłeś pierwotnego oceanu. Nadal nosisz ze sobą jego prywatny model w postaci swojej krwi. Po prostu zawarłeś w sobie niezbędny fragment fizycznego otoczenia, żeby się od niego uniezależnić? Lang kiwnął głową. – Myślałem o czymś innym. Powiedz, czy zastanawiałeś się kiedyś nad tym, jak bardzo nasza psychika zorientowana jest na śmierć? Morley uśmiechnął się. – Zdarzało mi się – powiedział, ciekaw, do czego to prowadzi. – To dziwne – ciągnął Lang w zamyśleniu. – Zasada przyjemności i bólu, cały zapewniający kontynuację gatunku aparat seksu, przysłowiowa obsesja jutrem naszego superego; przez większość czasu (na ogół) psychika człowieka nie patrzy dalej niż po własny grób. Skąd się bierze ta dziwna obsesja? Jest jeden oczywisty powód. – Wskazującym palcem jakby postukał coś w powietrzu. – Ponieważ co noc otrzymujemy wielce przekonywającą próbkę losu, jaki nas czeka. – Masz na myśli czarną dziurę? – spytał Morley kwaśno. – Sen? – Właśnie. To nic innego jak pseudośmierć. Oczywiście nie uświadamiamy sobie tego, ale to musi być przerażające. – Zmarszczył brwi. – Myślę, że nawet Neill nie zdaje sobie sprawy z tego, że sen nie jest bynajmniej odpoczynkiem, lecz autentycznie traumatycznym przeżyciem. Więc to tak, pomyślał Morley