To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

29 A za bogactwem przyszła i moc. Kilka tysięcy peltastów i hoplitów strzegło miasta i kraju, sto galer – przystani. Sparta, która niegdyś skrzywdziła bez miary ten lud, zaniepokoiła się jego potęgą i wysłała tajnych posłów do Sycylii, aby naocznie przekonali się, czy flota i falangi messyńskie mogą być groźne dla Lakonii. Lecz gdy posłowie wrócili, gdy zdawali sprawę z wielkości miasta, z jego bogactw, z zysków, które tam z zewsząd napływają, z dostatku i wygód, w jakich żyją mieszkańcy, uspokoili się starce z geruzji i zrzuciwszy troskę z serca, mówili do siebie wzajem: – Zaiste, zbyt im tam dobrze, aby nie mieli zapomnieć o dawnej ojczyźnie Ale mylili się starce z geruzji, wspomnienia bowiem dawnej ojczyzny ani na chwilę nie zatarły się w duszach Messeńczyków. Nie zasypało tych wspomnień złoto, nie zniweczyły zyski kupców ni zarobki lekarzy, inżynierów i budowniczych. Pokolenie przekazywało pokoleniu miłość i tęsknotę. By zaś myśl nie odwracała się ani na chwilę od krainy, w której leżały prochy ojców – i aby miłość dla niej była tak trwała jak brąz i kamień, weszło wygnańcom w zwyczaj ryć na architrawach świątyń, na przyczółkach gmachów publicznych, na utwierdzeniach i wieżach następujące słowa: „Pamiętajcie o starej ziemi!” I pamiętali. – Pamiętali nawet wówczas, gdy w zmiennej losów kolei przyszły nieszczęścia, gdy Ateńczycy opanowali na krótko osadę i gdy Himilkon- Kartagińczyk zburzył gród prawie do szczętu. Ludziom wydawało się, że nie ma już Messyny, ale zapomnieli, że są Messeńczycy, którzy błądząc wśród zgliszcz i gruzów czytali na złomach świątyń i zwaliskach gmachów słowa, które najgłębiej wyryte były w ich sercach: „Pamiętajcie o starej ziemi!” Więc pamięć przetrwała niedolę. Lata poczęły płynąć, Odbudowało się z sąsiedzką pomocą miasto. Przystań zaroiła się znów od masztów. Rozbłysły w powietrznych błękitach i w słońcu marmury nowo wzniesionych świątyń i pałaców. Wracała z wolna dawna pomyślność. Ale oto pewnego dnia „wieścionośna Ossa” przyleciała przez morze z Hellady i jęła głosić w Messynie, że Teby porwały się do śmiertelnego boju z tą Spartą, która niegdyś podbiła Messenię, a której stopa zaciążyła kamieniem po wojnie poloponeskiej na piersiach wszystkich Greków. Imiona Epaminondasa i Pelopidasa rozegrzmiały od północnych granic Tesalii i Epiru do skalistych krańców Peloponezu i od wybrzeży Azji aż do Słupów Herkulesa. Za Tebami powstały inne miasta helleńskie. Grecja rozerwała pęta. I wieść biegła za wieścią, a każda do gromu podobna. Leuktry!... Mantynea!... Niezwyciężona dotychczas Sparta pobita, wojska jej rozproszone, siła na zawsze złamana, wyludniona Lakonia, opuszczone przyległe, niegdyś zagarnięte krainy!... W Messynie rozgorzały serca i głowy. Tłumy ludu rozkołysały się jak fale morskie i jak fale zalewały agora i wybrzeża, wyglądając gońców z Peloponezu. Na rynkach i ulicach, przed świątyniami i areopagiem, w przystani i w ogrodach miejskich rozebrzmiały pieśni na cześć Arystomenesa, na cześć dawnych bojów i dawnej ojczyzny. 