To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Otóż Tytus, spełniwszy powinność, co żywo Znowu mnie swoją myślą ogarnął troskliwą I właśnie teraz - słyszę, bo sam nie rzekł słowa - Jest na radzie senatu, a ta już gotowa Zwiększyć za jego wolą władztwo Palestyny, Łącząc z nią prócz Arabii syryjskie dziedziny. Jeśli wierzyć, co mówią jego powiernicy I co mi sam przysięgał, ilekroć - nie zliczy, Po to mnie dziś królową tylu ziem stanowi, Bym się stała godniejsza glorii cesarzowej. Przyjdzie sam mi tu złożyć dary najłaskawsze. ANTIOCH A ja przyszedłem ciebie pożegnać na zawsze. 211 BERENIKA Co mówisz? Nie rozumiem, dziwna twoja mowa. Twarz ci się mieni smutkiem, plączą ci się słowa. ANTIOCH Żegnaj, już muszę odejść. BERENIKA Ale cóż cię skłania? ANTIOCH na stronie Trzeba mi było uciec stąd bez pożegnania. BERENIKA Ty milczysz? Więzisz w ustach swych słowo bezradne. Jakaś w tym tajemnica, której nie odgadnę... ANTIOCH Milczałem, jak kazałaś, na przekór mej chęci; Teraz powiem, bo już mnie nie zobaczysz więcej. Więc posłuchaj. Ze szczytu potęgi i sławy Rzuć na ziemię rodzinną twoją wzrok łaskawy I wspomnij, że z twych oczu pierwszy grot miłości Padł tam na moje serce i w nim się rozgościł. Agryppa, brat twój, moim sprzyjając zapałom, Przemówił do cię za mną, ile chęci stało. I może bym twe serce pozyskał radosny, Cóż, kiedy Tytus przyszedł, zobaczył cię, olśnił. Stanął przed tobą wielki, cały w glorii męża, Co niesie zemstę Rzymu, gdzie zechce, zwycięża. Judea jękła trwogą, lecz pierwszą ofiarą Był żałosny Antijoch, nierówny cezarom... Wnet twe usta, okrutny arbiter niedoli, Kazały słowom moim milczeć po niewoli. Walczyłem z sobą długo, mówiłem oczyma, Westchnieniami i łzami nadzieim się trzymał, Lecz w końcu twa surowość przeważyła szalę: Kazałaś mi iść z kraju albo stłumić żale I milczeć, na co przysiąc musiałem z twej woli. Lecz dziś wyznam, zrywając pęta mej niewoli, Ze wbrew słowu, co z ust mi zostało wyrwane, Przysiągłem, że cię nigdy kochać nie przestanę. BERENIKA Ach! ANTIOCH Milczałem posłusznie, choć w duszym się burzył, Przez pięć lat. Jutro znowu zamilknę na dłużej. Z legionami rywala wyruszyłem w pole, 212 By po łzach krew mą wylać i tak ściszyć bole, Lub by przynajmniej sława ma Antijochowa Mogła przemówić do cię, gdy nie mogły słowa. Zdawało się, że nieba położą kres męce; Byłem tak bliski śmierci... Niestety nic więcej. Daremniem się narażał, nieprzytomny cały; Męstwo Tytusa było ponad moje szały. Muszę oddać hołd cnotom wielkiego żołnierza. Choć dziedzictwem do władzy nad imperium zmierzał, Choć wielbiony przez ciebie, kochany przez ciebie, Zdawał się szukać śmierci w najcięższej potrzebie. Żem ja czynił to samo, nie szukać w tym cnoty, Bom był próżen nadziei, do życia ochoty, Nie miłowan... Już mocniej serce ci zabiło... Słuchasz chętniej, gdy mówię, o kim słuchać miło. Żem wysławiał Tytusa poczciwie, niekłamnie, Wybaczasz mi opowieść smutną tylko dla mnie. Gdy Jeruzalem padło, Tytus starł do szczętu To, co uszło z pożarów, głodu i zamętu, I zostawił w zwaliskach miasto ongi butne, Kończąc nareszcie boje długie i okrutne. Ciebie wnet zobaczyły wzgórza Kapitolu; Wschód dla mnie opustoszał, umierałem z bólu. Błąkałem się czas długi w murach Cezarei, Mieście szczęsnym, gdziem ciebie miłował w