30 Aż wreszcie przybyli gońce z najnowszą wieścią, iż Spartanie, broniąc ostatkiem sił Lakonii, opuścili starą Messenię i że cała kraina zmieniła się w na wpół bezludną pustynię. Wówczas lud zebrał się na wielki wiec, archontowie zaś zwołali radę, złożoną ze starców i znakomitych obywateli. A w miesiąc później mniejsze i większe statki pokryły tysiącami morze i zwróciwszy dzioby ku wschodowi wyciągnęły się w jeden nieskończony łańcuch na cichych rozpływach Jońskiego Morza. Na statkach widać było prawie całą ludność Messyny. Mieszkańcy kwitnącej osady porzucili domy, porzucili sklepy, zyskowne prace, wielkie zarobki i wracali do opuszczonej przed wiekami ojczyzny, do Messenii, do Pylos, do Menote, do dawnych siedzib, do wiosek ukrytych w górskich dolinach, do pastwisk na połoninach Tajgetu, do dawnych cmentarzy, do prochów ojców. Wracali do krainy mniej żyznej, na jałowe pola, na nowe trudy w niedostatku i ubóstwie, ale wracali tam, skąd nigdy nie oddalały się ich serca. Toteż gdy po długiej żegludze wylądowali wreszcie w przystaniach peloponeskich, padali na twarze i obejmując ramionami starą ziemię wołali ze łzami jak dzieci, które po długiej rozłące obejmują matkę kochaną: – Ziemio-Rodzicielko, nie zapomnieliśmy o Tobie! Tak to przed wiekami kochali Messeńezycy swoją pierwotną ojczyznę. 31 CO SIĘ RAZ STAŁO W SYDONIE Abdolonim padł na twarz przed Marhabalem, bogatym kupcem z Sydonu, i leżał jak długi dopóty, dopóki Marhabal nie zapytał, co by to miało znaczyć. Wówczas powstał i mówił, jak następuje: – Panie! za cały majątek mam tylko mały ogródek, w którym uprawiam rzodkiew, cebulę i róże. Ale jestem młody, pracowity i uczciwy. Wiem, że to, co powiem, może ci się wydać szaleństwem lub co najmniej zuchwalstwem. Ponieważ jednak nazywają cię w Sydonie „Roztropnym”, ufam, że nie uniesiesz się gniewem. Oto pokochałem twoją córkę, cudną Thalestris, jestem przez nią wzajemnie kochany – błagam cię, panie, abyś mi ją oddał za żonę. Marhabal chciał w pierwszej chwili ogrzmocić Abdolonima laską z kości słoniowej, którą trzymał w ręku, albo zawołać niewolników, aby go zrzucili ze schodów; ale powstrzymał się, albowiem istotnie nie zwykł nic czynić bez namysłu. W Sydonie nazywano go nie tylko „Roztropnym”, ale i „Dokładnym”, gdyż lubił rozprawiać, lubił wypowiadać swoje myśli obszernie i dowodzić wszystkiego w sposób niezbity i wykazujący jak na dłoni: o ile zdrowy i stateczny rozum kupiecki przewyższa wszelkie inne myślenie. Z tego powodu umilkł na czas tak długi, jaki jest potrzebny do przesypania się piasku w klepsydrze, a potem tak zaczął z wolna mówić: – Abdolonimie! Z córką moją, jeśli istotnie zapach twoich róż odurzył ją aż do zupełnej utraty rozumu, pogadam osobno i mam nadzieję wybić jej z głowy nieprzyzwoite myśli. Co się tyczy ciebie, mój sposób widzenia jest następujący. Ceniłem cię zawsze za twoje ogrodowizny. Rzodkiew, którą mi sprzedajesz, nigdy nie jest sparciała, a twoja cebula nie tylko dobrze smakuje, ale i odbija się tak przyjemnie, że nieraz kupcy na Byrsie pytają mnie, u kogo ją nabywam. To znaczy. że to, co robisz, robisz dobrze