nadziei... Przyzywałem cię duszą, usty spieczonemi, Szukałem wszędzie śladów twoich stóp na ziemi, Aż spalony tęsknotą i rozpaczą jęty Skierowałem do Rzymu królewskie okręty. Tutaj los mi gotował najsroższe gorycze: Tytus mnie zaprowadził przed twoje oblicze, Serdeczny; więc przyjaźnią zwiodłem was oboje. A wyście powierzali mi uczucia swoje, Lecz zawsze łagodziła ból nadziei mara: Lękaliście się Rzymu, sprzeciwu cezara. Myślałem, że się Tytus ugnie przed rodzicem... Dzisiaj Wespazjan w grobie, mój rywal dziedzicem. Czemuż nie zbiegłem zaraz! Alem jeszcze czekał, Czy jakiś dziw nie zmieni przeznaczeń człowieka. Teraz wszystko skończone, twa świetność zaczęta; Będziesz miała dość świadków zwycięskiego święta. Inni radością wasze zaprawią wesele, Ja mógłbym dodać tylko łez palących wiele. Ofiara nieszczęśliwej, zbyt wiernej miłości, Szczęśliwy, że ci mogłem powiedzieć bez złości, Jakich okrutnych cierpień przez ciebie doznałem, Idę kochając więcej, niż przedtem kochałem. 213 BERENIKA Nie przypuszczałam tego i w zdumieniu stoję, Że gdy z życiem cezara mam powiązać swoje, Ktoś inny z śmiertelników przychodzi zbyt śmiały, By mi wyznać bezkarnie miłosne zapały. Tylko z przyjaźni dla cię zwiążę sobie wargi, Zamilknę i zapomnę obraźliwej skargi. Słów, które mnie raniły, słuchałam cierpliwie; Więcej: żal mi, że jedziesz, choć się i nie dziwię, Żal mi, bo w tobie właśnie pragnęłam najbardziej Mieć świadka mojej chwały, a tyś tym pogardził. Któż więcej, jeśli nie ja, wielbił twoje cnoty! Podziwiałeś Tytusa, on z szczerej ochoty Kochał ciebie. Lubiłam zwierzać myśli tobie Jakoby Tytusowi, tylko w twej osobie. ANTIOCH Nie chcę już takich rozmów - niestety, za późno, W których mojej osoby szukać by na próżno. Uciekam przed Tytusem. Nie znoszę imienia, Które twa miłość ciągle najtkliwiej wymienia. Uciekam przed oczyma, co patrzyły w moje, Lecz nie widziały nigdy, że przed nimi stoję, A więc żegnaj! Odchodzę z twym obrazem w duszy. Czekać będę, aż miłość moją śmierć zagłuszy, Lecz nie bój się, bym ślepy od ciosu, co boli, Świat cały brał za świadka serdecznej niedoli. Nie! Tylko wieść o zgonie, którą w duszy pieszczę, Przypomni tobie kiedyś, że ja żyłem jeszcze. Żegnaj! SCENA PIĄTA B e r e n i k a, F e n i k a FENIKA Żal mi go bardzo. Kto tak kochać umie, Wart by lepszego szczęścia. Ja go tak rozumiem. Tobie go nie żal? BERENIKA Odszedł tak niespodziewanie. Feniko, to przyznaję: żal po nim zostanie. FENIKA Trzeba go było wstrzymać! 214 BERENIKA Wstrzymać Antijocha?! Raczej zapomnieć zgoła, że żyje, że kocha! Miałażbym w nim podsycać uczucia szalone?! FENIKA Zważ: Tytus jeszcze ciebie nie pojął za żonę, A tutaj patrzą na cię z zawiścią wezbraną. Tutaj prawa odwieczne wzbraniają Rzymianom Łączenia się z krwią obcą, wzbraniają surowo. Rzym nienawidzi królów, a tyś jest królową. BERENIKA I ja się bałam dawniej, teraz lęki rzedną. Dziś Tytus może wszystko; rzeknie słowo jedno I senat się ukorzy, nie sprzeciwi więcej, A lud posągi władcy różami uwieńczy. Przecież widziałaś sama, jak było tej nocy; Jeszcze jego wielkością masz zdumione oczy. Ach, te pochodnie, stosy, świecące puklerze, Orły, rózgi liktorów, tłum ludu, żołnierze, Senat i konsulowie, rzesza królów mnoga... A to wszystko blask brało, rzekłabyś, od boga, Od męża, co mnie kocha